[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mu rękę, w której trzymał broń.
Wyciągając miecz świetlny z czwartego napastnika, odwróciła się - i poczuła
się jak w samym środku nawałnicy.
Ustąpisz ustąpisz ustąpisz!
Czterech nacierających Sithów, mówiąc jednym głosem, bombardowało ją poprzez
Moc. Oszołomiona tym mentalnym atakiem, Kerra poczuła, jak uginają się pod nią
kolana. Przeturlała się po mokrym chodniku, otworzyła oczy i zobaczyła, jak
nacierają. Nacierają - i cały czas mówią, smagając ją słowami.
Skrzywiona z bólu Kerra spojrzała ponad nimi - i dostrzegła jeden z ich
śmigaczy, opuszczony i unoszący się w powietrzu. Sięgnęła poprzez Moc, chwyciła
go i pchnęła. Pojazd usłuchał i wpadł gwałtownie na mur oporowy kanału, tuż za
plecami zaskoczonych napastników. Korzystając z tego, że ich psychiczny atak na
chwilę ustał, Kerra pchnęła raz jeszcze, sprawiając, że na śliskiej nawierzchni
stracili równowagę. Sama tymczasem się podniosła i skoczyła ku Sithom...
...ale minęła ich, wskakując ponad szczątkami śmigacza na mur oporowy. Puściła
się biegiem w stronę morza, zadowolona, że mentalny nacisk osłabł. Perswazja
Mocą to technika, której uczył się niemal każdy użytkownik Mocy, chociaż ona
sama jej nie znosiła. Nigdy jednak nie odczuwała jej z taką siłą - może z
wyjątkiem sugestywnego wezwania Odiona do samozniszczenia. Uszła z tego z życiem
tylko dzięki temu, że Szkarłatni Jezdzcy, jak się domyśliła, uczyli się hipnozy
kosztem innych, bardziej fizycznych umiejętności. Mogła sobie z nimi poradzić w
bezpośrednim pojedynku - ale teraz nie miała na to czasu. Przed sobą dostrzegła
swój prawdziwy cel. Porywacze Tan i Beadle'a załadowali ich na pokład jednego ze
śmigaczy, pierwszego z trzech szykujących się do startu.
Miała tylko jedną szansę, żeby ich złapać.
Przyspieszyła kroku. Zbliżając się do ruszającego powoli śmigacza,
przypomniała sobie o komunikatorze i wcisnęła guzik.
- Rusher, tu Kerra! Cokolwiek się stanie, nie wypuszczaj reszty uchodzców ze
statku!
Powiedz mi coś, czego nie wiem, pomyślał Rusher, chowając komunikator do
kieszeni i sunąc po puszystej niegdyś wykładzinie w pomieszczeniu pilotów. W
przestrzeni Sithów nie trzeba było daleko szukać, żeby natknąć się na jakieś
podejrzane sztuczki umysłowe. Przekonał się, że osobnicy w czerwieni mieli ich
kilka w zanadrzu.
Brygadier już miał wracać do solarium, kiedy zobaczył ich przez świetlik -
pierwszych pilotów nadlatujących od strony stoliwa pośrodku zatoki. Zanim Rusher
dotarł na szczyt sterburty numer trzy, dostrzegł Novallo i jej ekipę naprawczą
jak stali niczym zahipnotyzowani na środku metalowego mostu. Między nimi a
 Gorliwością" kroczyli po platformie funkcjonariusze reprezentujący byllurański
rząd i zgarniali każdego, kto się nawinął.
Rusher przeklinał się w duchu. Sam doradził wartownikom, żeby nie sprzeciwiali
się zbyt zdecydowanie nikomu z miejscowych, sądząc, że będą chcieli tylko
odprowadzić uchodzców. A jeśli nie, to Jedi lub szeregowy Lubboon powinni wrócić
z tą małą Sullustanką. Jednak Sithowie rządzący tą planetą najwyrazniej nie
mieli zamiaru zadowolić się tylko pasażerami.
To nie pierwszy raz Lord Sithów naruszał niezależność Rushera; nie każdy
respektował sposób działania sił z dawnego imperium Mandragalla, a jeśli nawet
Strona 82
John Jackson Miller - błędny rycerz.txt
było inaczej, to w końcu byli Sithami. Oszukiwanie mieli we krwi. Jednak
anonimowi władcy Byllury nie mogli nawet wiedzieć, kim albo czym jest Brygada
Rushera. Dla nich była to po prostu załoga, którą można zniewolić, kolejny okręt
wojenny do zagrabienia.
Okręt wojenny, który większość uzbrojenia ma w środku, pomyślał Rusher,
wbiegając na mostek. Przynajmniej wachtowi mieli dość przytomności umysłu, żeby
pozamykać rampy, zanim ktokolwiek wszedł na pokład. Ale teraz możliwości były
już ograniczone. Wiedział, że będzie dobrze, jeśli w ogóle wyjdą z tego cało.
- Wołają do nas z dołu, kapitanie!
Rusher zszedł do centrum dowodzenia, żeby sprawdzić obraz z kamery pod
bakburtową rampą numer jeden. Stało tam stadko czerwono ubranych postaci, a
wśród nich Trandoshanin o zębatej paszczy, który chyba nie czuł się zbyt
komfortowo, wciśnięty w swój lekki kombinezon. Gapiąc się w kamerę, Trandoshanin
pomachał mięsistą zieloną ręką i wysyczał:
- Otworzycie ten statek i zgłosicie się po przydział.
- Przez komunikator to nie działa, kolego! - prychnął Rusher. A więc to nie byli
Lordowie Sithów ani nawet wyżsi rangą adepci Sithów. Po prostu specjaliści, tacy
jak on - wytrenowani do jednego celu.
I nie wychodziło im to najlepiej. Trandoshanin powtórzył polecenie.
- Krzyk nic tu nie pomoże! - Rusher usiadł na stanowisku Besaliska. - Możemy
porozmawiać o uwolnieniu mojej załogi albo...
- Diarchia przemówiła! Otworzyć statek!
- Skoro tak mówisz - odparł Rusher i skinął na sterniczkę. - Spuścić kotwicę!
Bakburtowa rampa numer jeden opadła z metalicznym szczękiem, przygniatając
Trandoshanina i dwóch jego kumpli. Po niecałej sekundzie rampa podniosła się z
powrotem.
- Dobra hydraulika, dziecino - powiedział Rusher, poklepując z uśmiechem
konsoletę dowodzenia  Gorliwości".
Mieli chwilę wytchnienia, ale krótką. Z zadumy wyrwał go głos kalamariańskiego
nawigatora, który wskazywał na drugi monitor.
- Pierwszy oficer Dackett tam jest.
- Co takiego?
- Z drugiej strony. - Rusher spojrzał na przestrzeń pod brzuchem okrętu. Dackett
z kilkoma wartownikami stał nieruchomo przed kolejnym z czerwonych jezdzców.
- Niech to szlag! - Rusher klapnął na fotel, podenerwowany. Ten grubas kiedyś go
wpędzi do grobu. - Pewnie zobaczył brzeg i poszedł poszukać kobiet.
Podczas gdy Rusher wpatrywał się w monitor, w polu widzenia znów pojawił się
Trandoshanin; pocierał świeże wgniecenie w swojej gumowatej czaszce.
- Poddasz się, najemniku! - Zapalił krótki, szkarłatny miecz świetlny. - Albo
wytniemy dziurę i cię stamtąd wyciągniemy! - Trandoshanin spojrzał na swoich
otępiałych zakładników. - A może potniemy coś innego!
Rusher wstał, na próżno stukając w komunikator.
- To twoja działka, Jedi! Gdzie jesteś? - Przydałaby im się odsiecz w stylu
Jedi. - Kerra Holt, zgłoś się!
Cisza.
- Niech to jasny szlag! - zaklął Rusher i cisnął komunikatorem
o podłogę. Tupiąc głośno, podszedł do wielkiego okna. Liczba zostawionych na
lodzie i tak przekroczyła wszelkie granice. - Jesteśmy zdani tylko na siebie. -
Spojrzał na sterniczkę. - Możesz wystartować tak, żeby ich nie ugotować?
- Zostawi pan Dacketta?
- Znajdzie drogę - powiedział Rusher, wyglądając na zewnątrz. - Wciąż mamy
jego starą rękę.
Jako dziecko na Aquilarisie Kerra skakała czasem do wody z klifu. Nigdy jednak
jako dorosła, nigdy jako Jedi - i nigdy z występu, który był zawieszony nie nad
wodą ale nad miastem. Biegnąc po murze oporowym, dostrzegła przed sobą
permabetonową półkę, która kierowała wodę sto metrów w dół, na następny poziom
Hestobylla.
Przyspieszyła. Lepiej, żeby mi się udało, pomyślała.
Skoczyła i wyciągnęła ręce, próbując dosięgnąć ostatniego z ruszających
właśnie śmigaczy. Była zaszokowana, że w ogóle się na coś takiego odważyła,
jeszcze bardziej jednak zaskoczył ją fakt, że wylądowała na masce pojazdu.
Odwróciła się i zobaczyła obleczonego w szkarłat kierowcę, który mocował się z
drążkiem sterowniczym. Rodianin poczuł uderzenie i spojrzał na nią zdziwiony.
- Kłopoty z silnikiem? - spytała Kerra, rozbiła szybę i kopnęła kierowcę w
twarz. Przecisnęła się przez roztrzaskane szczątki
i wskoczyła na oszołomionego Rodianina. Zepchnięty z fotela kierowcy pachołek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl