[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wycofując. - Nie chcesz znać szczegółów, zapewniam cię. Więc lepiej, żebym trzymał się od niego z
daleka.
Uśmiech zniknął z twarzy Einara.
- Chwileczkę! Jakoś nie przeszkadzało ci to spoufalać się ze mną.
- Ach tak, ale... Kiedy szliśmy obok siebie, starałem się ustawiać zawsze z wiatrem. Bryza niosła
paskudny zapach mojej choroby ku morzu. Ale tutaj, gdzie jest tak ciasno i wilgotno, nie mogę
niczego obiecać. Z drugiej strony, jakie to ma znaczenie? Chodzmy na piwo, uściśnijmy sobie dłonie,
wymieńmy się kuflami i wypijmy za naszą przyjazń.
Einar pobladł nieco.
- Dziękuję, ale nie skorzystam. Może lepiej będzie, jeśli opuścisz już nasz Dom.
- Tak, to właśnie zrobię. Dziękuję za pomoc - mówił Halli, cofając się powoli. - Do zobaczenia!
Einar znikną! pośród tłumu.
Halli nie miał ani chwili do stracenia. Nie mógł pozostać na placu, po którym krążył Hord, a być może
również i Ragnar. Ruszył w stronę straganów ustawionych obok dworu. Gdzieś w tym wielkim
budynku leżał Olaf. Słaby, bezradny, złożony chorobą Olaf. Halli uśmiechnął się pod nosem.
Wyglądało na to, że jego zadanie w połowie zostało już wykonane.
Wiedział jednak, że niełatwo będzie mu się dostać do wnętrza budynku, zamordować Olafa i wymknąć
się niepostrzeżenie. Sięgnął pod kamizelkę i dotknął srebrnego pasa. Jak zawsze poczuł się dzięki temu
nieco pewniej. I wtedy zobaczył, że z boku głównego budynku Domu znajdują się nieco mniejsze drzwi
i weranda.
Ruszył w tamtą stronę. Zobaczył mężczyznę w stroju służącego, który wtaczał właśnie do środka pustą
beczkę po piwie. Drzwi stały otworem.
Halli zatrzymał się w pobliżu i obserwował werandę. Obok stała grupka chłopców i dziewcząt. Rzucali
kamieniami do kilku żerdzi - na każdej z nich leżała rzepa z wymalowanym na czarno pyskiem trowa,
wykrzywionym w paskudnym uśmiechu. Kamień jednej z dziewczyn trafił prosto w rzepę. Spadła na
ziemię przy akompaniamencie radosnych okrzyków.
Na werandzie wciąż było pusto. Nikt nie wchodził do budynku ani z niego nie wychodził.
Halli ruszył w tamtą stronę. W tej samej chwili z budynku wyszły dwie służące, zaczerwienione i
spocone. Chłopak na ich widok natychmiast się odwrócił i zaczął oglądać z ogromnym
zainteresowaniem słodycze na pobliskim straganie. Rozejrzał się jeszcze raz dokoła i niespiesznym,
spokojnym krokiem przeszedł przez drzwi.
Ciemność i przyjemny chłód. Ogromna spiżarnia wypełniona była skrzyniami, beczkami i workami z
ziarnem. Na hakach pod sufitem wisiały pęczki cebuli, boćwiny, ziół i marchewek. W głębi
pomieszczenia niknęły szeregi równo ułożonych kawałów wędzonego mięsa. Halli wziął głęboki
oddech - spiżarnia była niemal równie duża, jak cały dwór Sveina - i ruszył główną alejką w stronę
odległych schodów.
Usłyszał kroki. Pochylił się i przesunął bokiem niczym krab za stertę worków z mąką. Opuścił nisko
głowę i wstrzymał oddech.
Nieco dalej przeszły dwie służące. Słyszał szelest ich sukni i posapywanie.
Znów zrobiło się całkiem cicho. Halli stanął prosto, poprawił worek i ruszył przed siebie.
Pobielone schody były szerokie i nieco już wytarte. Padał na nie blask słońca. Halli spojrzał w górę, na
belki pod sufitem i ogromną przestrzeń zamkniętą pod dachem. Trzymał się blisko ściany, gdy
wchodził po schodach. Bał się, że lada moment ktoś go zobaczy.
W miarę jak pokonywał stopnie, odsłaniały się przed nim kolejne części dworu Hakona. Belki
stropowe łączyły się ze sobą, tworząc łagodne łuki wsparte na wielkich kolumnach. Między
kolumnami lśniły jasne plamy światła -smukłe okna, przez które wpadał ostry blask jesiennego słońca.
Po chwili zobaczył ściany pod oknami, na których wisiały poroża i czaszki różnych zwierząt, stare
włócznie, gobeliny i szkarłatne flagi.
Głowa Halliego znalazła się na tym samym poziomie, co podłoga głównej sali. Zobaczył długi rząd
stołów ciągnący się na lewo i prawo oraz centralne palenisko, nad którym wisiał już wół nadziany na
rożen. Dostrzegł również tłum służących, którzy kładli na stołach noże, talerze i kubki.
Nikt nie patrzył w jego stronę. Bez wahania pokonał ostatnie stopnie i zgięty wpół podbiegł do
najbliższego stołu. Wszedł pod blat, przykucnął i znieruchomiał.
Mijał czas. Służący krzątali się przy stołach, przynosili jedzenie z kuchni i spiżarni. Co jakiś czas ktoś
podchodził do paleniska i obracał wołu. Gdzieś w oddali, być może w kuchni, rozległ się głos dzwonu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl