[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niboné ruszyÅ‚ w kierunku Jagreena Lerna. Wtem ku swemu zdumieniu zobaczyÅ‚,
że Teokrata zsiadł z groteskowego wierzchowca i klepnąwszy go po zadzie ode-
słał z pola bitwy. Stał teraz w lekkim rozkroku, masywny, mocny. Rysy pociągłej,
ciemnej twarzy były napięte, wzrok jak przykuty do zbliżającego się Elryka. Usta
rozchyliły się w nerwowym uśmiechu, powieki trzepotały niczym skrzydła ptaka.
Albinos zatrzymał się tuż poza zasięgiem miecza przeciwnika i przemówił:
 Jagreenie Lernie, czy jesteś gotów zapłacić za zbrodnie, które popełniłeś
przeciwko mnie i światu?
 Płacić? Za zbrodnie? Zaskakujesz mnie, Elryku. Widzę, że całkowicie prze-
jąłeś idee nowych sprzymierzeńców. W moich podbojach nieodzowne było wyeli-
minowanie niektórych twoich przyjaciół, gotowych mi przeszkadzać. Ale to była
po prostu wojna. Zrobiłem to, co musiałem zrobić i to, co zamierzałem. Jeżeli
nawet wszystko się okazało daremne, i tak niczego nie żałuję, ponieważ żal jest
całkowicie bezużytecznym uczuciem, właściwym głupcom. Nie ja ponoszę winę
za to, co się stało z twoją żoną, i ty wiesz o tym. Czy będziesz usatysfakcjonowa-
ny, jeżeli mnie teraz zabijesz?
Elryk potrząsnął głową i odpowiedział:
 RzeczywiÅ›cie moje poglÄ…dy ulegÅ‚y zmianie, lecz my z Melniboné byliÅ›my
mściwym ludem i zemsta jest tym, czego szukam.
 Ach, teraz cię rozumiem  Jagreen Lern zmienił postawę i uniósł topór.
 Jestem gotów.
Albinos rzucił się na niego. Zwiastun Burzy wył dziko, gdy trzykrotnie ude-
rzał w przeciwnika i trzykrotnie Teokrata zdołał osłonić się tarczą. Po trzecim
uderzeniu nastąpił kontratak i szczęśliwie Elryk zdołał w porę sparować cios, tak
że ostrze topora ledwo drasnęło jego prawe ramię. Naparł Tarczą na Jagreena
Lenia i ciężarem swego ciała spróbował go przewrócić. Ciął przy tym przeciwni-
ka ponad obiema tarczami. Trwali w tej pozie przez parę chwil, a dookoła nich
172
rozlegały się dzwięki większej bitwy. Prosto z ziemi, jak gigantyczne rośliny, wy-
strzelały w powietrze słupy o niezliczonych barwach. Wtem Teokrata skoczył do
tyłu i zamachnął się na albinosa, który osłoniwszy się przed ciosem podążył za
przeciwnikiem. Zamierzył się na jego nogę, lecz nie wcelował. Jagreen Lern za-
machnął się z góry w głowę Elryka, ale ten rzucił się w bok, a Teokrata wytracony
z równowagi siłą własnego uderzenia, postąpił kilka kroków naprzód. Elryk sko-
czył na nogi i kopnął go w plecy. Wróg zachwiał się i upadł na twarz. Padając
zgubił tarczę i miecz, ponieważ chcąc zrobić zbyt wiele rzeczy naraz, nie zdołał
zrobić ani jednej. Melnibonéanin przycisnÄ…Å‚ wroga do ziemi stawiajÄ…c nogÄ™ na
jego szyi. Zwiastun Burzy wysoko uniesiony niecierpliwie oczekiwał uczty.
Jagreen Lern dzwignął się z trudem i przekręcił na plecy. Spojrzał na Elry-
ka. Jego twarz stała się blada jak płótno, wzrok miał wlepiony w Czarny Miecz,
wiszÄ…cy groznie nad nim.
 Skończ to teraz  odezwał się zachrypniętym głosem.  W całej wiecz-
ności nie ma miejsca na moją duszę. Muszę odejść do Otchłani, więc skończ!
Albinos miał już pozwolić Zwiastunowi Burzy zatopić chciwe ostrze
w ofierze, lecz nagle powstrzymał się. Z wysiłkiem utrzymał diabelski miecz z da-
la od Teokraty. Zwiastun Burzy wydał pomruk zdziwienia i poruszył się niespo-
kojnie.
 Nie  Elryk powiedział powoli.  Nie chcę niczego, co jest twoje, Ja-
greenie Lernie. Nie zanieczyszczÄ™ swojej duszy twojÄ… duszÄ…. Moonglumie! 
krzyknął, a gdy przyjaciel znalazł się tuż, dodał:  Moonglumie, daj mi swój
miecz.
Bez sÅ‚owa RudowÅ‚osy usÅ‚uchaÅ‚ go. Melnibonéanin schowaÅ‚ stawiajÄ…cego opór
Zwiastuna Burzy.
 To pierwszy raz, kiedy nie dałem ci się posilić. Ciekaw jestem, co teraz zro-
bisz?  mruknął i wziął broń Moongluma. Pochylił się nad ofiarą i ciął Teokratę
w policzek, otwierając głęboką i długą ranę, z której trysnęła krew.
Jagreen Lern przerazliwie wrzasnÄ…Å‚.
 Elryku, nie! Zabij!!!
Z okrutnym uśmiechem albinos ciął drugi policzek. Jagreen Lern wykrzywił
zakrwawioną twarz wołając o śmierć, lecz kat, wciąż z obojętnym uśmiechem,
odezwał się cichym i miękkim głosem:
 ChciaÅ‚eÅ› naÅ›ladować Cesarzy z Melniboné, prawda? DrwiÅ‚eÅ› z Elryka z ro-
du królów, torturowałeś go, porwałeś jego żonę. Zamieniłeś ją w piekielną kreatu-
rę, przemieniłeś cały świat. Zamordowałeś przyjaciół Elryka i w swojej bezczel-
ności wyzwałeś go do walki. Ale jesteś jeszcze mniejszym pionkiem, niż kiedy-
kolwiek byÅ‚ Elryk. Teraz, maluczki czÅ‚owieczku, dowiesz siÄ™, jak Melnibonéanie
zabawiali się z takimi parweniuszami, w czasach gdy władali światem!
Jagreen Lern umierał przez godzinę. Dzięki błaganiom Moongluma, tylko tyle
trwaÅ‚y jego mÄ™ki, RudowÅ‚osy na wszystko zaklinaÅ‚, żeby Melnibonéanin szybko
173
to skończył.
Albinos wytarł splamiony miecz w kawałek materiału z odzienia Teokraty
i zwrócił go Moonglumowi. Spojrzał na okaleczone ciało i trącił je nogą. Potem
odwrócił się i popatrzył na Władców z Wysokich Zwiatów.
Walka wyczerpała go, jak również wysiłek, który musiał włożyć w schowanie
Zwiastuna Burzy do pochwy. Ale z chwilą, gdy spojrzał na tamtą gigantyczną
bitwę, zapomniał o zmęczeniu.
WÅ‚adcy Prawa i WÅ‚adcy Chaosu zmienili siÄ™ w olbrzymy i ich postaci owia-
ła lekka mgła, lecz walczyli wciąż utrzymując ludzkie kształty. Byli jak na pół
realni giganci, walczÄ…cy teraz na ziemi i ponad niÄ…. Daleko na horyzoncie Elryk
zauważył Donblasa, Twórcę Sprawiedliwości, zmagającego się z Chadrosem %7łni-
wiarzem. Lśnili różnobarwnym światłem, wśród którego migał wysmukły, pro-
wokujący miecz, ścierając się z ogromną kosą.
Nie będąc w stanie wziąć udziału w walce, oraz nie wiedząc, na którą stronę
przechyla się szala, Elryk i Moonglum patrzyli na zmagania olbrzymów, obserwu-
jąc zanikanie ziemskich kształtów obu walczących stron. Zdawało się, że walka
toczy się we wszystkich wymiarach wszechświata. Jakby w oczekiwaniu nad-
chodzącej transformacji, Ziemia również traciła swą formę. Aż po jakimś czasie
ostatni żywi ludzie dryfowali wśród zmieszanych ze sobą, wirujących obłoków
powietrza, ognia, ziemi i wody.
Ziemia ulegała rozproszeniu, a Bogowie z Wysokich Zwiatów wciąż o nią
walczyli.
Materia ziemska powróciła do swej pierwotnej postaci. Jej składniki istniały,
lecz nie były uformowane. Zwycięzcy będą mieli przywilej ukształtowania nowej
planety. A walka trwała.
Rozdział 6
Ostatecznie skłębiona ciemność ustąpiła miejsca światłu i rozbrzmiał ko-
smiczny wrzask nienawiści i zawodu, i Elryk pojął, że Władcy Chaosu zostali
pokonani, wygnani. Zwycięscy Władcy Prawa wykonali plan Przeznaczenia. Po-
została jeszcze jedna rzecz do całkowitego zamknięcia tego rozdziału  zadęcie
w Róg. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl