[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kaplicę na smętarzu, w której się od lat dwóchset chowali, a ludzie najstarsi nie pamiętali tak
wspaniałego i przy takim konkursie szlachty odbytego pogrzebu. Okazano mu chociaż po
śmierci, jako sobie serca wszystkich zaskarbił, szli wszyscy pieszo aż do miejsca, a pogoda też
dziwnie sprzyjała pochodowi, bo prawie ani jedna świeca nie zgasła asystującym. A gdy ksiądz
kanonik Pacyna począł żegnać imieniem nieboszczyka familię i druhów, taki się płacz wszczął
w kościółku, że nierychło mowy potrafił dokończyć; sam też się rozbeczawszy, choć był
hartownej duszy człowiek i nie dziś z nieszczęściem znajomy.
Tamże stypa była w Mykityczach wspaniała, na której raz jeszcze cały powiat się przysięgą
związał poszukiwania zbrodniarza wszelkimi możliwymi środkami, ażeby był
wynaleziony, i Filip Turzon wdziawszy żałobę dał uroczyste słowo nie zrzucić jej, póki
winowajcy na szubienicę nie zaprowadzi. Taki był koniec nieszczęśliwego Stefana Wilczury,
ulubieńca współobywateli, niespodzianie znikłego spośród ich grona, ale nie na tym
opowiadanie nasze zamkniemy.
Chociaż urzędową rozpoczęto indagację, nie spuszczając się na nią przyjaciele zabitego, a
Turzon na ich czele, wzięli się do tajemnego śledzenia. Najsilniejsze podejrzenie padło na
gajowego, któremu nieboszczyk plagi wyliczyć i woły obwiesić kazał. Natychmiast więc
31
skierowano się ku niemu i polecono go przytrzymać. Z ubocznych jednak zeznań
najwiarygodniejszych ludzi, co go widzieli dnia tego w miasteczku, okazało się, że w czasie
polowania w domu nie był i chodził dla kupna soli z drugim chłopakiem i żoną na jarmark.
Zwiadczyli i wieśniacy, i %7łydzi, i ekonom z Gruszej Góry, który z nim o jego przypadku
rozmawiał. Niemniej jednak wsadzono biednego Hryćka do więzienia, póki by się fo nie
wyjaśniło, a Turzon szukał dalej.
Jakiś instynkt wiódł go ciągle ku Krasnemu i przeczucie doń wołało, że stamtąd strzał ów
nieszczęśliwy wyszedł. Ale ten, którego charakter i urazy najsilniej . posądzać dozwalały o
zbrodnię, Samuel Hawnul, od dawnego czasu nie był w domu i nierychło się go nawet
spodziewano z powrotem.
Turzon, który znał całą szlachtę okoliczną na palcach i familię %7łużlów, w pewnych
widokach zbliżył się do ekonoma krasniańskiego, chociaż, jak Paweł powiadał, nie wydał się
wcale ze swą myślą i pod pozorem jakiejś sukcesyjki, interesu czy układu %7łużla do siebie
powołał i ująć się sobie starał. Zrazu nic z nim nie mówił ani o Hawnulu, ani o zabójstwie,
które na sercu jego leżało, ani o zaprzątującym go niepokoju, ale ułożywszy tak sprawę %7łuż-
lów, że bardzo często widywać się musiał z Pawłem, za serce tylko starał się go schwycić i
zupełną ufność jego pozyskać. Szlachcicowi w głowie nie powstało, żeby w tym coś być miało
więcej nad owe dwieście złotych, które mógł mu pan Turzon wyzyskać z czyjejś tam
eksdywizji.
W kilka tygodni jednak, kiedy się %7łużel obył ze swym protektorem, a ten go braterskim
obejściem i dobrocią całkiem skaptował, niby wypadkiem, po dwa razy powtórzonym kielichu
starki, zgadało się coś o panu Samuelu Hawnulu i Turzon nieznacznie badać zaczął o niego.
%7łużel, jak to zwykle szlachcic, kiedy łapki przed kim położy, to spod serca dobywa, co
tylko ma, i tajemnicy nie robi z niczego, zaczepiony niewzględnie się wyspowiadał ze
wszystkiego, życie, obyczaje, narowy, charakter, a nawet słowa, jakie kiedy słyszał od
pryncypała, powtarzając.
Turzon słuchał, poddawał, badał nieznacznie, wyciągał coraz dalej, a gdy przyszło do opisu
ostatnich zajść, a szczególniej wyjazdu Hawnula, baczniej nastawił ucha i wąsa kręcić począł.
Musiał mu Paweł opowiedzieć z najdrobniejszymi szczegółami, jak konie wynajmowano, jak z
domu ruszył, wybrał się i co mówił niemal siadając na brykę.
- A wiesz, aspan, co - zawołał wreszcie stary stukając pięścią w stół - to dalipan ciekawa
historia ten twój Hawnul i jego żona, której nikt nie widzi, i jego życie zaparte, i te jego
fantazje osobliwsze... Diabeł go wie, co 0 nim myśleć... ale mi to wszystko szelmą pachnie,
uczciwi ludzie tak się z życiem nie kryją... w tym coś jest.
Dopiero %7łużel zmiarkował, że się niepotrzebnie wygadał, i języka sobie przykąsił, alce już
było po czasie, jął nawet się zwracać tłumacząc jak mógł pana, co niełatwo mu przyszło, bo
Turzon wciąż powtarzał:
- Taki mi on śmierdzi! zobaczymy! zobaczymy, ale bodajby był tak czysty, jak waść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl