[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nastoletnich chłopcacCały czas stała mi przed oczami Sarai. Wspomnieniami wracałam do matki.
Myślałam o zasłonach, demonach i h. Wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do Granta.
Odpowiedział po trzecim dzwonku. Wydawał się spięty.
- Byron ma złamane dwa żebra i nos. I wstrząśnienie mózgu. Może są jeszcze jakieś inne
wewnętrzne obrażei ludzi z opieki społecznej.nia, ale na razie nic więcej nie wiadomo. Niełatwo go
przekonać, żeby siedział spokojnie. Zmiertelnie boi się policji
- Ktoś się już pokazał? Grant się zawahał.
- Panuję nad sytuacją.
Panuje nad sytuacją. To może znaczyć cokolwiek. Zebrałam myśli. Cuchnęłam krwią.
Edika. Obawiam się, że Byron może być ich kolejnym celem.Coś się wydarzyło. Sarai nie żyje.
Jack gdzieś zniknął. Zostaliśmy zaatakowani. Strzelano do nas. Ludzie
- A ty?
- Nic mi nie jest - wymamrotałam. Oczywiste wierutne kłamstwo. - Musicie być ostrożni.
Postaram się dotrzeć do szpitala za niecałą godzinę. Jeśli się nie pojawię, zadzwoń do Suwanaia i
McCowana. Powiedz im, że Byron był chyba świadkiem morderstwa Badelta i ktoś chce go
zlikwidować. Może mu zapewnią ochronę.
- Ale to ich doprowadzi z powrotem do ciebie, Maxine. Zresztą Byron się na to nie zgodzi.
- To bez znaczenia. Rób, co należy. Ci ludzie działają szybko, Grant. To profesjonaliści.
- Maxine.
- Przyrzeknij.
Milczał twardo, bezkompromisowo.
- Grant, przyrzeknij - powtórzyłam. W tle usłyszałam czyjś głos.
- Panie Cooperon - odezwała się jakaś kobieta. Zesztywniałam. Przeszyło mnie straszliwe,
koszmarne
przerażenie.
- Przenoszą go gdzieś - rzucił Grant. - Muszę kończyć.
- Grant...
- Zrobię, co trzeba - przerwał mi ściszonym głosem. - Kocham cię. - Odłożył słuchawkę.
Wbiłam wzrok w komórkę i dopiero po chwili wsadzi- 1 łam ją z powrotem do kieszeni płaszcza.
Zastanawiałam kostki i zbielały, i ruszyłam w przeciwnym kierunku. Miałam coś 1 do załatwienia.
Jeszcze jedną rzecz. się, czy pojechać do szpitala od razu, w tym momencie, I ale dłonie zacisnęły
mi się mocno na kierownicy, aż Zaparkowałam w podziemiach targowiska Pike Place Market.
Zmierdziało tu rybami. Zatoka Elliott znajdowała się niedaleko stąd. Jej wody lśniły, jakby na
falach unosiły j się diamenty. Chłopcy zaczęli się kręcić przez sen. panował mrok. Był to chaotyczny
labirynt z kremowymi ścianami i spękaną podłogą, którą w kątach pokrywała Poszłam
podwieszonym mostkiem nad Western Avenue aż do głównego pasażu Pike Place. Na
targowisku samochodów, raz po raz terkotania wrotek. Towarzyszył temu szum, miękkie,
nieziemskie pulsowanie.warstwa śmieci. Mieszały się tu różne zapachy. W uszach aż mi szumiało od
ludzkich głosów, warkotu spotkałam Granta i uratowałam mu życie. Ale poza tym wszystko inne
wyprowadzało mnie z równowagi. Nie lubiłam przychodzić na Pike Place Market. Aączyło się z nim
tylko jedno dobre wspomnienie - tu Cienka zasłona na linii ziemi i morza, gdzie gromadziło się tak
wielu ludzi. Słabe ściany więzienia, niemal przezroczyste. Słyszałam dzwięki innego oceanu,
ciemnego i czerwonego jak krew. Oceanu krwi. Oczami Krwawej Mamuśki wyobrazni prawie
widziałam dzieci- korytarzach. Rozglądają się za duszami, za kimś podatnym. Niektóre, wiedzione
silną pokusą, przeciskały się przez zbierają się przy krawędzi tej ściany i szpiegują ludzi, którzy
chodzą po tych krętych pęknięcia w zasłonie i szukały sobie żywiciela.
produkuje nowe dzieci i słucha, jak sięCzułam na sobie te oczy. Czułam je przez zasłonę. A głębiej
wyczuwałam samą Krwawą Mamuśkę - jak rodzi, domagają pokarmu.
62
sprzedających biżuterię własnej roboty i wyroby ze skóry; stoiska z mydłami, dżemami, TKręciłam
się bez celu. Czekałam na wiadomość zza zasłony. Szłam głównym pasażem, mijałam
rękodzielników -shirtami. Zapach kwiatów. Klaksony samochodów. Wszędzie mnóstwo ludzi:
matki z dziećmi, roześmiani turyści z kawą w jednej ręce i apara
tem fotograficznym w drugiej.
Czułam się naga, obnażona. Cały czas bałam się, że ktoś spojrzy mi w twarz i wskaże krew albo
rany po kulach. Jakby śmierć była zarazliwa. Jakby doświadczenie brutalnej przemocy utworzyło
filtr na moich oczach i teraz, gdziekolwiek spojrzałam, widziałam Sarai, nieruchomą, z koszmarną
dziurą w czole.
Jej ostatnie słowa. Powtarzałam je szeptem w myślach. W efekcie w mojej głowie pojawiało się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]