[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Och... oczywiście. - Zmusiła mózg do ponownej pracy.
Podeszła do torby ze sprawunkami, którą zostawiła na
kuchennym blacie, i wyjęła z niej trzy sznurki kolorowych
lampek. Gdy chciała je podać Piranowi, niespodziewanie
pokręcił głową.
- Wykonałem swoją robotę - oświadczył. - Teraz twoja
kolej. - Po czym odwrócił się sprężyście i zasiadł przed
komputerem.
Przez długą chwilę stała z lampkami w ręce i patrzyła na
ciemną głowę Pirana osadzoną na szerokich ramionach. W jej
własnej huczał wir niespokojnych myśli.
Czuł do niej tylko pożądanie, powtarzała sobie. Pożądanie
i namiętność. Pragnął jej - i nic ponadto. Może jeszcze chciał
mieć dobrą redaktorkę... No, i opiekunkę do dziecka.
Ale dlaczego pamiętał o szkiełku?
Dlaczego zaproponował jej wspólne nurkowanie? I znalazł
czas na ustawienie choinki...
O Boże, musi przestać o tym myśleć! To beznadziejne.
Całkiem beznadziejne.
Przypominała ćmę krążącą wokół płomienia - zauroczoną,
zafascynowaną ćmę, która doskonale wie, co ją czeka, gdy
ośmieli się podfrunąć bliżej...
Wzięła się w garść i zawiesiła lampki na choince. A
pózniej, nie mówiąc nawet dobranoc, poszła do łóżka. Nie
mogła jednak zasnąć.
Nie spała jeszcze, gdy dwie godziny pózniej podszedł i
zatrzymał się pod drzwiami jej sypialni. Leżała bez ruchu,
wstrzymujÄ…c oddech.
Czego właściwie chciała? Czyżby miała nadzieję...?
Usłyszała kroki, gdy odchodził spod drzwi, potem
skrzypienie sprężyn, gdy kładł się do łóżka.
Powinna odetchnąć z ulgą. Powinna być zadowolona, że
uszanował jej wolę...
Oczywiście, że była zadowolona. Z całą pewnością.
A jednak - cóż za przewrotność! - gdy stało się zgodnie z
jej życzeniem, poczuła się jeszcze gorzej.
ROZDZIAA ÓSMY
Mirabelle oświadczyła, że Arthur jest najpiękniejszym
dzieckiem, jakie kiedykolwiek widziała.
- Nie martwcie się o niego. Wszystko pójdzie dobrze,
prawda? - zwróciła się do Arthura, który uśmiechnął się do
niej ze zrozumieniem.
- Myślę, że ją polubił - powiedziała Carly do Pirana,
kiedy jechali do portu.
- Czy to zle? - Rzucił jej zaintrygowane spojrzenie.
- Oczywiście, ze nie - zaprzeczyła, ale czuła się dziwnie
poirytowana.
- Czyżbyś była o nią zazdrosna?
Popatrzyła na niego ze złością, ponieważ bezbłędnie
odczytał jej myśli.
- Odpręż się - Uspokoił ją z pobłażliwym uśmiechem. -
Na pewno wszystko dobrze się ułoży. Chodzmy już! -
Niespodziewanie chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą w dół
wzgórza. - I nie rozmyślaj o Arthurze. Lepiej pomyśl, że za
chwilę wspaniale spędzisz czas, realizując swoje marzenie.
I tego również się domyślił... Zastanawiała się nad tym
jeszcze godzinę pózniej, gdy wolno opuszczała się obok
Pirana na dno morza w kierunku starego wraku. Widziała go
na razie z pewnej odległości przez taflę przezroczystej jak
kryształ wody.
Odkąd poznała St Justów marzyła o takim właśnie dniu -
dniu, w którym będzie nurkować razem z Piranem, dzielić z
nim wrażenia z podwodnego świata.
I rzeczywiście płynął tuż obok, wysunięty do przodu na
długość połowy ciała. Widziała jego ciemne włosy wystające
spod gumowego paska od maski, którą miał na głowie.
Właśnie wyciągnął rękę i pokazał ławicę lśniących,
mieniących się wszystkimi barwami tęczy niebieskich rybek.
Wszędzie, gdzie tylko spojrzała, tętniło życie. Były tu
ryby, koralowce, gąbki oraz wielka rozmaitość wodorostów i
anemonów. .. Chyba tak się nazywały, o ile dobrze pamiętała?
Po powrocie do domu musi poczytać o tym zadziwiającym
podwodnym świecie, który teraz był w zasięgu jej reki.
Piran dał jej znak, a potem podpłynął bliżej wraku,
porośniętego grubą warstwą koralowców. Jego widok nie
wzbudzał dreszczyku emocji, ponieważ wszystkie
archeologiczne znaleziska dawno zostały zeń wydobyte. Carly
zdawała sobie z tego sprawę, a mimo to czuła podniecenie.
Statek spoczywajÄ…cy na dnie morza w miejscu, gdzie
zatonął wiele lat temu, stanowił teraz część naturalnego,
podwodnego świata. Carly była zaskoczona jego niewielkimi
rozmiarami. Gdy myślała o statkach, zawsze miała przed
oczami potężne, gigantyczne liniowce takie jak QE II" lub
Queen Mary". Być może ulegała optycznemu złudzeniu, ale
wydawało jej się, że statek ten był nie większy od szalupy
ratunkowej liniowca QE II".
Ale przede wszystkim była tutaj z Piranem...
Dla wytrawnego archeologa taka wyprawa z pewnością
nie była pasjonującym przeżyciem, ale Piran nie dał niczego
po sobie poznać, przeciwnie - sprawiał wrażenie niezwykle
przejętego. Raz po raz wskazywał pewne fragmenty statku i
na migi usiłował objaśnić ich przeznaczenie.
Dwa razy chwycił dłoń Carly i przyciągnął ją bliżej, by
mogła zobaczyć jakiś szczegół. Carly radowała się w duchu i
chłonęła wszystkie nieme wyjaśnienia z zapartym tchem.
Nie chciała się wynurzyć nawet wówczas, gdy Piran dał
do zrozumienia, ze w zbiornikach zaczyna kończyć się tlen.
Dopiero gdy wydostała się na łódkę, po raz pierwszy
pomyślała o Arthurze. Ale ta myśl trwała nie dłużej niż
sekundę, ponieważ jej uwagę znów przykuł mężczyzna, z
którym przed chwilą nurkowała.
Piran przy pomocy Bena zdejmował właśnie kombinezon.
Nagle łodzią zakołysało, Carly zachwiała się niepewnie, ale
Piran zdążył ją chwycić wpół i dłuższą chwilę nie wypuszczał
z ramion.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Doskonalę - zapewniła go, nie ukrywając entuzjazmu. -
Cudownie. - Musiała go poinformować, jak wiele ta Wyprawa
dla niej znaczyła. - Było fantastycznie!
- To prawda - uśmiechnął Się szeroko.
- Za długo byliście na dole - narzekał Ben.
- Przepraszani - odparł Piran, siadając na dnie łodzi i
pociÄ…gajÄ…c za sobÄ… Carly.
Carly nie dosłyszała w jego głosie żalu. Sprawiał wrażenie
uszczęśliwionego, jakby cieszył się z tej wycieczki tak samo
jak ona. Chociaż, oczywiście, to nie było możliwe... Tak czy
owak, gdy płynęli z powrotem do przystani, czuła zawrót
głowy ze szczęścia.
- Opowiedz mi jeszcze raz dokładnie, co widzieliśmy na
dole - poprosiła. - Pokazywałeś mnóstwo rzeczy, ale nie
wszystko zrozumiałam.
Zaczął od początku wyjaśniać. Carly słuchała w skupieniu.
Jeśli czegoś nie rozumiała, zadawała dodatkowe pytania. Być
może, zdradzając ignorancję, robiła z siebie idiotkę. Ale
naprawdę chciała wiedzieć. Chciała wiedzieć tyle samo co on.
Uniosła twarz, poddając ją pieszczocie łagodnego,
tropikalnego wiatru. Grudniowe słońce lekko przygrzewało.
Ale twarde, porośnięte czarnymi włosami udo Pirana
przyciśnięte do jej uda promieniowało jeszcze większym
ciepłem. Wiedziała, że powinna się odsunąć. A jednak...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]