[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zachowanie stoickiego spokoju zakrawało na cud.
 Naprawdę, milady? A kogóż to moja siostra może
przypominać?
 Rzecz w tym, że niestety nie mogę sobie
przypomnieć! Nie potrafię nawet powiedzieć, czy
jest to kobieta czy mężczyzna. Ale nie ma o czym
mówić, zdarza się przecież, że ktoś jest bardziej
podobny do obcych niż do własnej rodziny, prawda,
mój drogi?
Robertowi z wielkim wysiłkiem udało się wymyślić
jakąś stosowną uwagę, po czym pożegnał się z czcigod-
ną matroną i wolnym krokiem podążył do loży. Czuł
się, jakby ktoś uderzył go obuchem w głowę. Wielki
Boże, któż to może być? Podobieństwo musi być
bardzo wyrazne, skoro lady Thorpe nie mogła się
powstrzymać, żeby o tym nie wspomnieć. Jak wydo-
być od niej tę wiadomość, nieprawdopodobnie cenną,
nie wzbudzając żadnych podejrzeń? Niestety, lady
Skandaliczne zaloty 175
Thorpe była osobą zbyt inteligentną, aby nie zorien-
tować się, że sprawa jest podejrzana. Jeśli on zacznie
nalegać, ona z pewnością zacznie się zastanawiać
głębiej, dlaczegóż to panna Winthrop podobna jest
do obcych, a rodzonego brata w niczym nie przypo-
mina...
ROZDZIAA DZIESITY
Następnego dnia pan Stanford o oznaczonej porze
zjawił się przy Cavendish Square, aby wraz z lordem
Wintropem, jego siostrą i kuzynką udać się na
przejażdżkę po parku. Niestety, ta przyjemność
nie zaczęła się w atmosferze najlepszej. Alice szy-
kowała się niemal od świtu, trzy razy zmieniała
suknie, przed lustrem przesiedziała bitą godzinę.
W rezultacie wyglądała nadzwyczaj elegancko, zbyt
elegancko jak na zwykłą przejażdżkę po parku.
Tak przynajmniej w skrytości ducha oceniła ją
Hanna, która sama ubrała się bardzo skromnie,
nie spodziewając się żadnych miłych uwag na temat
swego stroju. Niestety, kiedy obie panie zeszły
na dół, pan Stanford najgorętszymi komplementami
obsypał Hannę. Nie pozostawało jej nic innego,
jak miło podziękować. Jednak z niepokojem zerkała
na zmienioną twarzyczkę Alice, a potem dołożyła
Skandaliczne zaloty 177
wszelkich starań, aby uwaga pana Stanforda skupiła
się na kuzynce.
Na szczęście Robert, jak zwykle, zachował przyto-
mność umysłu i z góry uprzedzając jakiekolwiek dąsy
i komplikacje, spokojnie zasugerował, że on i pan
Stanford siądą obok siebie i będą mieli przyjemność
spoglądania na obie damy. Hanna błogosławiła w du-
chu jego dar przewidywania, mogła sobie przecież
wyobrazić katusze Alice, gdyby to Hanna zajęła miej-
sce obok jej drogocennego pana Stanforda.
Mimo tej początkowo kłopotliwej sytuacji, atmo-
sfera powoli się poprawiała, także i za sprawą pogody,
wprost wymarzonej na przejażdżkę. Park zapchany
był powozami, co wcale nie psuło przyjemności. Stang-
ret poruszał się ściśle według wskazówek Roberta,
podpowiadającego bezbłędnie, która aleja będzie mniej
zatłoczona, lub też o powierzchni odpowiednio utwar-
dzonej i konie będą mogły pobiec kłusem, a pasażero-
wie powozu poczuć na twarzach przyjemny wietrzyk.
Alice, już rozpogodzona, paplała jak najęta, jak to
Alice, w nieco egzaltowany sposób. Hanna była szczęś-
liwa, że kuzynka odzyskała humor, jej nastrój jednak
nie był najlepszy. Ilekroć znajdowała się w większym
towarzystwie, jej własna niejasna sytuacja stawała się
jeszcze bardziej przygnębiająca. Boże drogi... Jakież
byłoby jej życie, gdyby lady Winthrop nie przygarnęła
znajdy? Teraz zapewne szorowałaby czyjeś podłogi
albo usługiwała pyszałkowatej damie. Może stałaby za
ladą w jakimś sklepiku, może biegałaby z piwem po
brudnym wyszynku... W każdym razie na pewno nie
178 Gail Whitiker
jechałaby teraz w jednym powozie z dwoma dżentel-
menami, z których jeden był wicehrabią, drugi zaś ten
tytuł ma zagwarantowany, a dama obok na pewno
wkrótce za jakiegoś wicehrabiego wyjdzie za mąż.
I Hannę nękało uczucie bardzo nieprzyjemne, że ona
do tego grona absolutnie nie pasuje.
 Panno Winthrop?  zagadnął nagle pan Stanford.
 Jesteś pani taka milcząca. Uleciałaś myślami, czy też
rozkoszujesz się piękną pogodą?
Hanna uniosła głowę i zarumieniła się, zauważyw-
szy, że oczy wszystkich zwrócone są na nią.
 Proszę wybaczyć, nie chciałabym wydać się nie-
uprzejma, ale rzeczywiście, myślami błądziłam gdzie
indziej.
 Mam nadzieję, że to nie brak zainteresowania
naszym towarzystwem powoduje nieobecność pani
ducha.
 Ależ skąd! I jeszcze raz proszę wybaczyć, ale to
sprawy rodzinne zaprzątają mi głowę.
Na tę odpowiedz Hanna mogła sobie pozwolić.
Wszyscy sądzą zapewne, że wspomina zmarłą matkę...
 Teraz postaram się być gościem jak najwdzięcz-
niejszym.
 Jakże to tak!  wykrzyknęła z oburzeniem Alice.
 Kuzynka wcale nie jest gościem. Kuzynka jest
członkiem rodziny.
 Jedynym tu gościem jestem ja  zadeklarował pan
Stanford.
Z opresji, jak zwykle, ratował Hannę Robert.
 A mnie się wydaje, że dziś wszyscy państwo są
Skandaliczne zaloty 179
moimi gośćmi  oświadczył z uśmiechem.  Prawda,
Hanno?
Spojrzała w jego oczy, ciemne i pogodne. Było
w nich tyle troski i... ciepła, tak, szczególnie ciepła było
nagle bardzo dużo.
 Tak... chyba tak właśnie jest  wyjąkała, umyka-
jąc spojrzeniem w bok. Boże, cóż ona dojrzała w tych
oczach? Chyba nie... Nonsens! Robert z pewnością nie
żywi wobec niej jakichś szczególnych uczuć. On po
prostu dba, aby wszyscy bawili się dobrze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl