[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawda? Idz spać, Kate.
- Czy chciałbyś...
- Zrobić "to"? - przerwał jej. - O tak, jak najbardziej. Ale zawsze w takim momencie
przeważa we mnie kodeks rycerskiego południowca. - Miał wyraznie podenerwowany
głos. - W najbardziej nieodpowiednich, diabelskich momentach.
- Jestem ci winna ...
- Kate, słodka Kate, zamknij się. - Przeczesywał jej włosy. - Zdaję sobie sprawę, że
jesteś mi gotowa podać swoje słodkie ciało na tacy i to wcale nie ułatwia sprawy.
- Dobrze - wyszeptała. Wydarzenia tego wieczoru wraz z uczuciami, które doszły w
niej do głosu, zaczęły brać nad nią górę i prawie im uległa. Powiedziała zmęczonym
głosem:
- Czy ci to nie przeszkadza?
- Nie może mi przeszkadzać.
Nagle z sennej mgły wyłoniło się niewyrazne wspomnienie.
- Kto to jest wuj George?
- Słucham? .
- Wuj George - wymamrotała. - Powiedziałeś, ze Despard przypomina ci wuja
George'a.
- Ach, to nikt ważny. Po prostu jeden z moich bardziej skąpych krewnych. Nie
myślałem o tym starym łajdaku przez lata aż do chwili, gdy spotkałem Desparda. -
zapadła długa cisza i Kate prawie zasnęła, kiedy Beau zachichotał. - Boże, gdyby Daniel
mógł mnie teraz zobaczyć.
- Daniel? - spytała sennie.
- Nigdy by nie uwierzył. - Był ubawiony, a jednocześnie walczył z rozdrażnieniem. -
Rozmawiać o Szekspirze i Samuelu Ctemensie z nagą kobietą pod prysznicem, po
czym położyć się z nią do łóżka niewinnie jak niemowlę. Nic by go bardziej nie ubawiło.
- Naprawdę? - Ledwie mogła otworzyć oczy. - Jesteście bardzo dobrymi
przyjaciółmi, prawda?
28
- Byliśmy wiele razy w trudnych sytuacjach. To zawsze bardzo zbliża.
- On tak dziwnie wygląda. Inaczej niż Charon, którego widziałam na różnych
obrazach.
- Charon?
- Przewoznik - mruknęła, wtulając głowę głębiej w jego ramię. - Przez rzekę Styks.
- Ach, ten Charon. - Jego aksamitny głos skrył śmiech. - Wybacz, że nie
skojarzyłem. Rozumiem, że wody terytorialne Castellano mogą ci się kojarzyć z rzeką
zmarłych, jeśli znalazłaś się w takiej sytuacji, ale nie jestem pewien, czy Danielowi
schlebiałoby porównanie do tej akurat mitycznej postaci. - Owijał jedwabisty lok wokół
palca. - Był wściekłym, sinobrodym starcem, jeśli dobrze pamiętam.
- Cóż, przynajmniej broda się zgadza. - Powieki jej opadały.
- Dobrze się orientujesz w mitologii. Uczyłaś się tego w szkole?
Pokręciła głową.
- Nigdy nie chodziłam do szkoły - odpowiedziała zaspana. - Czytałam o tym w
encyklopedii.
W jego głosie pojawiło się rozczarowanie:
- Nigdy nie chodziłaś do szkoły?
- W każdym razie przestałam, kiedy miałam siedem lat. Dużo podróżowałam. -
Bardzo chciała, żeby przestał zadawać jej pytania. Marzyła jedynie o tym, by zasnąć. -
Jeffrey mówił, że to nie ma znaczenia. Kiedy miałam osiem lat, kupił mi komplet
encyklopedii i kazał mi czytać piętnaście stron dziennie, aż przeczytałam wszystkie.
Mówił, że, to tak samo skuteczne, jak każda inna, stara i nudna szkoła.
- Och, naprawdę? - Smutek pojawił się teraz w jego głosie na miejscu radości. -
Twój Jeffrey zna chyba wszelkie recepty, jeśli chodzi o twoje szczęście. - Nic dziwnego,
że nie poznał jeszcze nikogo podobnego do niej. - Czy zawsze robisz, co ci radzi?
Ale ona już spała. Oddychała równo i spokojnie, wtulając się w zagłębienie jego
ramienia. Na miłość boską, zestaw encyklopedii! Mitologia, klasycy i miliony faktów bez
interpretacji! I młoda dziewczynka z niezaspokojonym głodem słowa pisanego, z
zapałem pochłaniająca te fakty i sięgająca po więcej. Po chwili przyszła mu do głowy
inna myśl. Sufrażystki. Nie słyszała o sufrażystkach. Potrząsnął nią, by się zbudziła.
- Te encyklopedie, Kate. W którym roku zostały wydane?
- Co? - spytała nieprzytomnie.
- W którym roku zostały wydane? - spytał.
- Ach, tak. - mruknęła. - W 1960. - I znów usnęła.
Wolno opadł na poduszkę, wpatrując się w ciemność.
- No, niech mnie szlag trafi!
29
Jeffrey Brenden opierał się o nadburcie statku. Jego kręcone, szpakowate włosy
rozwiewał poranny wiatr. W zbyt obszernych dżinsach i szarej bluzie, ubraniu, które
pożyczył od któregoś z członków załogi, jego lekko żylaste ciało wyglądało bardziej
smukle niż zeszłego wieczoru. Gdy pojawił się Beau, spojrzał na niego bystro i
przenikliwie.
- Czyż to mój hojny gospodarz? - Wyciągnął rękę i uśmiechnął się ciepło. - Julio
powiedział mi, że wiele panu zawdzięczam. - Skrzywił się. - Obawiam się, że nic nie
pamiętam. Byłem niezle ścięty wczoraj wieczorem.
- Całkiem niezle - zgodził się Beau. Rozejrzał się po pustym pokładzie. - Gdzie jest
twój przyjaciel Rodriguez?
- Je z kapitanem i załogą śniadanie. - Wykrzywił ponuro usta. - Nie jestem dziś
rano w stanie spojrzeć na kawę. - W zadumie przebiegł oczyma po wysokich masztach.
- To piękny statek, panie Lantry. Zawsze chciałem mieć żaglowiec.
- Dlaczego nie kupił pan żadnego? - spytał zjadliwie Beau. - Jeśli wierzyć Kate, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl