[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chociaż nie owocowało to szczególną produktywnością ani też biegłością literacką,
pisaniem opowiadań oraz sarkastycznych i dowcipnych (moim zdaniem) esejów. Nie
chciałem, żeby wiedział o nich ktokolwiek związany z naszym pismem literackim.
Pan Grumet zachęcał do tego rodzaju twórczych prób na swoim zaawansowanym
kursie angielskiego, zadając do opracowania różne tematy, i z jego pomocą dawałem
sobie jakoś radę. Moim ulubionym autorem nie był wówczas Chaucer, Keats ani
Yeats, lecz Damon Runyon, o którym wielu ludzi - jeśli w ogóle wiedzą, kto to taki -
nie ma zbyt wysokiego mniemania. Ulubionymi humorystami (rekomendowanymi
przez Księcia Danny ego jako Benchley i Wodehouse, tak jakby każdy człowiek pod
słońcem znał ich imiona) stali się pózniej Robert Benchley i P. G. Wodehouse; ich
lektura stanowiła zródło prawie niewyczerpanych rozkoszy. A miejscem, w którym
szukałem najlepszych utworów współczesnej literatury amerykańskiej, był magazyn
Collier s - do chwili gdy przyjaciółka mojej siostry, dowiedziawszy się od Sylvii, że
dużo czytam i interesuję się pisarstwem, dała mi w prezencie wybór opowiadań
Irvina Shawa w twardej okładce pod tytułem Marynarz z Bremen zszedł na ląd .
Moje ambicje stały się wtedy poważniejsze, a nadzieje na natychmiastową i
olbrzymią sławę bardziej umiarkowane. To chyba właśnie wtedy, po poznaniu Irvina
Shawa, zaczęły się moje nie kończące się boje z redakcją New Yorkera , który
publikował często jego utwory.
Niezależnie od obaw przed odrzuceniem moich tekstów przez magazyn
literacki i manifestowanej na zewnątrz obojętnej niechęci, w roku 1939, kiedy miałem
szesnaście lat i wciąż chodziłem do szkoły, a Rosja napadła na Finlandię, napisałem
krótkie opowiadanie o wojnie i młodym bohaterskim fińskim żołnierzu, który broni
swego posterunku przed przeważającymi siłami czerwonych, imając się sprytnych,
nie pamiętam już jakich, forteli. Nie pokazywałem tego tekstu nikomu. Po wielu
godzinach żmudnej pracy i licznych poprawkach, które wynikały ze stałego
wzbogacania się mego słownictwa, przepisałem opowiadanie na białym papierze na
starej maszynie do pisania w mieszkaniu Irvinga Kaisera. Moim zdaniem było
wspaniałe. Nie tylko je napisałem, lecz zaproponowałem - wysyłając pocztą -
magazynom Collier s , Liberty , a także nowojorskiej Daily News , naszej
lokalnej gazecie o sporym nakładzie, która w tamtym czasie również publikowała
krótkie formy literackie.
Nie zostało przyjęte.
Były to moje pierwsze odmowy.
Nie, nie przechowuję ich do tej pory.
Podobnie jak nie przechowuję pierwszych dwóch listów, w których
zawiadamiano mnie o przyjęciu tekstów do publikacji. Pierwszy z nich przyszedł
sześć lat pózniej i dotyczył opowiadania napisanego w moim namiocie na Korsyce i
również wystukanego na pożyczonej maszynie, tym razem należącej do świeżo
przybyłego do jednostki pilota, który poleciał w misji bojowej, podczas gdy ja po
zaliczeniu wszystkich misji siedziałem bezpiecznie na tyłku i pisałem opowiadania
na jego maszynie. Następny dotyczył pracy, którą napisałem na pierwszym roku
Uniwersytetu Kalifornii Południowej - ale z tym możemy poczekać przynajmniej do
momentu, kiedy skończę szkołę średnią.
Mogę dzisiaj zdradzić, że w trakcie nauki w obu szkołach, podstawowej i
średniej, nie było prawie roku, żebym przynajmniej przez jakiś czas nie kochał się
potajemnie i nie na żarty w tej czy innej dziewczynie: June, Ruth, Hannah, Gladys,
Mi-mi, Naomi, a potem w kolejnej Ruth - któż je wszystkie spamięta? Każda miała
twarz, która, gdy ją wyidealizowałem, odznaczała się nieodpartym pięknem. W
swoim zaślepieniu nie mogłem się nadziwić, dlaczego wszyscy chłopcy nie kochają
się w tej, w której akurat byłem zadurzony. Zakochiwałem się na ogół w dziewczynie
siedzącej w ławce obok, między mną i nauczycielem, abym mógł, radując serce,
wpatrywać się z rozmarzeniem w jej profil. W dnie, kiedy moja ukochana spózniała
się albo była nieobecna, czułem się odrzucony i rozczarowany. Uczucia, które do
nich żywiłem, były romantyczne, niecielesne i, z tego, co wiem, na całe szczęście nie
odwzajemnione. W przeciwnym razie mógłbym przeżyć wczesne krótkie
małżeństwo i szybki wczesny rozwód - zamiast długiego trwającego trzydzieści pięć
lat małżeństwa, które mile wspominam, oraz drugiego, bolesnego i gorzkiego
rozwodu, którego przeprowadzenie zajęło ponad trzy lata. Na szczęście moje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]