[ Pobierz całość w formacie PDF ]

już tam najpewniej nie dotrze. - Aż umilkł Voronwe, bo noc już nadeszła wraz z białym i
zimnym blaskiem gwiazd.
Wstawszy, Tuor wraz z Voronwe odwrócili się plecami do morza, zaczynając swą
długą podróż w mroku. Niewiele da się o niej powiedzieć, cień Ulma bowiem skrywał Tuora,
toteż nikt nie widział ich przemarszu pomiędzy lasami i skałami, polami i moczarami,
wschodami i zachodami słońca. Wciąż jednak szli wytrwale, umykając nocnym drapieżcom
Morgotha, omijając ścieżki wydeptane przy elfy i ludzi. Voronwe wybierał szlak, Tuor
podążał za nim, nie zadając przy tym niepotrzebnych pytań i zdumiewając się tylko, że
zmierzają wciąż na wschód, równolegle do gór, nie skręcając wcale na południe. Tak jak
pozostałe elfy i wszyscy ludzie, Tuor sądził, że Turgon osiedlił się z dala od pól bitewnych
Północy.
Zmrokiem i nocą powoli przedzierali się przez bezdroża, a gdy zima nadciągnęła
wcześnie z królestwa Morgotha, nawet kotliny pomiędzy wzgórzami nie były wystarczającym
schronieniem przed silnymi, kąsającymi chłodem wiatrami. Nie trwało długo, a głęboki śnieg
zaległ na wzgórzach, zadymką grożąc na przełęczach, okrył bielą lasy Nuath, zanim jeszcze
zdążyły opaść zwiędłe liście16. Tak zatem, chociaż wyruszyli w drogę przed połową
Narquelie, gdy zbliżyli się do zródeł Narogu, Hisime nadszedł wraz z siarczystym mrozem.
Tam właśnie przystanęli o szarej godzinie u kresu nocy, a skonsternowany Voronwe
spojrzał wokoło z żalem i przerażeniem. Miast stawu jaśniejącego w kamiennej misie, którą
niegdyś wyżłobiły spadające wody, miast porosłej drzewami dolinki u stóp wzgórz, ujrzeli
kraj splugawiony i obumarły. Drzewa spalone były lub wyrwane z korzeniami, skały
nabrzeżne zaś skruszone i spękane, tak że wody Ivrinu rozlały się rozległym, jałowym
bagnem pośród zniszczonego lądu. Błoto zamarzło obecnie i tylko zatęchły smród zgnilizny
zalegał niby mgła nad ziemią.
- Czyżby zło dotarło aż tutaj? - krzyknął Voronwe. - Niegdyś zakątek ten bezpieczny
był przed zapędami Angbadu, ale widzę, że ręce Morgotha sięgają coraz dalej.
16
Lasy Nuath nie są wymienione w Silmarillionie, nie ma ich też na dołączonej do książki mapie. Rozciągały się
na zachód od górnego biegu Narogu ku zródłu rzeki Nenning.
32
J.R.R Tolkien - Niedokończone opowieści t.1
- Jest tak, jak zapowiadał Ulmo - rzekł Tuor. -  yródła wód, które biegną ku
zachodowi, są zatrute, moja władza zanikła w tych krajach .
- Objawiła się tu siła złości większej niż prosta złośliwość Orków - odparł Voronwe. -
Strach czai się w tym zakątku. - Przepatrzył jeszcze skraj bagna, aż nagle znieruchomiał i
znowu krzyknął: - Tak, wielkie zło!
I skinął na Tuora, a gdy ten podszedł bliżej, dostrzegł wielką bruzdę przypominającą
trop. Po obu stronach wiodącego na południe śladu widniały utrwalone przez mróz odciski
pazurzastych łap.
- Widzisz! - dodał Voronwe z twarzą pobladłą ze zgrozy i obrzydzenia. - Nie tak
dawno przechodził tędy Wielki Robak Angbadu, najokrutniejszy spośród wszystkich
potworów Nieprzyjaciela! Już jesteśmy spóznieni i trzeba nam ze wszystkich sił pospieszać
do Turgona.
Gdy to powiadał, z głębi lasu dobiegło ich wołanie, przystanęli zatem, zasłuchani,
pomiędzy szarymi głazami. Głos był czysty, choć nabrzmiały żalem i zdawał się wzywać po
imieniu kogoś zagubionego. Wtem zza drzew wyszedł jakiś człowiek, wysoki, uzbrojony i
odziany w czerń, z długim mieczem w ręku. Zdumieli się, ostrze miecza bowiem też było
czarne, jedynie na krawędziach lśniło mocnym, chłodnym blaskiem. Mężczyzna miał niedolę
wypisaną na twarzy, a gdy ujrzał spustoszenia nad brzegami Ivrinu, zakrzyknął zrozpaczony:
- Ivrin, Faelivrin! Gwindor i Beleg! Tutaj zostałem niegdyś uzdrowiony! Nigdy już
jednak nie zaczerpnę z tej krynicy spokoju.
Potem odszedł ku północy, a uczynił to szybko, jak ktoś w pogoni lub jak nie
cierpiący zwłoki posłaniec z pilnym zadaniem. Słyszeli jeszcze jego wołanie: Faelivrin,
Findulas!, aż głos jego ucichł za drzewami17. Nie wiedzieli, bo wiedzieć nie mogli, że
Nargothrond padł i że oto spotkali Turina, Hurinowego syna zwanego Czarny Miecz. W tej
oto jednej, jedynej minucie skrzyżowały się na chwilę szlaki tych dwóch krewniaków, Turina
i Tuora.
Gdy Czarny Miecz ich minął, Tuor i Voronwe podążyli w dalszą drogę, chociaż dzień
już zaświtał. Udzielił im się żal nieznanego wędrowca, nie mogli też ścierpieć widoku
splugawionego Ivrinu. Szybko jednak poszukali schronienia, wyczuwali bowiem coś złego
wiszącego w powietrzu. Sen ich był krótki i niespokojny. Wraz ze zmierzchem padać zaczął
gęsty śnieg, noc zaś powitała wędrowców siarczystym mrozem. Od tamtej pory śnieg i lód nie
17
Por. Silmarillion, str. 255-256:  Córka króla Orodretha, Findulas, poznała go i przywitała mile, gdyż kochała
Gwindora, zanim poszedł walczyć w bitwie Nirnaeth, on zaś tak był rozmiłowany w jej piękności, że nazywał ją
Faelivrin, czyli Odblaskiem Słońca na Rozlewiskach Ivrin .
33
J.R.R Tolkien - Niedokończone opowieści t.1
topniały przez całe pięć miesięcy surowej zimy, która na długo wryła się w pamięć
mieszkańcom Północy. Tuor i Voronwe cierpieli katusze z zimna, obawiali się także, że
wrogowie łatwo wypatrzą ich ślad. Czujnie stawiali każdy krok, nie chcąc wpaść w skryte
pod białą powłoką pułapki. Dziewięć dni tak wędrowali, stąpając coraz wolniej i z większym
wysiłkiem, aż Voronwe zaczął skręcać nieco ku północy, póki nie przeszli trzech strug zródeł
Teiglinu, potem elf znowu ruszył na wschód, oddalając się od gór. Zmęczeni, minęli Glithui i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl