[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przed obiektywem aparatu fotograficznego po raz pierwszy w życiu.
Muszę ci się przyznać do niesamowitej tremy, Luke. Od wieków nie
pozowałam w plenerze.
- W takim razie możemy śmiało podać sobie ręce; Rachel! Albo mo-
żemy dać sobie buzi, jak powiada jeden z moich dowcipnych amery-
kańskich przyjaciół.
Roześmiali się oboje. Luke pozbierał swoje fotograficzne instrumenta-
rium i wysiadł z samochodu.
- Rozejrzę się trochę dookoła - poinformował Rachel, nachyliwszy się i
wetknąwszy głowę do wnętrza wozu przez otwarte drzwi. - Na tylnym
siedzeniu, w torbie, są kostiumy. Przebierz się tymczasem.
- Ale w który?
- Hm ... na początek może w ten ... no ... - Luke, który nie zastanowił
się wcześniej nad kwestią doboru kostiumów do poszczególnych zdjęć,
zaczął się w zaskoczeniu trochę plątać. - Ech, w który chcesz! - mach-
nął w końcu ręką. - Wybierzesz sama, zgoda? Zdaję się całkowicie na
43
twój gust.
- Postaram się wybrać najodpowiedniejszy, szefie - rzuciła Rachel z
figlarnym uśmiechem. - Już się przebieram, zaraz będę gotowa. Tylko
czasem mnie nie podglądaj!
- Dziewczyno, przecież nie jestem jakimś niedowarzonym nastolat-
kiem! - obruszył się Luke. - Stanę sobie spokojnie tyłem do szyby. Jak
już nie pomyślałem o zorganizowaniu dla ciebie jakiejś przenośnej
przebieralni, to przynajmniej zastąpię ci parawan, zgoda?
- Może być.
Rachel przesiadła się z miejsca obok kierowcy do tyłu wozu. Luke,
zgodnie z obietnicą, osłonił ją własnym ciałem przed ewentualnymi
wścibskimi spojrzeniami jakichś przypadkowych turystów.
Do licha, niesamowite jest to wszystko! - pomyślał ze zdziwieniem,
stojąc nieruchomo przy samochodzie i spoglądając w dal, na bezkresny
przestwór roziskrzonego w słońcu morza. Przecież przywiozłem tę ko-
bietę tutaj tylko po to, żeby ją uwieść i w jakimś sensie upokorzyć, a
tymczasem niespodziewanie zaczynam odczuwać wobec niej jakieś
takie ... czy ja wiem ... chyba po prostu opiekuńcze instynkty.
- No to już, szefie! - Rachel przerwała mu rozmyślania, meldując żarto-
bliwie swoją gotowość do pracy.
Uchyliła drzwi i trochę nieśmiało wysunęła się z samochodu, bosa,
ubrana już tylko w skąpe, kolorowe bikini.
Ubrana? Właściwie rozebrana! I chyba, a nawet na pewno - jak z miej-
sca przyznał w duchu Luke - jeszcze piękniejsza, jeszcze bardziej po-
nętna niż niegdyś. Ten wspaniały biust, te cudowne biodra, te oszała-
miające nogi ...
Luke St Clair poczuł natychmiast, że jeżeli jakimś nadludzkim wysił-
kiem nie zmusi się do odwrócenia uwagi od kobiecych powabów swo-
jej modelki, nie będzie w stanie skoncentrować się na zdjęciach.
I wyjdę w najlepszym razie na idiotę, a w najgorszym na jakiegoś oble-
śnego zboczeńca! - pomyślał. Chociaż w scenariuszu całej tej pięknej
imprezy przydzieliłem sobie zupełnie inną rolę. Rolę Casanovy! Do
44
licha, musisz wziąć się w karby, St Clair, raz, dwa, trzy! - kategorycz-
nie nakazał samemu sobie. Przecież podobno już nie jesteś niedowa-
rzonym nastolatkiem.
Chcąc się natychmiast czymkolwiek zająć, Luke zaczął zawzięcie ma-
nipulować aparatem. Zmierzył światło, zerknął w obiektyw, po chwili
go zmienił, założył filtr.
- Masz jakieś problemy ze swoim instrumentem? - prostodusznie zapy-
tała go Rachel.
Owszem, mam, ale nie z tym, o który w tej chwili ci chodzi, urocza
damo! - odparł w myśla1h Luke St Clair.
Po czym mruknął półgłosem,. wyraznie plącząc się w wyjaśnieniach:
- Nie! To znaczy tak ... trochę.
- Przecież podobno jesteś fachowcem w fotograficznej branży! - zdzi-
wiła się Rachel. - A m e ryk a ń s k i m fachowcem - podkreśliła z lek-
kim przekąsem.
- No, właśnie, amerykańskim! - powtórzył Luke, udając, że nie dostrze-
ga w słowach Rachel bodaj śladu ironii. - Mój własny sprzęt zostawi-
łem w Los Angeles, a ten aparat pożyczyłem tu, w Sydney, od kolegi.
To japoński "Nikon" - dodał gwoli wyjaśnienia, chcąc się wykazać fa-
chową wiedzą. - Nawet dobra marka, ale, widzisz, nie jestem z,nią oby-
ty, muszę się trochę przyzwyczaić.
- Zanim ty się przyzwyczaisz, ja w bikini przemarznę do szpiku kości
na tym wietrze - tym samym, co przedtem, z lekka ironicznym tonem
zauważyła Rachel.
- Nie, nie, już zaczynamy! - odparł Luke, siląc się na szeroki
uśmiech, a równocześnie mocno zaciskając zęby, żeby przypadkiem
nie wybuchnąć złością
A to złośliwa żmijka! - pomyślał, zerkając z ukosa na Rachel. Do
licha, złośliwa, ale ponętna.
Rozpoczęli sesję.
Luke St Clair uświadomił sobie, że robiąc zdjęcia, zyskuje na szczę-
ście natychmiast swoją zwykłą profesjonalną pewność siebie i nie
45
musi już wobec Rachel niczego udawać ani nikogo grać. Zorientował
się też bardzo szybko w ogromnych doprawdy możliwościach swojej
modelki.
Rachel Manning była nie tylko olśniewającej urody kobietą, ale i ruty-
nowaną mistrzynią, jeśli chodzi o pozowanie. W lot dosłownie chwyta-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]