[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na swój śliczny pyszczek. Co ty na to?
- Możliwe - przyznała Zuzanna.
- Nie możesz go przegapić - ciągnęła jej przyjaciółka. -
Nasza paczka została zaproszona do domu na wzgórzach,
który był kiedyś własnością Barrymore'ów czy kogoś tam,
na obiad, tańce i picie. Obecny właściciel ma wytwórnię pły-
tową czy nawet dwie. Czy to nie cudowne? Ale tak napra-
wdę, to chciałby reżyserować film. Oni wszyscy chcą. Tak
czy inaczej, połowa Hollywood, to znaczy lepsza połowa,
ma tam być, więc po prostu musisz przyjść. Bez wykrętów,
zgoda?
S
R
Próba odrzucenia propozycji wymagała więcej wysiłku
niż wyrażenie zgody, poza tym Zuzanna rzeczywiście za-
czynała się czuć zbyt odizolowana. Poddała się, mając na-
dzieję, że w ciągu czterech dni, które pozostały do przyjęcia,
zdoła jako tako wrócić do siebie.
Pomógł jej w tym następny dzień. Niespodzianie zadzwo-
nił nie znany jej właściciel butiku, mówiąc, że widział su-
kienkę, którą sprzedała Deidre Mills. Zapytał, czy mogłaby
przynieść kilka rzeczy do jego sklepu na Wilshire. Przynios-
ła - i kupił trzy.
W dwa dni pózniej pan Ross przyprowadził poważnych
i niecierpliwych nabywców. Wysłali telegram do Europy do
ciotki Lucille i wszystko potoczyło się w zawrotnym tem-
pie. Obie strony doszły do porozumienia i wyglądało na to,
że dom zostanie wkrótce sprzedany. Za kilka dni Zuzanna
miała powrócić do San Francisco z nieco większą ilością
pieniędzy, z walizką lżejszą o sprzedane rzeczy i ze złama-
nym - miała nadzieję, że nie na zawsze - sercem.
- Powiedziałabym, że to przyjęcie nie należy do skro-
mnych - szepnęła Lila do Zuzanny, gdy przeszły obok ko-
biety ubranej w suknię ze srebrnej lamy. Przeszły pod łuka-
mi holu do olbrzymiego pokoju dziennego, wypełnionego
dymem papierosowym, brzękiem kieliszków i tłumem kolo-
rowych postaci.
Zuzanna pozwoliła się prowadzić Lili. Jej przyjaciółka
zdawała się być mniej onieśmielona tego rodzaju imprezą
niż ona. Została przedstawiona wielu osobom, oszołomiona
defiladą ludzi o dziwnie znajomych twarzach: gwiazd filmu,
radia czy osobistości ze świata mody.
Pozwoliła pewnemu uroczemu mężczyznie ze srebrnym
kolczykiem w uchu namówić się do zdegustowania jego
zdaniem najlepszego martini. Po paru łykach zgodziła się, że
było ono doskonałe. Pożegnała się z nowym znajomym i po
S
R
szła dalej w tłum, coraz bardziej ośmielona swobodną, we-
sołą atmosferą.
Wkrótce straciła z oczu Lilę, która rozmawiała z dwoma
francuskimi producentami filmowymi, poszukującymi mło-
dych talentów. Spotkała ją pózniej, gdy stała przy fortepia-
nie, słuchając weterana muzyki rockowej.
- Słuchaj - szepnęła jej do ucha podniecona Lila. - Taka
okazja zdarza się tylko raz w życiu! C. J. Young jest tutaj!
- Tutaj? - Zuzanna była zdumiona. - To niemożliwe!
Słyszałam, że jest prawdziwym odludkiem.
- Wiem, wiem, ale właśnie wczoraj otworzył swój pier-
wszy sklep w Los Angeles i ktoś skłonił go, żeby tu przy-
szedł. Może mu się przedstawisz?
- Jak to, co masz na myśli, proponując, bym mu się
przedstawiła?
- Kochana, czy ty nigdy się niczego nie nauczysz? Ko-
rzystaj ze sposobności! Jesteś piękną kobietą, on jest przy-
stojnym mężczyzną, na pewno znajdziecie ze sobą wspólny
język...
Zuzanna wzruszyła ramionami.
- Prawdopodobnie on nie cierpi naprzykrzających się lu-
dzi ze swojej branży - odparła. - Choć może nie zaszkodzi-
łoby ...
- Nigdy go nie widziałam, ale słyszałam, że jest bombo-
wy - zapewniła Lila. - Więc nawet jeśli cię nie zatrudni czy
coś takiego, może będzie z tego inny pożytek.
- Och, przestań - powiedziała Zuzanna. - Nie jestem
zainteresowana.
- Pomyśl o tym, że wszystkie kontakty zawierane są na
tego rodzaju przyjęciach, więc bierz się do dzieła.
Lila poprowadziła ją do drugiego, dyskretnie oświetlone-
go pokoju, którego drzwi otwierały się na ogród i basen.
- Younga zauważył pewien mój znajomy. Od niego
wiem, że jest ciemnowłosym mężczyzną w tweedowym
garniturze - powiedziała Lila. - Ostatnio widziano go, jak
S
R
wychodził do ogrodu. Dlaczego nie miałabyś pójść za jego
przykładem?
Zuzanna, przygładziła włosy.
- Dlaczego nie? - mruknęła i .dopiła swoje drugie marti-
ni. Lila miała rację. Nie miała nic do stracenia, przedstawia-
jąc się legendarnemu milionerowi. Powinna zawierać tyle
znajomości w świecie mody, ile tylko było możliwe.
Zuzanna zatrzymała się tuż za otwartymi drzwiami. Poza
ciemnowłosym mężczyzną w tweedowym garniturze nie
było tam nikogo. Nawet z tyłu wyglądał atrakcyjnie i wy-
twornie. Krój jego garnituru był-doskonały.
Zuzanna podeszła do niego wolno i prawie bezszelestnie.
Zakasłała.
- Pan Young?- spytała cicho, stojąc tuż za nim.
C. J. Young odwrócił się. Pusty kieliszek, który trzymała
w dłoni, upadł na ziemię i rozbił się z cichym brzękiem.
- Ty?! - zachłysnęła się.
- Zuzanna! -wykrzyknął Craig Jordan z rozszerzonymi
ze zdziwienia oczami.
Był ogolony i gładko uczesany. I miał na sobie ubranie
warte tysiące dolarów, które nie kosztowało go ani grosza.
Nie, ponieważ sam je zaprojektował...
- Ty wężu! - szepnęła. Nagle zaschło jej w gardle. -
Ty... - zabrakło jej słów.
- Zaczekaj chwilę - zmarszczył brwi - zanim zaczniesz
mnie obrzucać wyzwiskami.
- Rzeczywiście... jesteś... - Każde jej słowo zmieniało
się w ryk- C... J...
- Tak - potwierdził. - Właśnie to miałem zamiar ci
w końcu powiedzieć, wtedy kiedy próbowałaś wcisnąć mi
ten czek.
- W końcu? - Zaśmiała się histerycznie.
- Czekałem na odpowiedni moment - zaczął. - Nie mia-
łem zamiaru trzymać tego tak długo w tajemnicy, ale...
- Ale świetnie się bawiłeś, prawda?! - krzyknęła roz-
S
R
wścieczona. Nagle pewne szczegóły z przeszłości zaczęły
się układać w całość: jego tajemnicza historia, cudowne po-
jawienie się czerwonej sukni w szafie ciotki Lucilie, jego
dziwne zachowanie w butiku Annabelli...
- Sprawy nie potoczyły się dokładnie tak, jak planowa-
łem - rzekł. - Wszystko zaczęło się jak nieszkodliwa gra.
- Nieszkodliwa? - Podniosła głos. - Zabawa moim ko-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]