[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nawarzyłaś.
 To ja mam lepszy pomysł. W ramach rekompensaty zabiorę cię
na piwo w takie jedno fajne miejsce, gdzie właśnie się wybieram, OK?
 OK  zgodził się Filip.  Warto było dostać w łeb, żeby
usłyszeć taką propozycję. Ale musisz mi zdradzić, co tak zapamiętale
studiowałaś, kiedy na mnie wpadłaś.
 Bilet na samolot. Do Brazylii.
 Lecisz do Brazylii?! Super! Co tam będziesz robić?
 Oglądać plantacje kawy między innymi.
 Fajnie masz! A ja wybieram się do Norwegii. Do pracy.
 A co tam będziesz robił?
 Będę grać na bębnach w jakiejś kafejce.
 Fajne zajęcie. A gdzieś bliżej też grywasz? Można cię
posłuchać, nie lecąc specjalnie do Norwegii?
 Pewnie, że można, ale w najbliższym czasie to tylko w
Norwegii.
 Szkoda  westchnęła Weronika.  Gdy wrócisz i będziesz
gdzieś grał, daj mi znać! OK?
 Jasne, że dam znać. Mogę ci nawet zrobić prywatny koncert, ale
już po powrocie.
 To tutaj!  Weronika zatrzymała się przed Piwnicą pod
Liliowym Kapeluszem.
 Fajna nazwa, chociaż taka mało męska. Nigdy tu nie byłem. 
Filip rozglądał się z zaciekawieniem po pachnącym kawą wnętrzu
lokalu.
 Za to ja bywam tu codziennie. Cześć, Karola. Poznajcie się.
Podczas gdy oni się sobie wzajemnie przedstawiali, Weronika
weszła za bar i nalała Filipowi kufel piwa.
 Pracujesz tu?  spytał.
 I owszem. To moja kawiarnia.
Filip zakrztusił się piwem.
 Ty jesteś właścicielką tej kawiarni? Naprawdę?
 Naprawdę. A co?
Filip nie mógł przestać kaszleć, a wiszące w powietrzu pytanie
otwierało furtkę w przeszłość...
 Technologia żywności i żywienia? Kawiarnia?  W głosie
matki słychać dezaprobatę, ojciec natomiast nie odzywa się wcale i
Weronika już wie, że i tym razem się nie spotkają. A przecież tak bardzo
chciała im opowiedzieć. O kawie. I o kawiarni. I o tym, że to nie ma być
taka sobie zwykła kawiarnia. I że dla niej to znaczy tyle, co dla nich
medycyna. %7łe przecież nareszcie mają coś wspólnego. Pasję. Ale teraz
już wie, że nie powie nic. Słowa pochowały się w ciasnych
zakamarkach, chroniąc marzenia. Bo marzenia są delikatne jak pyłek na
skrzydłach motyla. Ludzie mówią, że jeśli strąci się ten pyłek, to motyl
nie może latać. Weronika nie wie, czy to prawda. Ale nie zamierza
ryzykować.
 Będziesz obsługiwać pijaków?! Sprzątać rzygowiny?! Dasz się
obmacywać jak dziwka?!
Marzenia zwijają się z bólu.
 Mówię o kawiarni, nie o burdelu!  krzyczy Weronika.
 Na jedno wychodzi!  Matka też krzyczy. Weronika jeszcze
nigdy nie widziała jej tak wzburzonej. Ojciec milczy.
 Możesz zostać, kim zechcesz: prawnikiem, lekarzem,
naukowcem! A ty chcesz być barmanką! A gdzie twoja ambicja! Wiesz,
jak cię będą traktować? Jak kurwę!
Weronika pierwszy raz w życiu słyszy, jak matka klnie. Nie chce
wiedzieć, co jeszcze może się zdarzyć. Wychodzi.
 Nie znałem nigdy żadnej właścicielki kawiarni. To dla mnie
trochę egzotyka.  Słowa Filipa zmieniają tor myśli Weroniki. I dobrze.
Po co znowu ma myśleć o tym, że rodzice nigdy nie byli w Piwnicy pod
Liliowym Kapeluszem. A tyle razy ich zapraszała.
 A ty jesteś muzykiem, tak?
 Muzyka to moja druga pasja, a pierwsza to drewno. Jestem
stolarzem.
 A ja nie znałam nigdy żadnego stolarza. To dla mnie trochę
egzotyka  odpowiedziała Weronika i oboje wybuchnęli śmiechem.
Zmiali się jeszcze, kiedy odezwał się dzwoneczek przy drzwiach.
Weronika poznała tę kobietę od razu. Te same dżinsy, T-shirt inny, ale
podobnie wyblakły, nieokreślonego koloru włosy niedbale ściągnięte
gumką. Tym razem jej zawahanie przy wejściu było prawie
niedostrzegalne.
 Poczekaj chwilę  szepnęła Weronika do Filipa i znalazła się
przy barze równocześnie z klientką.
 Dzień dobry, pani Anastazjo.
 Pani mnie poznaje?  zdziwiła się kobieta.
