[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jechać?
64 Maggie Shayne
 Umarłabyś, gdybym ci kazała włożyć klipsy?
 Tak. Ale najpierw padłabym w konwulsjach
na ziemię, niszcząc ten uroczy strój i rozmazując
twój mistrzowski makijaż.
Phoebe odęła wargi.
 O nie! Makijażu nic nie ruszy.
Rosie była u kresu wytrzymałości.
 Dosyć tego, Phoebe. Bądz tak dobra i wyjdz
stąd.
 Niewdzięcznica! No to cześć! Zobaczymy się
wieczorem.
 Chyba że pod wpływem nagłego impulsu
przyłączę się do wędrownego cyrku i więcej mnie
nie zobaczycie.
Po wyjściu Phoebe, Rosie chwyciła teczkę i poje-
chała do pracy.
Reakcja współpracowników wprawiła Rosie
w jeszcze większą irytację. Wszyscy przystawali na
jej widok jak osłupiali, a potem obsypywali kom-
plementami. Sekretarka przyniosła jej kawę. Zrobiła
to po raz pierwszy w historii ich dwuletniej współ-
pracy. Wszyscy w mgnieniu oka wykonywali jej
polecenia, traktując ją tak, jakby z dnia na dzień
zmieniła się w księżniczkę, której nie przystoi parać
się fizyczną pracą. Próbowała się temu przeciw-
stawić, lecz jej szefowie przypomnieli sobie nagle,
że powinna się zająć pracą biurową: załatwianiem
telefonów, badaniem egzotycznych kwiatów, za-
mawianiem nowych rośli, planowaniem rozsad.
Zaczęła podejrzewać, że jej bogata i wpływowa
rodzina przekupiła zarząd Ogrodu Botanicznego.
No tak, ale nawet oni nie są w stanie przekupić
Księżycowa orchidea 65
całego miasta. A tymczasem wszyscy jakby się
zmówili, by ją traktować całkiem inaczej niż do tej
pory. Policjant, który zatrzymał ją po drodze, zwra-
cając uwagę, że w samochodzie nie pali się jedno
światło stopu, na jej widok stał się nagle uprzedzają-
co uprzejmy, zaś burkliwy zazwyczaj szczeniak
obsługujący okienko przydrożnej knajpki nie tylko
obdarzył ją promiennym uśmiechem, ale za darmo
dorzucił do jej torby jabłeczne ciastko.
Od paru lat niemal codziennie zajeżdżała do tej
knajpy po lunch, ale jeszcze nigdy żaden kelner nie
dał jej nic za darmo. Nic dziwnego, że ogół kobiet
zadaje sobie trud, by jak najlepiej wyglądać. Męż-
czyzni od tego głupieją.
Lunch zjadła w samochodzie, jadąc na ranczo
pana Conrada. Odnalazła je bez trudu. Wysiadłszy
z auta, pomyślała, że czeka ją najmilsza część
dzisiejszego dnia. Wszystko wyglądało wspaniale.
Szerokie przestrzenie, pasące się na polach dorodne
krowy, schludne, utrzymane w nienagannym stanie
zabudowania, uroczy parterowy dom mieszkalny,
rozległy, lecz skromny, o zwieńczonych łukami
oknach i drzwiach.
Z radością wciągnęła w płuca czyste, świeże
powietrze. Co za piękne gospodarstwo, pomyślała.
Na jej powitanie wyszedł rosły mężczyzna.
 Czy mam przyjemność z doktor Linden?
Mitch w tym czasie szykował się do wyjazdu na
aukcję, pakując w swoim pokoju podręczną walizkę.
Okna sypialni były otwarte na oścież  Mitch
uwielbiał świeże powietrze, a klimatyzację włączał
66 Maggie Shayne
tylko w największy upał  toteż słyszał szum
zajeżdżającego samochodu i znajomy głos witające-
go panią doktor zarządcy.
A potem usłyszał jej głos i cały świat nagle
znieruchomiał.
 Tak, to ja. A kogo się pan spodziewał?  powie-
działa lekko zaczepnym tonem, a Mitch zamarł nad
otwartą walizką, trzymając dżinsy w jednej, a ma-
szynkę do golenia w drugiej ręce.
Ten głos był tak łudząco podobny do głosu
tajemniczej kobiety spotkanej pamiętnej nocy
w ogrodowym labiryncie, że Mitchowi ciarki prze-
szły po plecach.
 Nazywam się Sam McKenzie, jestem zarządcą.
Pan Conrad musi wyjechać, prosił mnie więc, że-
bym go zastąpił. Jeśli dobrze zrozumiałem, mam
obwiezć panią po ranczu.
 Będę zobowiązana.
 Proszę mi mówić Sam.
 Wiec proszę o wzajemność. Mam na imię
Rosie.
Dżinsy i maszynka do golenia jednocześnie wy-
padły Mitchowi z rąk. Podskoczył do okna, lecz Sam
prowadził już ,,Rosie  przez podwórze w kierunku
obór.
Nie, to nie może być ,,jego  Rosie. Wygląda zbyt
elegancko. Jest starannie ,,zrobiona  i ma jaśniejsze
włosy. Kiedy ona i Sam zniknęli z pola widzenia,
Mitch wychylił się przez okno, by sprawdzić, czym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl