[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cios prosto w serce.
Iście  mistrzowski odwet.
- Nie poznał mnie.... powiedział, że jestem upiorem wysłanym przez.... Tamtego -
Boromir zaczął się trząść.
Aragorn położył mu rękę na ramieniu.
- To kara, prawd...prawda?  szepnął Boromir.
- Co?
- To kara za Amon Hen...
- Boromirze! - zaalarmowany Aragorn wyprostował się, zdecydowanym ruchem
wzmocnił chwyt na jego ramieniu i odwrócił go ku sobie. - Spójrz na mnie!
Boromir niechętnie uniósł spłakaną twarz.
- Na litość Eru, skąd ci to przyszło do głowy?! - Aragorn zmarszczył brwi. - Co to
za bzdury?! Jaka kara? I niby przez kogo wymierzona?
Boromir pociągnął nosem i otarł twarz rękawem, nie odpowiadając.
- A jak się ma do tego Faramir?- drążył Aragorn nieustępliwie. - On też ma być
 ukarany za Amon Hen? Jego tam wszak nie było. Podobnie jak reszty mieszkańców
Minas Tirith, którzy też stracili Namiestnika. I co, oni wszyscy zostali ukarani z powodu
Amon Hen? Z powodu *twojego* błędu? Boromirze, bardzo cię lubię, ale czasami masz
wprost porażające ataki megalomanii. Powiedziałbym nawet, że typowo hobbickie. Nie
wiem, czy wiesz, ale Pippin oznajmił mi kiedyś, że Gandalf zginął w Morii ponieważ on
wrzucił kamień do studni. Doprawdy nie wiem, który z was dwóch jest gorszy.
Przez twarz Boromira przemknął coś jakby cień uśmiechu. Aragorn wziął to za
dobry znak i odczekawszy chwilę, spytał łagodnie:
- Trochę lżej?
- Nie!  padła natychmiastowa odpowiedz, w której pobrzmiewała lekka pretensja.
- Przez ciebie boli mnie teraz głowa, nie widzę na oczy i mam zapchany nos!
Aragorn uśmiechnął się i wyciągnął rękę, by ściągnąć zwisającą ze stołu niewielką
serwetę.
- Proszę.
- To ulubiona serweta dziadka - oznajmił Boromir z wyrzutem.
- Z pewnością wolałby, by wnuk użył jej, zamiast nieobyczajnie wycierać nos w
rękaw.
Wnuk Ectheliona łypnął na niego, wziął serwetę i z godnością wydmuchał nos.
Ponieważ nie wyglądało na to, ze zamierza podnieść się z podłogi, Aragorn skorzystał z
okazji i usadowił się wygodniej, krzyżując nogi i opierając plecami o ścianę.
Boromir spojrzał na niego, a potem opuścił wzrok na ciemną plamę na tunice
Strażnika.
- Przepraszam - mruknął. - Okropnie cię... obfafluniłem.
- To nic - rzekł Aragorn rozbawiony tym doborem słów. Na moment zawahał się i
po krótkim namyśle zdecydował się mówić dalej. - Zresztą, nie pierwszy to raz.
Przywykłem.
- %7łe co, proszę?- zdezorientowany Boromir zmarszczył brwi.
- Poprzednim razem obfafluniłeś mi spodnie - wyjaśnił i roześmiał się mimo woli,
widząc okrągłe oczy Boromira. - Miałeś nieco ponad rok i właśnie kończyły ci się
wyrzynać zęby - tłumaczył cierpliwie, poważniejąc. - Gryzłeś wszystko w zasięgu ręki, z
rodziną i służbą włącznie. Ja nieopatrznie wziąłem cię na kolana, zlekceważywszy
ostrzeżenia Ectheliona.
Boromir nadal wytrzeszczał na niego oczy, spoglądając tak, jakby się zastanawiał
skąd dyskretnie ściągnąć pomoc, skoro Dziedzic Isildura oszalał.
- Odgryzłeś mi też rzemień od sakiewki. Ale nie żywię urazy - dodał Aragorn.
- Chcesz powiedzieć  zaczął Boromir z wolna, tonem jakim się mówi do
szaleńców - że znałeś mnie jako roczne dziecko?
- Tak.
- Byłeś w Minas Tirith *czterdzieści* lat temu?
- Służyłem wtedy Ecthelionowi.
- Znałeś dziadka?
- Tak.
- A moją matkę?
- Tak.
Boromir podejrzliwie zmarszczył brwi.
- To jakiś żart?
- Nie, Boromirze. Mieszkałem w Minas Tirith przez jakiś czas.
- Gdzie konkretnie?
- W Domu Sokolników, w komnatach na pierwszym piętrze - odpowiedział
Aragorn cierpliwie.
- Musiałbyś mieć jakieś sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat.
- Osiemdziesiąt dziewięć, jeśli chodzi o ścisłość.
- A-ha - Boromir spojrzał na niego, jak ktoś kto oczekuje na puentę żartu. Kiedy
jednak nie nastąpiła, zamarł, przetrawiając tę informację i upewniając się wzrokiem, że
Aragorn nie żartuje.
- Ależ...mógłbyś być moim ojcem! - wykrzyknął w osłupieniu.
- Nie mógłbym, ponieważ twoja matka świata nie widziała poza Denethorem -
spróbował zażartować, ale Boromir wciąż gapił się na niego okrągłymi oczami. - Na
upartego mógłbym być nawet twoim dziadkiem, ale, za pozwoleniem, wolę w tobie
widzieć brata. Zawsze chciałem mieć młodszego brata.
- Przecież masz braci - zauważył Boromir odruchowo. - Elladana i Elrohira.
- To elfowie - odparł Aragorn porozumiewawczym tonem.
Syn Denethora uśmiechnął się, ale czym prędzej spoważniał, wracając do
przerwanego tematu.
- A co robiłeś w Minas Tirith?- kontynuował swe dochodzenie.
- Walczyłem w obronie Gondoru.
- Z kim?
- Z orkami. I z korsarzami. Przede wszystkim z korsarzami.
Boromir zaniemówił, a Aragorn z zainteresowaniem obserwował, jak jego oczy
rozszerzają się w nagłym zrozumieniu.
- Nnnie...- powiedział w końcu. - Ty jesteś.. Ty nie możesz być...
Aragorn uśmiechnął się leciutko.
- Thorongil?
Aragorn skinął głową dla potwierdzenia. Raz, żołnierskim sposobem.
Boromir zaczął kręcić głową, jakby nie przyjmował tej rewelacji do wiadomości.
- Nie wierzę - oświadczył bez przekonania.
Aragorn nadal obserwował go z rozbawieniem.
- Thorongil... - Boromir nagle zmarszczył brwi. - Dlaczego mi nie powiedziałeś?!-
wybuchnął z wyrzutem. -Dlaczego się nie przedstawiłeś w Rivendell? Dlaczego nie
przyznałeś się, że mnie znasz?
- Chciałem byś najpierw mnie poznał i wyrobił sobie sąd na podstawie własnych
obserwacji. Twój ojciec za mną nie przepadał, obawiałem się więc, byś się na wstępie do
mnie nie uprzedził - odpowiedział Aragorn, opierając się plecami o ścianę. - A poza tym
- dodał z uśmiechem - twa sława wielkiego wojownika cię wyprzedzała. Trochę
niezręcznie było mi na przywitanie tłumaczyć dziedzicowi Gondoru, że dawno temu...
obfaflunił mi spodnie.
Boromir przewrócił oczami i spróbował się nie uśmiechnąć.
- Mówiąc oględnie, wyrosłeś od czasu, kiedy cię ostatnio widziałem  Aragorn
zmierzył go wzrokiem.
- Masz może dla mnie jeszcze jakieś rewelacje? - Boromir uniósł brew. - O czym to
jeszcze nie wiem? Jacyś zaginieni bracia rozdzieleni po urodzeniu? Ktoś widział
Earnura w Mieście? Albo koty królowej Beruthiel?
- Nie. Ale podobno w gwardii służy niziołek, a po ulicach chadza elf w
towarzystwie krasnoluda.
- Czego to ludzie z nudów nie wymyślą.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza.
- Naprawdę ... obfafluniłem ci spodnie?
- Próbowałeś odgryzć mi kolano. Z trudem odwróciłem twą uwagę za pomocą
paska od sakiewki. Który to pasek przegryzłeś na pół, nawiasem mówiąc.
-Valarowie - jęknął Boromir, a potem spojrzał na niego błagalnie - nie mów
nikomu, dobrze? A szczególnie Pippinowi...
- Nikomu nie powiem.
- Jeśli jeszcze usłyszę, że byłeś świadkiem jak mi zmieniają pieluchy...NIE! nie chcę
wiedzieć, nic nie mów, błagam.
Aragorn, ubawiony, posłusznie zamknął usta.
Boromir milczał przez chwilę, ale w końcu nie wytrzymał:
- Widziałeś, prawda?- zapytał grobowym głosem patrząc w ścianę.
- Widziałem, jak stawiasz pierwsze kroki - odpowiedział Aragorn z uśmiechem.
- Naprawdę?  Boromir spojrzał na niego zainteresowaniem. - I jak mi szło?
- Nie tyle szło, co biegało ci się, rzekłbym. Owszem, dobrze. Z chwilą, kiedy
odkryłeś do czego służą nogi ruszyłeś biegiem i...-
- I tak mi zostało - dokończył Boromir. - Wiem. Mówili mi, że byłem dość
ruchliwym dzieckiem.
- Owszem. Nie dziwię się, że od Tharbadu przywędrowałeś do Rivendell na
piechotę. Kiedy patrzyłem jak niańki ścigają cię po całym dziedzińcu myślałem sobie, że
z pewnością daleko zajdziesz. To był piękny widok  Aragorn uśmiechnął się do
wspomnień. - Wielki plac i mały człowieczek pędzący na przełaj z szybkością
błyskawicy, a za nim armia niań w powiewających czepcach. Z niewiadomych przyczyn [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl