[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Sklep nigdzie nam nie ucieknie, Geri - powiedział do niej Scott, kiedy
zaprotestowała przeciwko zatrzymywaniu się przy nas.
Potem, chociaż nam zapłacił, sam wziął gąbkę i zabrał się do szorowania własnego
samochód. Właściwie zaczął myć tuż obok miejsca, w którym ja pracowałam nad jednym z
kołpaków.
Geri, w żółtej minispódniczce i espadrylach, była raczej nieodpowiednio ubrana do
mycia samochodów, więc odpłynęła w stronę sopranów, które stały obok szyldu restauracji i
zaczęła rozmawiać z Karen Sue o Wiosennym Szaleństwie. Geri i Scott wybierali się,
oczywiście. Karen Sue i Geri miały chyba wiele wspólnych tematów, biorąc pod uwagę, że
spotykają się z facetami młodszymi od siebie.
- Skończyłem Młot Lucyfera - oznajmił Scott, kiedy ścierałam zaschnięte błoto z
kołpaka.
Zapomniałam, że mu to pożyczyłam. Oboje mamy hopla na punkcie książek o
wielkich katastrofach, które zagrażają zniszczeniem życia na Ziemi.
- Ach, tak? - powiedziałam. - I co o tym myślisz?
- To kupa prawicowego łajna - stwierdził Scott.
No i zaczęło się. Trina nawet powiedziała:  O, ci znowu swoje , i przewróciła oczami,
bo już zdarzało jej się słyszeć, jak ze Scottem dyskutujemy o książkach.
I to pewnie nie jest najlepsza metoda, żeby facet cię polubił. To znaczy, mówić mu, że
bardzo się myli na temat jakiejś książki. Ale fakt faktem, że Scott i ja nie mamy nic do
stracenia, bo on najwyrazniej wcale nie zamierza mnie polubić w szczególny sposób, a poza
tym on i Geri Lynn są jak papużki nierozłączki.
No więc bawiliśmy się świetnie, dyskutując o Młocie Lucyfera. To powieść science
fiction o tym, jak wielki asteroid uderza w Ziemię i niszczy znaczną jej część, i jak ludzie,
którzy przetrwali, muszą zdecydować, kto będzie miał dostęp do tej niewielkiej pozostałej
ilości pożywienia. Książka stawia interesujące filozoficzne pytania, na przykład: Kto jest
ważniejszy przy tworzeniu nowego społeczeństwa, lekarz czy artysta? Prawnik czy więzień?
Komu pozwolić żyć, a komu dać umrzeć?
Ja się upierałam przy tym, że Młot Lucyfera to historia o przetrwaniu jednostki i o jej
wartości. Scott twierdził, że to polityczny komentarz do typowej socjoekonomiki z lat
siedemdziesiątych. Trina i Steve, którzy nie czytali książki, trzymali się z boku i tylko
pojękiwali za każdym razem, kiedy któreś z nas używało słowa takiego, jak
 powierzchowny albo  zwodniczy .
Ale dyskutowanie ze Scottem o książkach to świetna rozrywka.
I było tak do chwili, kiedy Scott spojrzał na mnie i powiedział:
- Więcej mydlin wylewasz na siebie niż na samochód.
I miał rację. Jak się okazuje, mycie samochodów wymaga równie dużej koordynacji
ruchowej jak taniec. A chociaż z łatwością umiem rozsądzać spory między ludzmi,
koordynacja ruchowa najwyrazniej nie jest moją mocną stroną.
Sama nie wiem, co mnie wtedy opętało. Naprawdę. To było zupełnie tak, jakby na
sekundę w moją duszę wstąpiła zupełnie inna dziewczyna, flirciara taka jak Trina czy Geri
Lynn. Wiem tylko, że chwilę pózniej powiedziałam:  Ach, tak? , i cisnęłam gąbką, trafiając
Scotta w sam środek klatki piersiowej.
- Witaj w klubie - dodałam.
Chwilę pózniej Scott ganiał mnie po parkingu, grożąc, że wyleje mi na głowę wiadro
mydlin, kiedy mnie złapie. Wszyscy przerwali pracę i zaczęli się śmiać... Wszyscy poza Geri
Lynn. Podeszła do nas zamaszystym krokiem z miną naprawdę wkurzoną.
- Popatrz na siebie - powiedziała do Scotta. - Jesteś cały mokry!
Scott spojrzał na siebie.
- To tylko woda, Ger - odparł lekkim tonem.
- Ale nie możemy iść tak do centrum. - Tupnęła nogą w espadrylu. - Jesteś
przemoczony do suchej nitki!
- Wyschnę - uspokoił ją Scott.
Do tego czasu już skończyliśmy myć jego samochód, więc oddał mi wiadro. Trochę
byłam rozczarowana, że nie wylał mi wody na głowę, tak jak obiecywał. Nie pytajcie mnie
dlaczego.
- Pewnie! Za kilka godzin! - krzyknęła Geri.
- Och, daj spokój, Geri - powiedziałam. - Tylko się wygłupialiśmy. A poza tym, nikt w
sklepie nie zwróci na to uwagi.
- Ja zwrócę na to uwagę - powiedziała. Wyglądała, jakby się miała zaraz rozpłakać. -
Czy ja się tu nie liczę?
Wtedy zrozumiałam, że wcale nie chodzi o mokrą koszulkę. Chyba Geri była
zazdrosna. Ona wyjeżdżała na studia, a Scott miał jeszcze rok do matury.
Bez słowa zawróciłam i poszłam tam, gdzie stali Trina, Steve i alty. Złapałam nową
gąbkę i zajęłam się osobówką, którą mieli czyścić.
- Wygląda na to, że w raju pojawił się problem - zanuciła Trina, oglądając się przez
ramię na Geri i Scotta, którzy stali na skraju parkingu przy jego samochodzie, rozmawiając z
wielkim ożywieniem (ale niestety za cicho, żebyśmy mogli coś usłyszeć).
- Moim zdaniem oni nigdy do siebie nie pasowali - stwierdziła Znudzona Liz. - Geri
jest zbyt zaborcza. I co ona wiecznie z tą odgazowaną colą?
- Och, daj spokój - zaprotestowałam, bo czułam się winna. Wiem, że ich kłótnia to
niezupełnie moja wina, ale nie powinnam rzucać w Scotta gąbką. Pożyczanie książek
czyjemuś chłopakowi to jedna rzecz. No bo, mimo wszystko, Scott i ja jesteśmy przyjaciółmi.
Ale rzucanie mokrą gąbką? To niedopuszczalne. - Geri jest miła.
- A wkrótce będzie samotna, jeśli się nie opanuje - zawyrokowała Twarda Brenda. -
Nie można tak facetem pomiatać.
- Tak - mruknęła Trina ledwo słyszalnym szeptem. - Ale jeśli ze sobą zerwą, wtedy
będziesz wreszcie mogła się z nim umówić, Jen, tak jak ci mówiłam już na początku roku
szkolnego.
- Trina! - Byłam zaszokowana. Biedna Geri! Biedny Scott!
Pan Hall, który samodzielnie zajmował się przeliczaniem funduszy, podszedł do nas i
zaklaskał.
- Starczy już tych pogaduszek! - zawołał, a kozia bródka aż mu się trzęsła. - Do pracy,
ludzie! Do pracy!
I dokładnie wtedy pojawił się Luke, zupełnie nie wiadomo skąd. No bo nigdzie w
okolicy nie widziałam jego limuzyny.
- Luke! - Nie zdołałam powstrzymać okrzyku na jego widok, a potem natychmiast się
poprawiłam: - Eee, to znaczy, Lucas.
- Hej! - Luke wyszczerzył zęby, przechodząc przez parking w naszą stronę. W
przeciwieństwie do nas wszystkich Luke nie miał na sobie kostiumu ani szortów. Był [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl