[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ojca. Dziś nie widział ciężkich mebli, widział jedynie postać mężczyzny leżącego na
śnieżnobiałym łożu z rzezbionym wezgłowiem niemal sięgającym sufitu.
- Tato?
Martin Conroy podniósł dłoń na kilka centymetrów i kiwnął na syna. Marty pospieszył do
niego. Ojciec oddychał z widocznym trudem. Marty klęknął przy łóżku.
Czemu nie powiedziałeś mi, że jesteś chory?
Jesteś... ostatnim z Conroyów. Nazwisko i majątek... przechodzą na ciebie. Chcę,
żebyś... zaopiekował się Emmy-Jean. To nie jej... wina, że jest, jaka jest. Spróbuj znalezć
jej... - Martin przerwał, żeby złapać oddech.
Tato! Możemy coś zrobić? - Marty mocno trzymał rękę ojca.
Nic. Choć raz w życiu... słuchaj.
Dobrze. Co chcesz, żebym zrobił?
Spróbuj znalezć jej dom, gdzie... będą dla niej... mili. Pracowałem już nad tym - przerwał
na parę chwil. Marty nie był pewien, czy ojciec będzie w stanie coś jeszcze powiedzieć.
Aapczywie chwytał powietrze otwartymi ustami.
Mamie to się nie spodoba, tato.
-Jest... zimną suką - powiedział z trudem. - Nie powinienem był... pozwolić, żeby
traktowała Emmę-Jean... w taki sposób. - Zamknął oczy, po chwili znów je otworzył.
Odpocznij chwilę, tato.
Nie ma czasu. Jest... takie miejsce w Dallas... Zakład. Nikt nie będzie wiedział. Na
nazwisko Conroy... nie spadnie wstyd.
Zajmę się tym. Nie musisz się już martwić.
Alice... nie będzie... - słowa te wypowiedział tak słabym głosem, że Marty nie był pewien,
czy dobrze usłyszał.
Słucham, tato.
Alice... nie będzie... - jego oczy znieruchomiały na twarzy Marty'ego. Przez dłoń
przebiegł krótki spazm.
Tato! Tato!
Upłynęła minuta, potem następna. W pokoju słychać było tylko cichy świst słabnącego
oddechu Martina Conroya. Marty nie wiedział, jak długo klęczał przy łóżku, trzymając
dłoń ojca. Gdy się ocknął, zdał sobie sprawę, że w pokoju zapanowała martwa cisza.
Oczy i usta ojca pozostały otwarte.
Skończyła się walka o oddech.
- Siostro!
Marty wybiegł z pokoju, zbiegł po schodach i wpadł na werandę. W ciągu kilku krótkich
128
godzin, jakie upłynęły od otrzymania telegramu, jego życie uległo radykalnej zmianie.
Jego ojciec odszedł.
Poczuł dreszcz podniecenia. Teraz to on był głową rodu Conroyów.
O zmierzchu Johnny i Grant wrócili z farmy Dolana. Zostali tak długo, żeby skończyć
odchwaszczanie pola. Wracali przez pastwisko, na krótko zatrzymując się tylko przy
strumieniu, aby się umyć.
Dolan prosił, żeby ci przekazać, że spróbuje wpaść wieczorem do Jaya - powiedział
Johnny, jak tylko stanął w drzwiach. - I wiesz co? Brat Toma i Frank Hamer, ten słynny
strażnik Teksasu, byli dzisiaj u niego.
Wpadli też tutaj, żeby zobaczyć Jaya. Zjedli z nami obiad. Od razu widać, że Hod Dolan
jest bratem Toma.
A niech to! Grant, mogliśmy jeść razem z Frankiem Hamerem!
Zapewniam, że je jak każdy inny człowiek - powiedziała Henry Ann ze śmiechem. - Boże,
z tego jak o nim mówisz, można by pomyśleć, że to sam prezydent Hoover.
Ten stary Hoover niedługo przestanie być prezydentem. Grant uważa, że Roosevelt
wygra wybory. %7łałuję, że jestem za młody, żeby głosować.
Lepiej nie żałuj.
Umyję się i skoczę wydoić krowy - Grant wlał wodę do miednicy.
Podejrzewałam, że możecie wrócić pózniej i sama wydoiłam.
Chciałbym zobaczyć Franka Hamera - powiedział Johnny biorąc pajdę chleba i
nakładając na talerz fasolę ugotowaną z pomidorami i ostrą papryką.
Boże drogi! A co się stało z tym wiadrem jedzenia, które zrobiłam dla was na lunch?
Zjedzone. - Johnny wyszczerzył zęby. Pomiędzy nim a Ciotką Dozie wyczuwało się
niekłamaną sympatię. - Ależ to pyszne, Ciociu Dozie. Nie ożenię się, dopóki nie znajdę
kobiety, która tak gotuje jak ty.
Nie znajdziesz takiej i na zawsze zostaniesz kawalerem, aż zrobisz się stary i wypadną
ci zęby i będziesz mógł jeść tylko kaszkę. Hi, hi, hi! Na pewno chciałbyś, żebym zrobiła
placek ze słodkich kartofli, dlatego tak mi kadzisz.
Skoro już o tym wspomniałaś, to istotnie nie jadłem go już dobry miesiąc.
Henry Ann patrzyła na błyszczące oczy Johnny'ego, kiedy ten przekomarzał się z Ciotką
Dozie. Bardzo się zmienił od czasu, kiedy przywiozła go tu cztery lata temu. Nic nie
zostało z tamtego milczącego, mrukliwego chłopaka. Tak bardzo różnił się od Isabel.
Wyglądał na szczęśliwego i wiedziała, że spora w tym zasługa Grama, który zdawał się
przepadać za jej bratem. Miała nadzieję, że Frank Hamer i Hod Dolan nie znajdą nic
złego na jego temat.
Założę się, że Tom nie je takiej fasoli i chleba kukurydzianego - powiedział Johnny.
Zje, jak tu przyjdzie. Chyba że nic mu nie zostawisz.
Ta jego kobieta to... - Johnny zerknął na Jaya i zamilkł.
Henry Ann zauważyła, że Grant nie odezwał się ani razu podczas posiłku i pomyślała, że
musi być zmęczony po ciężkim dniu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl