[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jego związek z Julie nie ma żadnych szans na przyszłość?
Wyszedł na taras i patrzył na ocean. Poczuł, jak bardzo
jest samotny. W sposób paradoksalny to obecność Julie w jego
życiu nauczyła go odczuwać samotność. Pragnął jej teraz
całym sobą, tęsknota przenikała go na wskroś.
Zamknął oczy, usiłując odnalezć w sobie coś stałego, na
czym mógłby się oprzeć. Odnalazł jednak tylko Julie, która
wypełniała bez reszty jego serce, duszę i umysł i nie rozumiał,
jak mógł przeżyć bez niej tyle dni. Zdawało mu się, że miał na
uwadze tylko jej dobro. Czyżby popełnił jakiś zasadniczy
błąd?
Jak miał teraz postąpić?
Kojący powiew znad oceanu pieścił mu twarz.
ROZDZIAA JEDENASTY
Julie bardzo chwaliła sobie swoją niezależność. Prawdę
mówiąc, te trzy tygodnie, odkąd zamieszkała sama, okazały
się dla niej niezwykłym okresem. Odnalazła tu spokój i ciszę,
wolna była od jakiejkolwiek ochrony i nadopiekuńczości
Harrisa. Kochała swój nowy dom, mimo, a może właśnie
dlatego, że w najmniejszym stopniu nie przypominał
rezydencji Roperów. Nie miała tu starannie
wypielęgnowanego ogrodu ani bram i ogrodzeń strzeżonych
przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nic nie dzieliło jej
od oceanu, a nawet, po raz pierwszy w życiu poczuła, że nic
nie dzieli jej od całej reszty świata. Jej łódz zacumowana była
w niewielkiej, płytkiej zatoczce, obok dwóch starych łodzi
rybackich. Był to jej własny dom, jej pierwszy własny dom.
Wmawiała sobie, że nic więcej jej do szczęścia nie potrzeba, a
chwilami nawet prawie w to wierzyła.
Kiedy usypiała, jej łódz lekko kołysała się na falach, a z
brzegu słychać było cichą muzykę świerszczy. Kiedy rano
otwierała oczy, natychmiast orzezwiało ją chłodne, morskie
powietrze.
W pobliżu doku, w odległości mniej więcej półtora
kilometra, znajdowało się najbliższe miasteczko. Podobała jej
się w nim nawet nazwa; Tajemniczy Port. Chodziła tam
prawie codziennie po owoce i warzywa, a spacer przez senną,
nadbrzeżną wioskę sprawiał jej niekłamaną przyjemność.
Starała się spędzać czas jak najbardziej aktywnie. Musiała
przyrządzać sobie posiłki. Kupiła pierwsze w swoim życiu
wiadro i szczotkę do szorowania pokładu i uczyła się robić z
nich użytek, przy okazji raz po raz wbijając sobie drzazgi w
ręce. Kiedy tylko zaczynała myśleć o Billym, natychmiast
brała się za sprzątanie. Jej łódz lśniła czystością i mogłaby
zbierać za to nagrody.
Julie chodziła teraz przeważnie w bawełnianych
podkoszulkach i szortach, a odkąd tu zamieszkała, nie
zawracała sobie głowy makijażem. Włosy miała zwykle
związane w koński ogon, paznokcie domagały się manicure,
ale zupełnie jej to nie przeszkadzało.
Stopniowo opadało z niej dotychczasowe napięcie,
poczuła, jak cudownie uzdrawiający wpływ na jej ciało i
ducha mają długie, ciepłe popołudnia, które spędzała leniwie,
jak kot wyciągnięta na słońcu. Czuła się dzieckiem natury,
niczym samotna syrena mieszkająca ni to na lądzie, ni na
wodzie.
Harris odwiedził ją tu dwukrotnie i było to o jeden raz za
dużo. Julie nadal była na niego zła, lecz nie bała się już, że
brat będzie usiłował ograniczyć jej wolność. Na to była już
zbyt silna, zanadto zdeterminowana. Nikt nie byłby w stanie
odebrać jej niezależności, nie tylko Harris. Poczęstowała go
tostem z tuńczykiem, który zjadł i zaraz zwrócił -
najwyrazniej kołysanie łodzi jakoś mu nie służyło. Wymusił
na niej obietnicę, że zacznie brać lekcje pływania, po czym
szybko pożegnał się i odjechał.
Dla Julie jej pływający dom był cudownym schronieniem,
tu jej rany miały szansę się zagoić. Czuła się prawie
niewidzialna, jak wszystkie inne stworzenia posłuszna
prawom i rytmowi natury. Wiedziała, że przyjdzie czas, kiedy
jej potrzeby wzrosną i będzie musiała zdecydować, co dalej
robić ze swoim życiem. Nie było z tym jednak żadnego
pośpiechu.
Zdarzało się, najczęściej w nocy, że zaczynała tęsknić za
bliskością mężczyzny, za czułością i dotykiem. I nie chodziło
jej o jakiegokolwiek mężczyznę, tęskniła aż do bólu tylko za
tym jednym jedynym, który zranił ją tak jak nikt inny na
świecie. Mówiła sobie, że ból minie, a rana się zablizni, lecz
czuła, że wraz z Billym straciła cząstkę siebie. Marzyła o tym,
by doznać jakiejś częściowej amnezji, zapomnieć, co przeżyła
i wyzwolić się od zawiedzionej miłości.
Dni zatraciły swoje nazwy. Któregoś popołudnia, mógł to
być równie dobrze piątek, jak środa czy czwartek, postanowiła
zrobić użytek ze starych sztalug, farb i pędzli, pozostałych po
poprzednim właścicielu łodzi. Nigdy jeszcze nie próbowała
malować, dzień jednak był piękny i wyzwolił w niej moce
twórcze. Zamiast malarskiego fartucha miała na sobie żółte
bikini, które kupiła w Kalifornii i w którym Billy nigdy jej nie
widział, włosy związała w odstające kucyki, żeby nie nurzały
się w farbie. Malowała z wielkim zapałem, starając się
odtworzyć wielkie, złociste słońce ponad bezkresem
błękitnego oceanu.
I tak właśnie zastał ją Billy.
Nie słyszała, jak nadchodził, plusk fal zagłuszył jego
kroki. Przyglądał jej się długo z zapartym tchem; Julie była
bez reszty pochłonięta malowaniem. W tym uczesaniu
wyglądała na dwunastoletnią dziewczynkę, natomiast skąpe
bikini demaskowało fakt, że jest nadzwyczaj atrakcyjną młodą
kobietą. W tym kostiumie wyglądała tak oszałamiająco, że
Billy na jej widok o mało nie dostał ataku serca.
Dopiero po paru minutach odzyskał mowę i zapytał:
- Czy mogę wejść na pokład? - Strasznie się bał, że Julie
każe mu odejść i nie będzie chciała z nim rozmawiać; on
pragnął jednak nasycić się chociaż jej widokiem. Był speszony
i zakłopotany tak bardzo, że nie poznawał sam siebie.
Kobieta - dziecko w żółtym bikini na moment zamarła z
pędzlem w dłoni. Potem bardzo, bardzo powoli odwróciła
głowę i spojrzała na Billy'ego.
- Co... co ty tutaj robisz? - zapytała.
Na brodzie i na czubku nosa miała farbę. Była boso. Serce
Billy'ego wezbrało męską, opiekuńczą miłością. Modlił się o
właściwe słowa i o to, żeby był w stanie je wyartykułować.
Wreszcie drżącym, zachrypniętym głosem powiedział:
- Przyjechałem sprawdzić, czy twój brat miał rację.
Julie tymczasem na tyle zdołała zapanować nad sobą, że z
powrotem zajęła się swoim obrazem, zanurzyła pędzel w
farbie i zapytała niedbale:
- Rację w jakiej sprawie?
- Powiedział, że jeśli kobieta naprawdę kocha mężczyznę,
to jest w stanie mu wybaczyć.
Pędzel w ręku Julie jakby zaczął żyć własnym życiem;
uświadomiła sobie, że właśnie namalowała wielką różową
chmurę. Usiłowała zasłonić obraz przed Billym. Serce waliło
jej w piersi. Zaczęła ją ogarniać panika. Nawet w tej chwili
pragnęła tego mężczyzny, mimo że tak strasznie ją zranił;
teraz rana zaczęła krwawić od nowa.
- Harris jest równie niewinny i niedoświadczony jak ja
kiedyś byłam. On pewnie też wierzy jeszcze w szczęśliwe
zakończenia - odpowiedziała odwrócona do niego tyłem.
Billy wszedł na pokład, nie czekając dłużej na jej
pozwolenie. Widział, jak Julie znieruchomiała w napięciu.
Przejście tych kilku kroków, które go od niej dzieliły, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl