[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy Lucas spojrzał na mnie, nic nie rozumiejąc, uszczypnęłam go delikatnie w
ramię.
- Riverton. Niedługo weekend w Riverton. Pamiętasz?
- Jasne. To idealnie. - Lucas uśmiechnął się, zadowolony z tego pomysłu. Nagle się
zawahał. - Ale tam będzie mnóstwo ludzi, którzy mogą mnie rozpoznać.
- Nie, jeśli umówimy się gdzieś, gdzie nie będzie tłumu. Nad brzegiem rzeki? Tam nie
chodzi nikt oprócz Vica, a jeśli Vic cię zobaczy, to nie będzie koniec świata.
- Wolałbym nie mieszać w to Vica dla jego własnego dobra, ale dobrze, może być.
Poza tym, on pewnie zostanie gdzieś na kolację.
Zachwycona naszym planem pocałowałam go jeszcze raz. Lucas przytulił mnie i
przytrzymał w objęciach, gdybyśmy tylko mogli zostać razem na dłużej... czy uda nie w
Riverton? Będę musiała coś wymyślić.
Mgła zrobiła się jeszcze gęstsza i wiedziałam, że za chwilę zapadnie noc.
- Muszę iść - powiedziałam. - Powinnam pójść już jakiś czas temu.
- Idz. Pospiesz się. To nie jest pożegnanie. Nie na długo.
Pocałowaliśmy się jeszcze raz, a on położył dłoń na moim sercu. Ten dotyk
przyprawił mnie o dreszcz. Jakoś udało mi się oderwać, wysiąść z samochodu i pobiec. Za
sobą usłyszałam odgłos uruchamianego silnika i oddalającego się auta.
Odjechał. Zrobiło mi się smutno; zatrzymałam się na chwilę, by zerknąć przez ramię
na niknące we mgle tylne światła pikapa.
- Chyba nie muszę pytać, kto to był - odezwał się głęboki głos za mną.
Odwróciłam się błyskawicznie i zobaczyłam Balthazara.
ROZDZIAA 8
Wpadłam.
Balthazar stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Wysoki, szeroki w ramionach,
wydawał się potężny jak dęby rosnące w lesie. Poczułam ucisk w żołądku.
- Ee... mogę to wyjaśnić.
- Nie musisz. - Balthazar spojrzał na rzezbioną czarną broszkę wciąż przypiętą do
mojego swetra. Wiedział, że dostałam ją od Lucasa; w zeszłym roku nosiłam ją ciągle. - Czy
to trwało przez cały czas?
- To nie twoja sprawa! - Odetchnęłam głęboko i starałam się uspokoić. - Przysięgam,
nie powiedziałam Lucasowi nic, czego by wcześniej nie wiedział. On już nie szpieguje dla
Czarnego Krzyża.
- Tak jak w zeszłym roku? Balthazar niebezpiecznie zbliżył się do prawdy.
- Nie rozumiesz. Lucas nie chciał mnie okłamać. Wysłali go tutaj z misją...
- Z misją którą wykonał, nie przejmując się, że w tym celu musiał wykorzystać ciebie.
- Balthazar parsknął, jakby odczuł fizyczny ból. - Nie jestem zły na ciebie, Bianco. Jesteś...
jesteś zakochana pierwszy raz w życiu i nie dostrzegasz wszystkiego.
- Balthazar. Posłuchaj, proszę. Wyprostował się i spojrzał na mnie z uwagą.
- Zajmę się tym. Wszyscy się zajmiemy. Te słowa zmroziły mi krew w żyłach.
- My to znaczy kto?
- Ludzie, którzy naprawdę cię kochają. Odwrócił się w stronę szkoły, ale ja chwyciłam
go za rękę, żeby nie odszedł.
- Nie możesz powiedzieć moim rodzicom. Nikomu nie możesz powiedzieć. Balthazar
położył mi dłonie na ramionach, jakby mnie pocieszał.
- Kiedyś zrozumiesz, że to dla twojego dobra. Dla mojego dobra. Nikt, kto
kiedykolwiek mówił do mnie te słowa, nie miał pojęcia, czym naprawdę jest moje dobro .
Odepchnęłam Balthazara tak mocno, że zachwiał się i cofnął o kilka kroków.
- Jesteś zazdrosny. Po prostu jesteś zazdrosny. Dlatego to wszystko robisz. Jeszcze nie
skończyłam mówić, a już wiedziałam, że to nieprawda. Balthazar nie odpowiedział, tylko
ruszył w stronę Akademii.
Biegłam obok niego, a oddech wiązł mi w gardle. Pod naszymi nogami trzeszczały
pękające gałązki; w górze słyszałam zrywające się do lotu spłoszone ptaki.
- To nie jest tak, jak myślisz. Lucas mnie kocha. Chce być ze mną i nie obchodzi nas,
że jesteśmy... że tak bardzo się od siebie różnimy. To nie ma znaczenia, jeśli ludzie się
kochają tak mocno.
- To pierwsza głupia rzecz, jaką usłyszałem z twoich ust. I mam nadzieję, że ostatnia. -
Balthazar odsunął zwieszającą się nisko gałąz sosny, torując mi drogę, chociaż wciąż na mnie
nie patrzył. - Myślisz, że gdyby był zwykłym człowiekiem, kolejnym w Akademii, w ogóle
by mnie to obchodziło?
- Tak. - Może uczynkami Balthazara nie kierowała zazdrość, co nie znaczy, że nie był
zazdrosny.
Zatrzymał się. Jego sylwetka rysowała się wyraznie na tle mgły.
- Okej. Obchodzi mnie to, z kim jesteś. Ale nie stawałbym ci na drodze, ani ja, ani nikt
inny. Tylko że Lucas to nie jest zwykły dzieciak. Jest łowcą z Czarnego Krzyża, a więc chce
nas zniszczyć. Nie można mu ufać.
- Nie znasz go! - krzyknęłam. Prawie nie obchodziło mnie, że ktoś może usłyszeć; nie
w obliczu tego, że Balthazar zamierzał zdradzić mój sekret. Chciałam go uderzyć. Chciałam
płakać, dopóki nie zacząłby mnie pocieszać. %7łałowałam, że nie jesteśmy na lekcji szermierki i
nie mam w dłoni szabli. Za chwilę wszystko miało runąć, zniszczone na zawsze, a ja byłam
tak wściekła, że nie potrafiłam jasno myśleć.
- Nie wiesz, co zrobił zeszłej nocy!
Balthazar spojrzał na mnie, a ja nagle poczułam się niezręcznie w zmiętej koszuli, z
włosami w nieładzie, wciąż zarumieniona po spotkaniu z Lucasem.
- Mogę sobie wyobrazić.
- Pomógł mi ocalić wampira. Uratował ją. Inni z Czarnego Krzyża by ją skrzywdzili,
ale nie Lucas. Posłuchał mnie. Była najmłodszym wampirem, jakiego kiedykolwiek
widziałam; właściwie jeszcze dziecko, blade i obdarte. Trudno było się nad nią nie ulitować i
Lucas się ulitował!
Balthazar stanął. Powoli odwrócił się do mnie, a jego twarz zmieniła się do tego
stopnia, że w pierwszej chwili prawie go nie poznałam.
- Najmłodsza, jaką widziałaś? Dlaczego właśnie to go zaskoczyło?
- Tak.
- Jak wyglądała?
- Jasne włosy, trochę pokręcone... ale chodzi o to, że Lucas pomógł jej uciec przed
Czarnym Krzyżem. On już rozumie, nie widzisz tego?
- Powiedz mi dokładnie, jak wyglądała.
- Właśnie ci powiedziałam!
- Bianca. - Głos mu się załamał. - Proszę.
Nie mogłam zignorować jego desperacji. Powoli zamknęłam oczy i próbowałam
przypomnieć sobie, jak szłam z nią pod rękę przez plac. Opisałam jej dziecięcą twarz o
kształcie serca, ciemne oczy i włosy koloru pszenicy. Mina Balthazara nie zmieniła się,
dopóki nie wspomniałam o czerwonym znamieniu na szyi. Wtedy westchnął.
- Wróciła.
- Poczekaj... znasz ją?
Skinął głową bardzo powoli, nie patrząc mi w oczy. Wyglądał na tak oszołomionego i
tak nieszczęśliwego, że w jednej chwili minął mi cały gniew.
- Balthazar, kto to jest?
- Charity.
To imię natychmiast przywołało wspomnienie: w ostatnie święta spacerowaliśmy
między przysypanymi śniegiem krzewami i Balthazar opowiadał mi o życiu, które stracił
dawno temu. Powiedział wtedy o osobie, za którą tęsknił najbardziej.
- Charity. Chcesz powiedzieć... twoja siostra? - Myślałam, że na tamtym spacerze
zdradził mi swoje największe sekrety, a jednak coś ukrywał. Nawet nie dał do zrozumienia, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]