[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozpaczałam, zapadłam w głęboki sen nieumarłych.
Wiem. Tres czadowo.
Ale nie! Teraz się obudziłam, światła ciągle nie ma, szczury-wampiry dalej śpią, a ja nie
mam supermocy i moje zło jest nadal totalnie wypowiedziane. Kurwa! Zapomniałam, muszę
umrzeć, zanim się przemienię. Szukałam wszędzie tego całego chlorku potasu, którym
zabijali szczury, ale znalazłam tylko młotek, więc myślę: no, raczej nie. Podeszłam do Market
Street i myślałam, czy nie rzucić się pod autobus, ale co potem, jeśli zostawią moje zwłoki na
słońcu i się spalę? Odpadało. Potem myślę: to może podciąć sobie żyły? Ale to boli jak
skurwysyn, więc tylko troszeczkę podcięłam jeden nadgarstek. Krew leciała mi przez jakieś
pół godziny i nawet nie zakręciło mi się w głowie, więc mówię: jebać ten chujowy cyrk,
potrzebuję wspólnika.
Zadzwoniłam pod numer dla samobójców.
I mówię:  Potrzebuję pomocy .
A koleś:  Jak się nazywasz? .
A ja:  Nie macie identyfikacji numeru? Co to za badziewny telefon zaufania? .
A on:  Tu się wyświetla, że nazywasz się Allison. Wszystko w porządku, Allison? .
A ja:  Nie, nie wszystko w porządku. Dzwonię pod numer dla samobójców .
A on:  Nie chcesz popełnić samobójstwa, Allison .
A ja:  Właśnie, debilu, potrzebuję kogoś, żeby mnie załatwił. Szybko, dyskretnie,
bezboleśnie, i żeby za bardzo nie spierdoliło mi fryzury .
A on:  Ale jest tyle rzeczy, dla których warto żyć .
No to ja:  Marnujesz moje minuty, fiutku. Potrzebuję numeru do cyngla albo jednego z
tych lekarzy od eutanazji .
Odpowiada:  Nie mogę ci w tym pomóc .
A ja:  Frajer! . I wyłączam telefon.
Nie wierzę, ale okazuje się, że Matkobot miał rację. Czasami można ufać tylko członkom
rodziny. (Sorki, ledwie stłumiłam szerokie ziewnięcie, kiedy to pisałam). No i jestem, czekam
na swoją młodszą siostrę Ronnie, aż wróci ze szkoły i będzie mogła mnie zamordować, a
potem schować moje ciało pod łóżkiem, aż wrócę jako prawdziwa pani nocy w Greater Bay
Area. To mój ostatni wpis jako śmiertelniczki. Idę wybrać ciuchy na śmierć.
Zastanawiam się, jak ona to zrobi? Lepiej, żeby bezboleśnie, bo inaczej pierwszym
punktem na mojej liście rzeczy do zrobienia, jak już będę nieumarła, będzie totalne skopanie
siostrzyczce tyłka.
14
SAMURAJ Z JACKSON STREET II
Katusumi Okata od czterdziestu lat żył wśród gaijin. Amerykański handlarz sztuką,
podróżujący przez Hokkaido w poszukiwaniu drzeworytów z epoki Edo, przybył do pracowni
jego ojca, zobaczył dzieła chłopca i zaproponował, że wezmie Okatę do San Francisco, by ten
tworzył drzeworyty dla jego galerii przy Jackson Street. Od tamtej pory drzeworytnik
mieszkał w tym samym piwnicznym mieszkaniu. Miał kiedyś żonę, Yuriko, ale zabito ją na
ulicy na jego oczach, gdy miał dwadzieścia trzy lata, więc teraz mieszkał sam.
W mieszkaniu była betonowa podłoga, przykryta dwiema słomianymi matami, stół, na
którym leżały jego drzeworytnicze narzędzia, dwupalnikowa kuchenka, czajnik elektryczny,
jego miecze, futon, trzy komplety ubrań, stary fonograf, a teraz jeszcze poparzona biała
kobieta. Naprawdę nie pasowała do całej reszty, nieważne, jak ją układał.
Pomyślał, że może sporządzić cykl drzeworytów, przedstawiających jej poczerniały,
kościsty kształt, Jeżący w mieszkaniu niczym demoniczna zjawa rodem z szintoistycznego
koszmaru, ale kompozycja się nie sprawdzała. Poszedł do Chinatown i kupił bukiet
czerwonych tulipanów, po czym położył je obok niej na futonie, ale nawet z dodatkowym
elementem kolorystycznym i kompozycyjnym obraz nie przekonywał. W dodatku nadawała
jego materacowi zapach spalonych włosów.
Okata nie nawykł do towarzystwa i nie był pewien, jak podtrzymać rozmowę. Raz
zaprzyjaznił się z dwoma szczurami, które wyszły z dziury w ceglanej ścianie. Rozmawiał z
nimi i karmił je pod warunkiem, że nie przyprowadzą kolegów, ale nie usłuchały i wkrótce
musiał zamurować dziurę. Doszedł do wniosku, że nie znały japońskiego.
Jednakże, uczciwie mówiąc, także ona niespecjalnie sobie radziła z podtrzymywaniem
rozmowy - leżała tam jak mumia pokryta kreozotem, z ustami otwartymi niczym w krzyku
agonii. Usiadł na stołku przy futonie, wziąwszy szkicownik i ołówek, po czym zaczął ją
rysować. Podziwiał pelerynę rudych loków, która powiewała za nią, gdy zobaczył ją na ulicy,
i żałował, że niemal wszystkie spłonęły na słońcu, zostało jedynie parę kosmyków. Szkoda.
Może i tak zdoła narysować rude loki. Niech zawirują wokół poczerniałego grymasu niczym
jedna z fal Hukosaiego.
Wiedział, czym była, ma się rozumieć. Nadal dochodził do siebie po spotkaniu z kotami-
wampirami, a oddanie wszystkich szczegółów wymagało dłuższego szkicowania, zwłaszcza
że teraz jej kły sterczały prosto w sufit i były o wiele za długie jak na zwykłą poparzoną białą
dziewczynę. Zapełnił trzy strony szkicami, eksperymentując z kątami i kompozycją, ale przy
czwartej stronie stwierdził, że ogarnął go smutek, którego nie odegna dzięki chwili
uwiecznionej w rysunku.
Katusumi zdjął swój krótki miecz wakizashi ze stojaka na stole roboczym, wyciągnął go z
pochwy i ukląkł przy futonie. Pokłonił się głęboko, po czym przytknął koniuszek ostrza do
poduszki kciuka i przeciął. Przyłożył palec do jej otwartych ust i ciemna krew pociekła na
zęby i wargi.
Czy będzie jak koty? Dzika? Czy będzie potworem? Zważył w prawej dłoni ostry jak
brzytwa wakizashi, na wypadek gdyby demon się zbudził. Ale czy gdyby mógł wskrzesić
swoją ukochaną Yuriko, nawet jako demona, nie zrobiłby tego? Wszystkie te lata, które [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl