[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cych ją mężczyzn. Może nawet zatrzepotała rzęsami. Może
nawet trochę się zarumieniła. Mogło się zdarzyć kilka różnych rzeczy, ale w każdym razie efekt był
taki, że nikt się nie sprzeciwił, kiedy powiedziała: - Zamknięte. No prawie nikt.
- Jaka znów lekcja? Dlaczego nic o niej nie wiedziałem? - warknął dyrektor na strażników.
Gaz już prawie zniknął. Kat zaczęła oddychać spokojniej. Wygładziła spódniczkę od mundurka i
poczuła, że już prawie odzyskała równowagę. Dwa i dwa znów zaczęło równać się cztery. Odwróciła
się więc i wskazała tabliczkę na otwartych drzwiach, na której było napisane: Wystawa nieczynna z
powodu wykładu (w ramach programu fundacji WW. Hale'a na rzecz sztuk pięknych)".
- Ale... - zaczął dyrektor, po czym się odwrócił. Otarł ręką spoconą twarz. - Ale tlen? Zabezpieczenia
przeciwpożarowe powinny ich zabić! - Zwrócił się znów do Gabrielle. - Jakim cudem żyjecie?
- Panie dyrektorze - wtrącił się jeden ze strażników. -Pożar został odcięty w sąsiednim korytarzu.
Odsysanie tlenu nie zostałoby tu uruchomione, jeśli...
- Przeszukać resztę sal! - wrzasnął dyrektor. - Przeszukać wszystkie!
- Wszystkie sale są bezpieczne, panie dyrektorze - zapewnił go strażnik.
- Sądziliśmy, że ta też! - Wainwright spuścił głowę i mruknął coś pod nosem na temat niedopatrzeń i
odpowiedzialności. - Przeszukać!
- Panie dyrektorze - odezwał się cicho jeden z mężczyzn i podszedł bliżej. Kat wyczuła w jego
słowach ironię, kiedy szepnął: - To tylko dzieciaki.
- Przepraszam - powiedział Simon tak roztrzęsionym głosem, że Kat była przekonana, że rzeczywiście
jest na skraju łez. - Mogę zadzwonić do mamy? Nie czuję się zbyt dobrze.
I nagle jeden z najgenialniejszych specjalistów technicznych na świecie stracił przytomność.
Dzwięk, który potem się rozległ, nie przypominał nic, co Katarina Bishop kiedykolwiek słyszała. Nie
był to pisk alarmu. Bynajmniej nie było to wycie syren. Jedno z najbardziej obleganych muzeów
świata było jak wymarłe miasto, rozbrzmiewało echem. Było jak nawiedzone. A kiedy strażnicy
wnieśli Simona na promenadę, na świeże powietrze, Kat liczyła poniekąd na to, że zobaczy gdzieś
ducha Wasilija Romaniego, który zawiśnie nad nimi i powie, że dobrze jej poszło, ale że nie
skończyła. Jeszcze nie.
Przez otwarte drzwi galerii impresjonistów Kat przyglądała się, jak Gabrielle wkłada powoli puste
płótna do dużych teczek. Hamish i Angus pospiesznie zbierali pędzle do plecaków. Kat podeszła, żeby
zająć się Simonem, ale nagle stanęła. Zaczęła nasłuchiwać.
Głuche stuknięcie. Echo. Kroki.
Odwróciła się w tym samym momencie, kiedy na końcu promenady pojawił się mężczyzna.
Wymachiwał rękami. Dudnił butami o kafle na podłodze. I wydawało się, że ziemia przestała się
obracać, gdy powiedział:
- Zniknął.
Nie krzyknął, ale też nie szeptał. W jego słowach nie słychać było paniki ani strachu. Raczej
niedowierzanie. Tak, właśnie to, uznała Kat, chociaż nie była pewna, czy to on nie dowierzał, czy ona.
- Anioł Leonarda - powtórzył mężczyzna, kiedy wszyscy podeszli na środek promenady. Wielkie
podwójne drzwi do sali renesansowej były otwarte. Została tylko ognioodporna i kuloodporna witryna
z pleksiglasu, która miała chronić Anioła przed zniszczeniem. Lasery świeciły na czerwono. Nie dało
się ukryć, że rama na środku - serce Henley - była pusta.
- Zniknął? - Gregory Wainwright podszedł chwiejnie do witryny i wyciągnął rękę w kierunku obrazu,
którego już tam nie było. - To niemożliwe... - zaczął, ale wreszcie chyba zauważył, że rama wcale nie
była pusta. Anioł zniknął, ale zostało co innego: prosta, biała wizytówka z nazwiskiem: Wasilij
Romani".
Gdyby Kat została przeszukana, znaleziono by przy niej dokładnie taką samą wizytówkę. Gdyby ktoś
zerwał górną warstwę płótna, którym były obciągnięte cztery ramy wynoszone przez drużynę Kat,
wszyscy zobaczyliby, że tego dnia nie tylko Anioł wstępujący do nieba opuścił Henley, chociaż Kat
doszła do wniosku, że chyba tylko cztery obrazy wyszły głównym wejściem.
Obraz Leonarda da Vinci zniknął. Pięcioro dzieciaków, które utknęły w całym tym zamieszaniu,
przestało stanowić główny problem. I w ten oto sposób Simon, Angus, Hamish, Kat i jej kuzynka
wyszli na słabnącą mżawkę z czterema arcydziełami ukrytymi w teczkach malarskich, nakrytymi
czystym płótnem.
Kat odetchnęła świeżym powietrzem. Nowym początkiem.
W ciągu kilku następnych dni reporterzy nie mogli przeprowadzić wywiadu z żadnym z młodych
artystów, którzy tamtego dnia znalezli się w niebezpieczeństwie. Członkowie zarządu Henley czekali
na telefon lub wizytę jednego lub kilku prawników i żądanie odszkodowania, ale nikt nie zadzwonił
ani się nie zjawił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]