 Oczywiście  uśmiechnęła się Weronika.  Co podać?
 Herbatę.
 Z cytryną, tak?
 To też pani pamięta...
W twarzy kobiety można czytać jak w książce. Jest w niej
zaskoczenie. I wdzięczność bezpańskiego psa, którego ktoś
nieoczekiwanie pogłaskał.
I znowu Weronika staje się świadkiem rytuału. Kobieta pieści
filiżankę, przymyka oczy, podnosi ją do ust... Herbata też jest ta sama,
co wtedy. Jedna z najlepszych. I znowu rysy Anastazji miękną,
łagodnieją, a małe szczęście huśta się na uszku filiżanki... Weronika
odwraca wzrok, żeby go nie spłoszyć, i odchodzi do swojego stolika.
 Całkiem pokazny ten twój guz  zauważył Filip, patrząc na
czoło Weroniki.
 Twój też niczego sobie.
 Wyglądamy jak ofiary przemocy domowej.  Słowa Filipa są
na tyle głośne, że Anastazja nie może ich nie słyszeć. Kieruje wzrok
najpierw na niego, potem szuka oczu Weroniki. Filip właśnie odbiera
telefon, więc tego nie zauważa i nie słyszy bezgłośnego  przepraszam ,
którym Weronika odpowiada na spojrzenie kobiety.
 Cześć, Weroniko. A ty dzisiaj przy stoliku, nie za barem?
Sama?  zagadnął Janusz, jeden ze stałych bywalców. Weronika
bardzo go lubiła. Zawsze miał kilka dowcipów w zanadrzu i wnosił ze
sobą powiew energii, przelatując przez Piwnicę jak burza, w przerwie
między licznymi zajęciami. No i jeszcze na dodatek był przystojny...
 Cześć. Widzisz, czasami dobrze jest spojrzeć na świat z innej
perspektywy. A nie sama wcale, tylko z moim sąsiadem, który właśnie
wyszedł do toalety. Co ci podać?
 Nie wstawaj. Karola jest za barem, to się do niej uśmiechnę.
Ayknę coś zimnego i lecę dalej. Muszę ekspresem poroznosić te ulotki.
Mogę tu kilka zostawić?
 Jasne. A cóż to, koniec świata, że sam ulotki roznosisz?
 Koniec świata to byłby dopiero wtedy, gdybym ich nie rozniósł.
Połowa personelu na urlopie, a tu projekt unijny. Liczyliśmy na
pieniądze od stycznia i realizację do końca roku, dostaliśmy dopiero
teraz. Tuż przed wakacjami. Ludzie wyjeżdżają na urlopy, a my mamy
zajęcia organizować! Paranoja! A od września do końca roku nie
zdążymy. Więc teraz u nas ogólne szaleństwo i dzisiaj wszyscy biegamy
po mieście z ulotkami, łącznie z szefową.
 A co oferujecie w ramach tego projektu?  zaciekawiła się
Weronika.
 Warsztaty dla dzieciaków, młodzieży i dla dorosłych też.
Całkowicie za darmo. I ze świetnymi instruktorami. Najróżniejsze. O,
jak dla ciebie, to mogłyby być na przykład... na przykład...  Janusz
wczytał się w ulotkę  warsztaty tańca orientalnego! Już cię widzę w
takim stroju z dzwoneczkami... rozpuszczone włosy...
Ojej, rozmarzyłem się. Idę zamówić coś na ochłodzenie. Ale jak tu
ochłonąć, kiedy Karolinka też świetnie wyglądałaby z tymi
dzwoneczkami...
 Fajna ta twoja Piwnica  stwierdził Filip.  Widać, że ludzie
dobrze się tu czują.
 Chciałam, żeby to miejsce miało duszę...
 I ma. Ja szukam duszy w drewnie...  Zamyślił się na moment.
 Chciałbym, żeby ludzie odnalezli ją w przedmiotach, które tworzę.
Bo wiesz, dla mnie stolarstwo jest czymś więcej niż rzemiosłem.
Drewno mnie woła... Zazwyczaj o tym nie mówię, ale w tobie jest coś
takiego... Moi rodzice wstydzą się, że jestem stolarzem.
 Moi wstydzą się, że prowadzę kawiarnię, więc mamy ze sobą
coś wspólnego...
 Oprócz guza i klatki schodowej, oczywiście  zaśmiał się
Filip, błyskawicznie zmieniając nastrój.
 Poczekaj, muszę chwilkę popracować  powiedziała
Weronika, widząc, że Anastazja podnosi się z krzesła.
I znowu spotkały się przy barze.
 Do widzenia, pani Weroniko.  Anastazja zaakcentowała
 pani Weroniko . Najwyrazniej znajomość imienia właścicielki lokalu
była dla niej swoistą nobilitacją.
 Do widzenia, pani Anastazjo.
 Czy... a zresztą już nic.  Kobieta machnęła ręką. W drugiej
ściskała ulotkę.  Jeszcze raz do widzenia.
* [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl