[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zegarek.  Za dwie godziny.
 Serio, za dwie godziny? Wsiądę w samolot i polecę z tobą na t a m t ą s t r o n ę ?
 Nie masz wyboru, Isabelle.
 Mam rzucić wszystko i odlecieć samolotem?
 Musisz.
 Dlaczego?
 Ze względu na Anjo. Musisz polecieć ze mną, aby ratować swego syna.
Wiedeńskie lotnisko znajduje się o pół godziny drogi od miasta. Isabelle jechała autostradą tuż
poniżej dopuszczalnej prędkości, trzymając kierownicę na godzinie trzeciej i dziewiątej. Patrzyła
przed siebie i milczała przez całą drogę. Tkwiąca obok niej na miejscu pasażera Flora bała się
cokolwiek powiedzieć lub zrobić. Jedyne, co przyszło jej do głowy, to wydobyć telefon i
zadzwonić do Vincenta Ettricha z prośbą, żeby przyjechał po Isabelle, zanim będzie za pózno. Co
się stanie, jak nie zdąży się z nim skontaktować?
Isabelle zachowywała się tak spokojnie i rzeczowo. Po pogrzebie poszły do jej samochodu;
wszystko było dobrze. Gdy tylko jednak otworzyła drzwi, wdała się w rozmowę z kimś, kogo w
ogóle nie było. Z początku Flora uznała to za przedwczesny żart, dziwaczny kawał, który miał
rozładować napięcie i przynieść im ulgę po stracie Leni. Ale kiedy stało się jasne, że to nie żart i
że Isabelle gawędzi z duchami, Florę ogarnęło przerażenie. Nie znała imienia  Broximon , które
Isabelle bez przerwy powtarzała, wiedziała natomiast, kim jest  Anjo . Isabelle i Vincent wybrali
to osobliwe imię dla swojego syna.
Zrobiło jej się jeszcze bardziej przykro, gdy Isabelle poprosiła ją o odsunięcie się od auta, tak
by mogła porozmawiać z tym całym  Broximonem sam na sam. Flora odeszła na kilka kroków i
wodziła wzrokiem po cmentarzu, cały czas zastanawiając się, jak niepostrzeżenie skontaktować
się z Vincentem.
Po chwili Isabelle przywołała ją skinieniem ręki i oświadczyła, że musi natychmiast jechać na
lotnisko, aby zdążyć na samolot. Czy Flora zechciałaby jej towarzyszyć, a potem odprowadzić
auto do miasta, ponieważ ona nie wie, kiedy wróci?
Jedna z dwóch najlepszych przyjaciółek Flory nie żyła, a druga na jej oczach popadała w
obłęd.
Właśnie mijały rafinerię Schwechat, od lotniska dzieliło je sześć, siedem minut drogi  a co
potem? Szczęśliwej podróży, Isabelle? Do zobaczenia po powrocie z szaleństwa? Różne
ewentualności wirowały w głowie Flory niczym puszczona w ruch kula na tarczy ruletki.
No dobrze, Isabelle rzeczywiście zachowywała się dość dziwnie w ciągu ostatnich tygodni; na
długo przed niespodziewaną śmiercią Leni. Ale co z tego? Flora znała Isabelle Neukor od
dwudziestu pięciu lat: ona była ekscentryczna. W ich trio Leni była opoką dla pozostałej dwójki;
Flora była diwą, Isabelle zaś kapryśną artystką. Nie była szczególnie słaba psychicznie i chciała
uchodzić za damskiego twardziela. Ale twarda była tylko wtedy, kiedy nic jej to nie kosztowało i
nie wiązało się z niebezpieczeństwem. W obliczu prawdziwych trudności, wymagających hartu
ducha, Isabelle padała plackiem na matę albo salwowała się ucieczką. Obie przyjaciółki czuły się
w obowiązku strzec jej przed ludzmi i sytuacjami, które mogłyby wpakować ją w kłopoty.
Dlatego  między innymi  Florze nie podobało się, że Isabelle i Vincent są razem. Z jej
doświadczenia wynikało, że Vincent jest niestały w uczuciach, choć musiała uczciwie przyznać,
że od powrotu do Wiednia postępował bez zarzutu. Tak czy inaczej, nie bacząc na to, co do niego
czuła, Flora potrzebowała teraz jego pomocy. Isabelle powiedziała nagle półgłosem:
 Nie mieści mi się w głowie, że można tam polecieć samolotem.
Zamiast wyrzucić z siebie:  Co ty wygadujesz? w odpowiedzi na dziwne non sequitur
Isabelle, Flora przypatrzyła się lakierowi złuszczającemu się na paznokciu kciuka i policzyła w
myślach do dziesięciu. Zanim zdążyła się odezwać, z jej saszetki dobiegł sygnał telefonu.
Wsadziła rękę do torebki i grzebała w niej, póki nie wyciągnęła komórki.
 Halo? O Boże, Vincent! Cześć!
 To Vincent? Chcę z nim porozmawiać.  Isabelle oderwała rękę od kierownicy i
poruszyła palcami na znak, że prosi o telefon.  Hej, daj mi z nim porozmawiać. 
Zniecierpliwiona wyciągnęła rękę i spróbowała chwycić komórkę, ale patrząc wciąż na drogę,
zdołała jedynie wytrącić telefon z ręki Flory. Spadł na podłogę i odbił się od fotela pasażera.
 Cholera! Zwietnie. Czy mogłabyś się skupić na jezdzie, Isabelle? Spróbuj nas nie zabić, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl