[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uda jej się w ten sposób uniknąć wstępnej gry. Aż uśmiechnęła się z zadowolenia,
kiedy chłopak natychmiast zwrócił na nią uwagę. Tego właśnie potrzebowała!
 Cześć, mała  powiedział, pożerając ją wzrokiem.  Nigdy cię tutaj wcześniej
nie widziałem.
 Jestem w podróży  wyjaśniła, bawiąc się srebrnym naszyjnikiem.
Bez trudu udało jej się osiągnąć pożądany efekt. Chłopak aż zachwiał się,
zobaczywszy jej biust.
 Przyglądałam się twojej grze  dodała po chwili.  Jesteś zupełnie niezły.
 Też musisz być dobra...  wymamrotał.
Wszystko wskazywało na to, że niekoniecznie ma na myśli bilard. Callie
zlekceważyła jednak te aluzje i oparła się o stół.
 Na pewno pokonam cię przy grze dziewięcioma bilami  orzekła.
Uśmiechnął się z niedowierzaniem.
 Niemożliwe! Jak dotąd nie udało się to żadnej kobiecie!
 Cóż, będę więc pierwsza...
Spojrzał na nią krzywo.
 Jak się nazywasz?
 Watson. Doc Watson.
Chłopak zrobił wielkie oczy.
 Chcesz zagrać?  spytał.
 Chciałabym. Niestety, nie mam forsy. Może następnym razem 
zaproponowała.
Zrobiła gest, jakby chciała się odwrócić i odejść. Chłopak złapał ją za ramię.
 Zaczekaj. Myślę, że da się coś na to zaradzić... Może pogadamy?
Spojrzała na niego i potrząsnęła głową.
 Boisz się, że wpadniesz w długi?  zaczął się z nią drażnić.
 Nie, raczej, że będę miała kolejnego niewypłacalnego dłużnika  mruknęła. 
Nie mogę sobie na to teraz pozwolić. Muszę mieć forsę.
 Mam wspólnika, który zawsze płaci  powiedział, patrząc z nadzieją w jej
oczy.  Może do niego zadzwonię...
Callie wahała się przez chwilę. Młodzieniec zwilżył nerwowo wargi. Miał
wyrazną ochotę na grę. A może chodziło mu o coś jeszcze... Tym razem Callie
naprawdę nie wiedziała, co robić.
Niestety, do jutra musiała mieć pieniądze. Inaczej nigdy nie znajdą
Quincy'ego... Wiedziała, że pózniej będą mogli szukać wiatru w polu. Zmarszczyła
czoło, zastanawiała się jeszcze przez chwilę, a potem rzuciła krótko:
 Dzwoń.
Ian wytarł usta i skierował się do sali bilardowej. Czuł się jak po obłąkanej
herbatce u Szalonego Kapelusznika. Devon Halloran był albo wariatem, albo
niezwykle sprytnym oszustem, Ian skłaniał się raczej ku tej pierwszej teorii.
Doszedł też do wniosku, że kowboj bez skazy znalazł się w jakichś poważnych
tarapatach, ale nie ma zamiaru nikomu się zwierzać.
Rozejrzał się po sali. Zmarszczył czoło. Nigdzie nie było ani śladu Callie.
Zaniepokoił się trochę, chociaż wiedział, że dziewczyna nie mogła go opuścić.
Poczuł ukłucie zazdrości. Zastanowiło go już, kiedy powiedziała, że zostanie w sali
i trochę się rozejrzy. Teraz żałował, że dał się tak łatwo namówić na kolację z
Devonem.
Ubrany na biało mężczyzna podszedł do baru. Ian nie musiał nawet widzieć
jego twarzy, by zgadnąć, kto to. Ruszył za nim. Zatrzymał się jednak na chwilę
przy barmanie.
 Szukam dziewczyny. Blondynki. Nazywa się Doc Watson.
Barman skinął głową.
 Gra w sali na tyłach. Prosiła, żeby się pan nie niepokoił. Może piwa?
 Co tam się dzieje?
 Prywatna gra  mruknął barman i sięgnął po jeden ze stojących na półce kufli.
 W bilard?  spytał niepewnie Ian.
Oczywiście.  Barman uśmiechnął się i napełnił kufel niemal po brzegi.
Niewielki kołnierz z piany prawie wylewał się na zewnątrz.  Tutaj nie gra się w
nic innego, Ian sięgnął do kieszeni.
 Już zapłacone  powiedział barman.
Ian złapał kufel, uważając, żeby nie rozlać piwa. Postanowił poszukać Callie.
Najpierw jednak wypił kilka łyków.
Spojrzał w stronę Devona. Mężczyzna udawał, że go nie widzi. Zachowywał się
tak, jakby się w ogóle nie znali.
Kiedy Ian podszedł do drzwi oddzielających obie sale, zatrzymał go jeden z
wykidajłów.
 Prywatna gra  warknął.
 Wiem  powiedział spokojnie.  Gra tam moja przyjaciółka. Obiecałem, że
przyjdę...
Facet pokręcił wielką jak u byka głową.
 To niemożliwe. Nikt nie może wejść po zamknięciu drzwi. Będzie pan musiał
zaczekać do końca.
Ian stwierdził, że nie ma szans w nierównej walce i wycofał się do baru. Usiadł
niedaleko Devona. Nie miał jednak ochoty na kolejną obłędną rozmowę.
Spojrzał na przerzedzoną pianę i zaklął pod nosem. Callie znowu grała! Miał
już tego dość. Wystarczyło spuścić ją na chwilę z oczu, a natychmiast ładowała się
w jakąś podejrzaną historię. To prawda, że zaczynało im brakować pieniędzy, ale
nie było jeszcze tak zle.
Przypomniał sobie błyski podniecenia w jej oczach za każdym razem, kiedy
zjawiali się w jakimś klubie. Bilard miał na nią magiczny wpływ. Walka z tym
przypominała walkę z wiatrakami. Callie specjalnie wysłała go na tę idiotyczną
kolację, żeby móc zagrać, licho wie o jaką sumę.
Westchnął z rezygnacją. Pragnął tej kobiety. Był gotów zaakceptować ją taką,
jaka jest. Callie nigdy nie obiecywała, że się zmieni. Wręcz przeciwnie, za każdym
razem starała się podkreślić, że przede wszystkim należy do świata bilardu.
Ian przypomniał sobie nagle Lucy Coates. Obraz stęsknionej kobiety był tak
przygnębiający, że wypił piwo jednym haustem i poprosił o następne. Barman
podał mu drugi kufel. Kiedy sięgnął po portfel, znowu pokręcił głową:
 Nie ma potrzeby  powiedział.
Ian wpadł w złość na myśl, że Callie zorganizowała wszystko tak dokładnie.
Wyobraził sobie, jak teraz gra, i zacisnął pięści. A guziki przy jej bluzce? Czy są
zapięte, czy nie? Uśmiechnął się gorzko. Znał odpowiedz na to pytanie.
Skończył drugie piwo. Barman spojrzał na niego pytająco i wskazał kolejny
kufel, Ian pokręcił przecząco głową. Chciał być trzezwy. Miał wiele spraw do
przemyślenia. Wstał i skierował się do wyjścia. Chłodne wieczorne powietrze na
pewno dobrze mu zrobi...
Kiedy znalazł się na zewnątrz, odetchnął głęboko i rozejrzał się po sąsiednich
budynkach. Nic. Spokój. Czy Callie wpadła już w nałóg? Chciał mieć normalną
rodzinę. %7łona z pociągiem do bilardu absolutnie nie mogła tego zagwarantować.
%7łona? Smakował powoli to słowo. Znał ją dopiero od tygodnia, ale...
Jego myśli urwały się nagle. Drzwi wejściowe trzasnęły głośno. Na zewnątrz
wybiegł Devon. Niemal wpadł na niego.
 Co się stało?!  krzyknął Ian.
 Zniknęły! Zniknęły!  jęknął Devon i rozłożył szeroko ręce.
 Co zniknęło?
Devon potrząsnął rozpaczliwie głową.
 Mogłem się domyślić, że po to dzwonił!  bredził jak na mękach.  Nic nie
widziałem, nic nie widziałem! A teraz już za pózno! Zastrzeli mnie. Teraz na
pewno mnie zastrzeli!
Devon pobiegł w dół ulicy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl