[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sze i wszędzie, jakby na trwale odcisnęły się w jego duszy.
Unikał z nią kontaktu fizycznego. Bał się, że jeśli na przyjęciu, przeciskając się
przez tłum, wezmie ją za rękę, to już nie puści; zgarnie w ramiona i zacznie błagać, aby
nie odchodziła. Wiedział jednak, że ona dotrzyma umowy. Całe życie marzyła o White-
stones i teraz, będąc tak blisko celu, nie zrezygnuje ze swoich marzeń.
Zresztą wcale tego nie chciał. Pragnął mieć inteligentną, dojrzałą emocjonalnie żo-
nę, która byłaby jego przyjacielem i partnerką; która prowadziłaby jego dom i wspoma-
gała w pracy. Mirandy to nie interesowało.
W porządku, rozumiał to.
Nie poddawaj się, stary. Prędzej czy pózniej znajdziesz idealną kobietę, ożenisz się
z nią i zapomnisz o Mirandzie.
- Co myślisz o Caroline? - zapytał.
Zbliżał się koniec tygodnia. Siedzieli we włoskiej restauracji. Rafe podejrzewał, że
podobnie jak on Miranda nie jest głodna, mimo to oboje zamówili po porcji makaronu.
Przyjęcie skończyło się o ósmej; żadne z nich nie miało ochoty wracać do domu. Kiedy
przebywali w mieście, wśród ludzi, przynajmniej mogli udawać, że wszystko jest jak
dawniej.
- Caroline? - Miranda sięgnęła po widelec. - Która to?
- Taka atrakcyjna blondynka. Pani adwokat.
- Hm. - Nabrała spaghetti na widelec. - Trochę mdła.
- A Helen?
- Miałbyś z nią mnóstwo kłopotów.
- Skąd wiesz?
- To widać. Ktoś, kto jest tak ambitny, jest również mocno neurotyczny.
Pokręcił zirytowany głową.
- Nie podoba ci się żadna z kobiet, które mogłyby mi odpowiadać.
R
L
T
Czego się spodziewał? Ciągle się zastanawiał, z kim się umówi, kiedy ona już
zniknie z jego życia, i która z wybranych kobiet najbardziej nada się na jego żonę. A co
to ją obchodzi?
Psiakrew, nie powinna była prosić, żeby poszedł z nią do łóżka. Głupio postąpiła.
Gdyby chwilę pomyślała, odgadłaby, że Rafe okaże się znakomitym kochankiem. Z ta-
kim doświadczeniem... Teraz rozumiała, dlaczego kobiety, z którymi go fotografowano,
tak promiennie się uśmiechały. W porównaniu z nimi na pewno wypadła kiepsko. Nic
dziwnego, że Rafe coraz intensywniej rozglądał się za odpowiednimi kandydatkami.
Przypuszczalnie nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie skończy się ten miesiąc.
Od tygodnia, po każdym przyjęciu, pytał o jej opinię na temat poznanych tam ko-
biet. Najwyrazniej bał się, że po wspólnie spędzonej nocy zakochała się w nim i nie pa-
mięta warunków umowy. To ciągłe przypominanie, że marzy o życiu bez niej, działało
jej na nerwy.
- Mnie nie muszą się podobać - oznajmiła, ledwo skrywając złość. - Nie mam za-
miaru im się oświadczać.
- Mogłabyś mi jednak okazać trochę wsparcia - mruknął.
- Trochę wsparcia? - Opuściła z brzękiem widelec. - A myślisz, że co robię? Po co
się stroję wieczór w wieczór? Po co chodzę na te kretyńskie przyjęcia i nie biję cię po
łapach, jak mnie obmacujesz na oczach ludzi?
- Za to ci płacę. I to niemało!
- Zasłużyłam na każdego pensa!
- Jeśli to jest tak męczące, dziwię się, że nie zażądałaś większej sumy!
- Gdybym wiedziała, co mnie czeka, na pewno bym zażądała! - Oczy lśniły jej
wściekłością. - Przez cały ostatni tydzień musiałam patrzeć, jak... Po prostu zachowujesz
się, jakbyś był na targu koni, czy raczej klaczy: ta mi się podoba, ta nie, tamta tak sobie.
Tylko brakuje, żebyś zaczął sprawdzać ich uzębienie! - Na moment zamilkła. - Nie po-
myślałeś, jakie to dla mnie upokarzające?
- Taką mieliśmy umowę - oznajmił hardo.
- Umowa była taka, że udajesz zakochanego, a nie że mnie ignorujesz! Od tygodnia
ani razu mnie nie objąłeś, prawie się do mnie nie odzywasz i robisz wszystko, aby poka-
R
L
T
zać ludziom, że masz mnie po dziurki w nosie. I masz czelność oskarżać mnie o brak
wsparcia?
Patrzył na nią lodowatym wzrokiem.
- Trudno ci dogodzić, Mirando. Nie chcesz ze mną więcej spać, ale narzekasz, że
cię nie obejmuję. Zamierzasz wynieść się do Whitestones, ale nie chcesz, abym poznał
kogoś, z kim byłbym szczęśliwy. A może na tym polega twój problem? - ciągnął, nie po-
zwalając jej dojść do słowa. - Nie chcesz, żeby inni byli szczęśliwi, ponieważ ty nie po-
trafisz być szczęśliwa. Jesteś zbyt spięta, aby się dobrze bawić. Uczucie radości po pro-
stu cię przeraża.
- Nieprawda!
- Nie? To dlaczego tak bardzo chcesz zamieszkać w Whitestones? Wiem, byłaś tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl