[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szyć! Słowa Chance'a jeszcze dzwoniły jej w uszach.
Jasne, że nie musi się spieszyć. Najlepiej by było, gdyby
w ogóle tam została. Okres separacji już się praktycznie
rozpoczÄ…Å‚...
Trudno, musi się z tym pogodzić. Jeśli jej się uda
umówić z lekarzem jutro rano, już po południu będzie
mogła opuścić ranczo. Przecież nie muszą już teraz oma-
POWRÓT DO PROSPERINO
157
wiać wszystkich szczegółów związanych z rozwodem.
Mogą się przecież spotkać na neutralnym gruncie.
Po jakimś czasie zobaczyła pierwsze zabudowania Ha-
ciendy de Alegria. Olbrzymi dom wznosił się nad Pacy
fikiem. Im była bliżej, tym lepiej widziała jego czerwony
dach i wznoszÄ…ce siÄ™ od frontu kolumny. Wszystko to
świadczyło o bogactwie i władzy, którą miała ta rodzina.
Minęła zabudowania gospodarskie i wjechała na pod
jazd. Przejechała kawałek i zaparkowała nieco dalej od
wejścia, a następnie wysiadła z auta. Jakiś czas temu
wszyscy korzystali z drzwi frontowych, witani ciepłym
uśmiechem Meredith, jednak należało to już do przeszło
ści. Lana znała swoje miejsce i podeszła do bocznych
drzwi, z których korzystała większość dostawców, i na
cisnęła przycisk dzwonka.
Otworzyła jej sama matka. Jej ciemne oczy zalśniły
radością na widok córki.
- Och, Lano! - wykrzyknęła i natychmiast wzięła ją
w ramiona. - Chodz szybko do środka. Zrobię sobie przerwę.
Kuchnia Coltonów była duża, ale Lana czuła się tutaj
jak w domu. Lubiła siadać przy długim stole, przy któ
rym jadali posiłki wszyscy pracownicy. Czasami dołą
czały do nich też dzieci, chociaż to też było dawno temu.
- Napijesz się kawy? - spytała Inez, kiedy córka usa
dowiła się już wygodnie.
- Nie, dziękuję, mamo. Niczego nie chcę - powie
działa i ku swojemu przerażeniu wybuchnęła płaczem.
Inez pochyliła się w jej stronę i przyciągnęła ją do
piersi. Lana zaczęła płakać jeszcze rzewniej.
- Co się stało, dziecko? - spytała matka z niepoko
jem w głosie. - Zachorowałaś czy wydarzyło się jakieś
nieszczęście?
CARLA CASSIDY
158
. Lana próbowała się pozbierać, nie chcąc wystraszyć
matki. Odsunęła się od niej i zaczęła rękami wycierać
łzy. Z wdzięcznością przyjęła chusteczkę, która mama
podsunęła jej pod nos.
- Nie, nie, nic się nie stało - zapewniła ją. - Po pro
stu zaszłam w ciążę.
Te słowa wywołały nowe potoki łez i chusteczka była
po chwili zupełnie mokra. Inez oparła się o tył krzesła
i założyła ręce na piersi. Patrzyła na córkę ze smutnym
namysłem.
- Ale przecież mówiłaś, że to małżeństwo jest na ni
by. %7łe wyszłaś za Chance'a, żeby mógł odziedziczyć
ranczo...
Lana stwierdziła, że nadszedł czas, by wyjawić matce
prawdę. Trochę się tego bała. A to dlatego, że nie wie
działa, jak to zostanie przyjęte.
- Nie tylko. - Pokręciła głową. - Chciałam z nim
mieć dziee...cko... - Znowu zaczęła płakać.
Aamiącym się głosem wyjaśniła Inez, na czym polegał
ich układ. Słuchając tego, matka coraz bardziej marsz
czyła brwi.
- Och, Lano! Jak to się stało, że wpadłaś na tak nie
szczęsny pomysł? - spytała tylko.
- Chciałam być maa...tką - jęknęła. - Naprawdę ca
łym sercem pragnęłam tego dziee...cka.
- Więc dlaczego jesteś teraz smutna? Przecież speł
niło się twoje marzenie. - Matka spojrzała jej głęboko
w oczy, a potem markotnie pokiwała głową. - No tak.
Och, Lano, zaczęłaś niebezpieczną grę z samą sobą. A te
raz przegrałaś.
Lana potwierdziła. Jej też przyszło to do głowy. Zro
zumiała, że byłoby jej zdecydowanie łatwiej, gdyby jed-
POWRÓT DO PROSPERINO 159
nak zdecydowała się na sztuczne zapłodnienie. Nie mo
głaby się przecież zakochać w sterylnej igle.
- Dobrze, więc masz już dziecko, a Chance ranczo.
I co dalej?
Sama chciałaby to wiedzieć.
- Chance powiedział, że mogę jeszcze jakiś czas zo
stać. Ale po wizycie u lekarza chcę się przeprowadzić
do miasta.
Znowu zaczęła płakać. Teraz jednak cicho i żałośnie.
Inez pokręciła z dezaprobatą głową.
- Powinnaś była od razu powiedzieć prawdę. Być mo
że udałoby mi się wybić ci to z głowy.
- Myślałam, że sobie poradzę - szepnęła Lana.
- Kochanie, pamiętam, jak patrzyłaś na Chance'a,
kiedy byłaś jeszcze dzieckiem. Zwiata za nim nie wi
działaś. Takie uczucia nie mijają... Oboje z ojcem bardzo
się o ciebie martwiliśmy. Potem było nieco lepiej, ale
przecież widziałam, co się dzieje. Odrzucałaś jednego po
drugim chłopców, którzy się do ciebie zalecali.
- Nikt się do mnie nie zalecał.
Matka uśmiechnęła się lekko.
- Naprawdę tak uważasz? Stałaś się potwornie nie
przystępna, ponieważ ciągle myślałaś o Chansie. Udawa
łaś, że interesuje cię tylko nauka, a tak naprawdę...
- Tak naprawdę wciąż bardzo go kocham - westchnę
ła Lana. - Jego i nikogo więcej. Ale on mnie nie chcee...
- Znowu zaniosła się płaczem.
- A co na to wszystko Chance?
Lana wzruszyła ramionami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]