[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ny romans z Saszą. Milczała więc w obawie, że głos zdradzi targające nią uczucia.
W końcu porywczo rzuciła na stół wykrochmaloną białą serwetkę i wstała.
- Przepraszam, ale nagle straciłam apetyt.
- Dokąd się wybierasz? Natychmiast usiądź!
- Nie jestem dzieckiem! Jak śmiesz mi...?
- Powiedziałem: siadaj!
Zamarła, przestraszona nutą groźby w jego głosie. Tymczasem Mikołaj mówił da-
lej:
- Radzę ci, doktor Lyons, nie odchodź, jeśli nie chcesz ryzykować sceny, która
zrujnuje twoją jeszcze na razie nieskazitelną reputację.
Uświadomiła sobie, że kilka osób już przygląda się im z zaciekawieniem. Usłu-
chała niechętnie i opadła z powrotem na krzesło. W tym momencie jak na zawołanie
zjawił się kelner z zamówionymi potrawami. Mikołaj zwrócił się do niej spokojniejszym
tonem:
- Być może, kiedy zaczniesz jeść, odzyskasz apetyt. Powinnaś się wzmocnić, gdyż
nagle pobladłaś.
- Dziwi cię to?
- Nie wątpię, że ponowne spotkanie ze mną było dla ciebie szokiem. Zapewne li-
czyłaś, że nigdy nie zdołam cię odszukać.
Ellie pohamowała cisnącą się jej na usta gniewną ripostę i niechętnie zaczęła jeść.
Nie sądziła, że sprawi jej to jakąkolwiek przyjemność, jednak z zaskoczeniem skonsta-
towała, iż świeża rzymska sałata, anchois i chrupiące grzanki są naprawdę pyszne.
- Smaczne - skomentowała.
- Nawet najzwyklejsze jedzenie smakuje, gdy jest się naprawdę głodnym.
- Może w twoim świecie ta potrawa uchodzi za zwykłą, ale nie dla mnie.
- Kiedyś należałaś do mojego świata, pamiętasz? - rzekł cicho.
Zaskoczona Ellie odłożyła widelec. Podczas jej rocznego pobytu w rezydencji przy
Park Lane Mikołaj kilkakrotnie zaprosił ją na kolację do najwytworniejszych londyń-
skich restauracji. Zabierał ją też w podróże w interesach za granicę, gdzie miał inne rów-
nie luksusowe posiadłości - na Long Island w Nowym Jorku, w Rzymie, Moskwie i
Monte Carlo. Weronika rzadko im towarzyszyła, gdyż będąc główną projektantką ele-
ganckiego europejskiego domu mody, sama często wyjeżdżała służbowo. W głębi duszy
Ellie była rada z jej nieobecności, a Mikołaj również nie wydawał się zbytnio tęsknić za
żoną. Obecnie uświadomiła sobie, że możliwość odwiedzenia tych bajecznych miejsc i
zakosztowania niewyobrażalnego luksusu była niczym cudowny sen dla dziewczyny ta-
kiej jak ona - dorastającej w rodzinach zastępczych i w domach dziecka. A fakt, że Mi-
kołaj wspomniał teraz o tamtym okresie takim tonem, jakby była dla niego kimś więcej
niż tylko opiekunką jego bratanicy, poruszył czułą strunę w jej sercu.
- Tylko u ciebie pracowałam... - powiedziała, walcząc z zalewającą ją falą uczuć.
- Traktowałem cię dobrze, nieprawdaż?
- Owszem, ale...
- Ale co?
Już miała wypalić coś na temat jego brata, ale powstrzymała ją troska o Arinę.
Biedne dziecko i tak dość wycierpiało, tracąc w krótkim czasie obydwoje rodziców. Ze
smutkiem wzruszyła ramionami i spróbowała skupić się znów na jedzeniu, jednak cał-
kiem straciła apetyt. Mikołaj zdawał się tego nie zauważać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl