[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zgadza się.
- 108 -
RS
- Możemy również prowadzić oba rancza.
- Ale mieszkać możemy tylko na jednym - mruknęła.
- Niekoniecznie.
- Jak to?
- Przecież istnieje taka możliwość, prawda?
- Myślę, że tak. Ale nigdy się na tym nie zastanawiałam. I nie bardzo
potrafię sobie to wyobrazić.
Sloan zbliżył się do niej, żeby dotknąć jej ramienia.
- Pomyślimy o tym, dobrze?
A czy mogła myśleć o czymkolwiek innym? Mieszkać na
obu ranczach? Utrzymywać dwa domy? Mój Boże, czy to w ogóle jest
możliwe?
Przez chwilę cieszyła się tym pomysłem, ale potem posmutniała. Dwa
rancza można prowadzić przez jakiś czas, ale nie na zawsze. A jeśli będą mieli
dzieci - co było dla niej bardzo ważne - nie sposób jezdzić w tę i z powrotem
między Montaną i Wyoming.
Wiedziała, że Sloan również bardzo chce mieć dzieci. Przecież sam jej
powiedział, że właśnie ich brak był powodem rozpadu jego pierwszego
małżeństwa.
Westchnęła ciężko. To nie będzie łatwe.
Ale przecież wszystko, co jest cokolwiek warte, nie jest łatwe.
Będą musieli znalezć jakieś rozsądne wyjście z tej sytuacji.
- 109 -
RS
ROZDZIAA DZIESITY
Kiedy dojeżdżali do budynków rancza, Sloan uśmiechnął się radośnie do
Maggie.
- Z przyjemnością zostanę na obiedzie, jeśli chciałaś mnie o to zapytać".
Maggie parsknęła śmiechem. To naprawdę było najbardziej niezwykłe
popołudnie w jej życiu. I cokolwiek by się teraz wydarzyło, chwile spędzone
nad jeziorem na zawsze pozostaną w jej pamięci.
- Czuj się zaproszony na obiad - powiedziała. - Ale pamiętaj, nie obiecuję
żadnej uczty.
- Nie jest konieczna. Jednak jestem bardzo głodny, a ty?
- Chyba uda mi się coś stworzyć z tego, co mam w domu. Ja też jestem
bardzo głodna!
Jechali obok siebie, podziwiając wspaniały zachód słońca. Wszystko
wokół tonęło w ciszy. Maggie przełknęła ślinę. Boże, jak ona kochała to ranczo!
Cały czas była rozdarta między miłością do Sloana a miłością do ziemi. Nie
bardzo wiedziała, jak sobie z tym poradzić, i nawet jego determinacja, aby
rozwiązać pozytywnie ten problem, łagodziła ból tylko częściowo.
Westchnęła i uśmiechnęła się do Sloana. Jej uprzedzenia wydawały się
teraz głupie i nie zamierzała przypominać sobie tych wszystkich potyczek
słownych, które stoczyli na temat hodowli bydła i owiec.
Pierwszym budynkiem, do którego dotarli, była stodoła.
Maggie z uznaniem popatrzyła na ogrom pracy wykonanej przez Lesa w
dniu dzisiejszym. Część budynku była już gotowa do malowania. Jeżeli
popracują solidnie we dwójkę, skończą malowanie za kilka dni.
Potem zajmą się elewacją budynku mieszkalnego, co zakończy roboty
remontowe planowane przez Maggie na ten rok. Oczywiście, miała jeszcze
wiele innych planów. Pola powinny być nawiezione, trawa posiana, żeby nie
- 110 -
RS
zabrakło paszy dla bydła w zimie. Za czasów dziadka mieli na farmie wspaniałe
zbiory, które pozwalały stadu przetrwać nawet najsroższą zimę. Postanowiła, że
osiągnie to samo.
Sloan pierwszy zsiadł z konia i pomógł Maggie zeskoczyć na ziemię.
Zsunęła się z siodła prosto w jego ramiona. Zatrzymał ją w nich przez chwilę, a
potem pocałował w policzek.
- Jestem szczęśliwym człowiekiem, Maggie - powiedział radośnie.
Uśmiechnęła się. Bardzo by chciała, żeby wszystko w jej przypadku było
równie proste. Więc dlaczego nie było? Dlaczego nie potrafiła się uwolnić od
wątpliwości, które ją ciągle nawiedzały? Naprawdę kochała Sloana. Nie
potrafiłaby temu zaprzeczyć.
Stając na palcach, pocałowała go w usta.
- Rozsiodłajmy konie i chodzmy... - Zamilkła nagle. Zobaczyła, że dom
jest oświetlony.
- Sloan, ktoś tam jest - powiedziała.
- Co takiego? - obrócił się i spojrzał w stronę budynku.
- Jakiś samochód parkuje koło ganku. Nie, poczekaj! Maggie, przecież to
auto twojego ojca.
- To niemożliwe! Mieli przyjechać dopiero za tydzień.
- Przyjrzała się uważnie ciemnemu sedanowi. Początkowo myślała, że to
pan Jamison, właściciel labradorów, przyjechał, by obejrzeć przyszłe miejsce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl