[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zasad. Nie chcesz otworzyć pensjonatu w Connecticut, bo to
zagroziłoby twojej wolności wyboru. Ale, powiedz, cóż
takiego byś straciła na tych przenosinach?
Zaczęła rozdzierać na strzępki papierową serwetkę.
- Wolność decydowania o sobie to najdroższy skarb, jaki
posiadam, ciężko zdobyty po długiej szamotaninie. Zawsze
będę go bronić. Nie pamiętasz zresztą, co mówiłeś, gdy
byliśmy w kopalni Shelby'ego? Zapytałam cię, dlaczego nie
kupisz kawałka ziemi w pobliżu Nowego Jorku, a ty
odpowiedziałeś, że nie chcesz  jakiegoś tam kawałka, tylko
właśnie ten, konkretny. Widzisz więc, czuję coś podobnego,
gdy myślę o Red River. To wyjątkowe miejsce, które jest teraz
moim domem.
Matt nie od razu znalazł stosowną odpowiedz i Christie
poczuła, że uzyskuje przewagę.
- Myślałem również o czymś innym. Przypuśćmy, że ci
ustąpię i zakupię dom w Connecticut. Odmienię całe swoje
życie tak, jak sobie tego życzysz. Cudownie, pięknie. Ale to
nie załagodzi kryzysu, który przechodzisz, Matt!
- Nigdy nic nie mówiłem o żadnym kryzysie - zaprzeczył.
- Nie musisz o tym mówić. Cały jesteś sfrustrowany i
niezadowolony. Wbrew twoim słowom widać, że ta harówka
na giełdzie wychodzi ci bokiem, Matt. Straciłeś złudzenia.
Trzyma cię tylko zle rozumiane poczucie lojalności!
Zmięła postrzępione kawałki serwetki, podniecona
własnym płomiennym wystąpieniem. Nareszcie jej słowa
zdawały się choć trochę docierać do Matta.
- Psiakrew, to prawda - odezwał się szorstko. - Te afery na
giełdzie spędzają mi sen z oczu.
137
- Napisz o nich - podsunęła Christie, starając się dojrzeć
wyraz jego twarzy poprzez półmrok. - Tak wielu ludziom
przydałyby się twoje rady.
- Christie, to są jakieś żarty. Nie znam się na tym. Trzeba
mieć odwagę, żeby zasiąść przed czystą kartką papieru z
przekonaniem, że jest się w stanie stworzyć coś, co będzie
miało ręce i nogi. Próbowałem tego wczoraj wieczorem, po
powrocie do siebie. Gapiłem się na pusty papier bite trzy
godziny i nie przyszło mi do głowy nawet jedno rozsądne
zdanie... - otrząsnął się z niesmakiem.
Christie starała się rozpędzić smugę dymu docierającą z
sąsiedniego stolika.
- Moje gratulacje. Po raz pierwszy doświadczyłeś braku
natchnienia. Czy to nie wspaniałe?
- Czasami myślę, że brak ci piątej klepki.
- Za to mam siódmy zmysł! Wiedziałeś o tym? A wracając
do ciebie, myślę, że potrzebujesz odpowiedniej atmosfery,
żeby pisać. W Red River szło ci doskonale. Myślę, że
powinieneś wrócić do Nowego Meksyku - triumfalnie
uderzyła pięścią w stół. Tym razem nie było nawet o czym
mówić, położyła go na cztery łopatki. Aby uczcić swoje
zwycięstwo, uniosła kufel w geście toastu, Matt jednak nie
podzielał jej entuzjazmu i nie podniósł swojego.
- Za twoją najbliższą przyszłość! - obwieściła, wznosząc
toast samotnie. - Matthew Gallagher, konsultant giełdowy. To
brzmi fantastycznie!
- Mój Boże, najwyrazniej nic nie rozumiesz. Przecież ja
już mam zawód, któremu zresztą poświęciłem bardzo dużo
czasu i wysiłku. Co więcej, jestem w nim dobry. Jestem
niezłym maklerem, Christie, i to mi daje satysfakcję. Nie czuję
natomiast żadnego zadowolenia, gdy zasiadam do pisania.
Czuję się niekompetentny, niepewny, po prostu nie na swoim
miejscu. Czy wiesz, o czym mówię?
138
- Tak, wiem. Z grubsza biorąc, chodzi o to, że boisz się
ryzyka. Kto by się nie bał na twoim miejscu? Zaczynać coś od
samego początku, bez żadnych dokonań na koncie, nic tylko
ty i czysta kartka papieru.
Zaśmiał się gorzko.
- Cóż ty wiesz, Christie. Mówisz tak, jakbyś była w stanie
zrozumieć...
- Poczekaj, jeszcze nie skończyłam. Zwietnie rozumiem
twoje wątpliwości i opory, lecz nie wolno ci się im poddać!
Masz zadatki na dobrego pisarza, być może nawet wybitnego.
- W Red River uległem pewnym złudzeniom. Przez chwilę
nawet wierzyłem, że mógłbym żyć z pisania, a w przerwach
łowić ryby. Ale przecież - to kompletna bzdura! - w jego
głosie brzmiał pełen zadumy smutek.
- Ale już po wszystkim - kontynuował po chwili posępnie.
- Wróciłem do Nowego Jorku, wróciłem do rzeczywistości.
Wszystko jest tak, jak być powinno.
Christie naszła nagle ochota, by poderwać się na równe
nogi i potrząsnąć mocno Mattem, pociągnąć go za uszy,
szturchnąć, jednym słowem zrobić coś, co wreszcie kazałoby
mu uwierzyć we własne marzenia.
Ktoś uruchomił szafę grającą i popłynęły z niej dzwięki
kolejnej rzewnej melodii. Christie poczuła, że jest u kresu i
jeszcze chwila, a wyląduje łkając w ramionach Matta. Wstała
od stołu.
- Wyrządzamy sobie nawzajem krzywdę, Mat -
powiedziała. - Odprowadz mnie do domu, proszę.
Kiedy dotarli do mieszkania Christie, Matt nie kwapił się
do wyjścia. Omiótł pokój niespokojnym spojrzeniem,
zatrzymując wzrok na kilku sprzętach - brzydkim, metalowym
stojaku na czasopisma, pokracznym stoliku koktajlowym ze
szklanym blatem...
- To wnętrze do ciebie nie pasuje - zauważył.
139
- Masz rację - przyznała. - Czuję się tu obco. Wyrosłam z
tego mieszkania jak z za ciasnej sukienki. To śmieszne, a
zarazem trochę smutne, bo ojciec prawdopodobnie naprawdę
życzył sobie, żebym poczuła się tu jak w domu.
- Nie jesteś już na niego zła?
- Wczoraj wieczorem zupełnie mnie zaskoczył -
przyznała. - Wytrącił mnie z równowagi.
- Następny ruch należy do ciebie, Christie, nie do mnie i
do twojego ojca. Co masz zamiar zrobić?
- Nie wiem - odpowiedziała nieco zbita z tropu.
- Bardzo mnie dzisiaj przypierasz do muru.
- Rozmawialiśmy o wielu różnych możliwościach - jego
głos zabrzmiał trochę szorstko. - A ty wybierzesz jedną z nich.
Przystaniesz na propozycję ojca lub zdecydujesz się otworzyć
nowy pensjonat, gdzieś niedaleko, albo wreszcie... Wrócisz do
Nowego Meksyku i wszystko będzie po staremu. Chciałaś
mieć wolność wyboru, to ją masz.
Christie prychnęła ze złością.
- To brzmi raczej jak jakieś ultimatum.
Matt podszedł do niej powoli.
- Zagadujemy się na śmierć, Christie, a przecież słowa
niewiele nam pomogą. Cały dzień dziś ciebie pragnąłem,
dobry Boże, właściwie pragnąłem cię od chwili, kiedy cię po
raz pierwszy zobaczyłem, krztuszącą się z powodu tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl