[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozkaz pani sekretarz obrony...
- Dlatego pan został?
- Nie... Kapitan opuszcza okręt jako ostatni. Idzcie za strzałkami na identyfikatorach.
* * *
Niezgrabnie stłoczyli się przy drzwiach wewnątrz sporej sterowni. Znajdowało się tu kilka pulpitów
kontrolnych, kilkanaście monitorów i wielkie panoramiczne okno z widokiem na Ziemię. Pracujący tu
ludzie siedzieli w głębokich fotelach na kółkach lub nachylali się nad monitorami, stukając w klawiatury
komputerów. Nie poświęcili nowo przybyłym zbyt dużo uwagi.
- Wybaczcie... - Generał podszedł do nich. - Wasza dwunastka to dla rządu niewielka strata. Jak również
pozostała część załogi czy nawet ja.
Nie wyglądał, jakby się bał czegokolwiek, a jego spokój powstrzymał niektórych przez próbami
narzekania bądz robienia awantury.
- Odpalmy silniki korekcyjne... - powiedział nieśmiało grubas, kończąc zapewne myśl sprzed kilku
minut.
- Można obrócić stację bokiem do strumienia asteroidów - podchwycił Murzyn. - Mniejsza
powierzchnia...
- Na to potrzeba skomplikowanych i długotrwałych obliczeń - zauważył księgowy - a operacja trwałaby
następnych kilka godzin. Ta stacja to w praktyce wielki żyroskop.
- Dlaczego to ma tyle trwać? - zapytał grubas.
- Freedom to nie hulajnoga.
- Wystarczy chyba odpalić silniki po jednej stronie.
- Niestety, to nie jest takie proste. Tym bardziej, że mamy tylko słabe silniki korekcyjne, a całość
dodatkowo kręci się wokół osi prostopadłej do kierunku przemieszczania. - Księgowy wyginał się w
przesadnej gestykulacji, usiłując pokazać skalę trudności. - To trzeba precyzyjnie wyliczyć.
- Po co liczyć precyzyjnie? Czas ucieka.
- Zamknij się wreszcie - uciszył go Murzyn. - %7ładna przyjemność uciec przed asteroidami i zaraz potem
spaść na Ziemię.
- Albo wylecieć w przestrzeń - przerwał generał. -Drobna niedokładność, minuta niepotrzebnej pracy
jednego silnika i nie będzie powrotu. Ta stacja nigdy nie miała zmieniać swojego położenia. Nie
zapominajcie, że wisimy na sznurku. Ruszenie z miejsca satelity geostacjonarnego to bardzo ryzykowna
operacja.
Chwilę panowała cisza.
- Dlaczego pan nas tu sprowadził? - zapytała Lemoine.
- Prócz komory reaktora to najmocniej opancerzone pomieszczenie.
Pamiętasz swoją obietnicę, Lemoine?
- Czy ma pan jakiś pomysł?
- Owszem. Zostało sześć rakiet z pozwoleniem na start. - Na te słowa księgowy pokiwał głową. - Jedną z
nich planujemy wykorzystać.
- I co nam da ta rakieta? - zapytał ostrożnie grubas.
- Wystarczy jedna głowica odpalona w niewielkiej odległości od stacji, by oczyścić korytarz na kilka
minut.
- A potem?
- Potem będą spadały tylko powolne kamyki. Zbyt wolne, by przebić osłony. Będą problemem
astronautów przez kilka następnych lat, ale nie naszym.
- Sprytne. Jak blisko stacji odpalicie ładunek?
- Trwają wyliczenia. Od trzech do siedmiu kilometrów.
- A co z falą uderzeniową?! - zaniepokoiła się wysuszona kobieta.
- Jesteśmy w próżni. Największym zagrożeniem będzie impuls elektromagnetyczny - odparł generał i
wskazał małą salkę połączoną bezpośrednio ze sterownią. - Zaczekajcie tam.
- To jak wybuch odepchnie odłamki?
Eksplozja nuklearna stopi najbliższe drobniejsze fragmenty, innym nada kilkukrotnie większą prędkość
w przeciwnym kierunku. Te, zderzając się z następnymi, wyhamują je lub odbiją w bok. Tak wygląda
teoria.
- Ale nie zginiemy, prawda?
W tym momencie powierzchnia Ziemi za oknem stała się jaśniejsza, jakby ktoś oświetlił latarką szkolny
globus. Pracownicy stacji zaczęli bić brawo. Rakiety trafiły w cel.
Misja zakończona, można iść spać - pomyślała Lemoine. Nie czuła jakoś doniosłości chwili. Rozejrzała
się po sali. Delegaci cieszyli się szczerze. Grubas znów wykorzystał okazję, by cmoknąć ją w policzek;
zresztą obcałował potem wszystkich. Radość personelu stacji nie była aż tak silna, a Chalker nie sprawiał
wrażenia człowieka, który wykonał najważniejszą misję w historii ludzkości. Wciąż był skoncentrowany.
Bardziej cieszy się amator kręgli po zaliczeniu strike'a - pomyślała. - Czego my nie wiemy?...
- Czy mogę się poruszać swobodnie po moim poziomie? - zapytała cicho generała.
- Oczywiście.
- Mogę iść do swojej kabiny?
- Możesz. Nie zapomnij tylko, że za niecałe dwie godziny wejdziemy w strefę śmierci.
Pogłaskał ją po głowie, jak Zwięty Mikołaj grzeczne dziecko.
- Dziękuję, sir. Proszę mnie wezwać, jeśli będę potrzebna. Zasalutowała niezgrabnie i wymknęła się ze
sterowni. Identyfikator, w dziwny sposób odkrywając jej zamiary, pokazywał drogę. Zdziwiło ją to, ale
szybko jej myśli wybiegły w inną stronę.
- Freedom!
- Freedom, słucham?
- Czy ktoś nas teraz słucha?
- Elektroniczny podsłuch nie wchodzi w grę, a w zasiągu głosu nie ma nikogo.
- Czy znasz zamiary generała?
- Tak.
- Czy detonacja jednej głowicy uratuje stację?
- Przy poprawnie wykonanych obliczeniach stacja ma trzydzieści procent szans na przetrwanie.
Prawdopodobieństwo uszkodzenia i rozhermetyzowania przynajmniej jednego sektora wynosi
dziewięćdziesiąt siedem procent.
- Czy korzystniej jest odpalić dwie rakiety?
- To zmniejszyłoby ryzyko uszkodzeń o kolejne dwadzieścia procent.
- A trzy?"
- Im więcej tym lepiej.
- Dlaczego więc nie odpalisz pozostałych rakiet?
- To pytanie nie do mnie.
- Ty zezwalasz na odpalenie rakiet.
- Tak, ale cel i czas odpalenia nie jest moją decyzją.
- Rakiety można więc odpalić nawet za dziesięć lat?
- Tak.
Dziewczyna dotarła do swojej kabiny. Zamknęła drzwi i usiadła na łóżku.
- Powiadom mnie, gdy ktoś będzie się zbliżał.
- Na jaką odległość?
- Powiedzmy, gdy wejdzie do tego sektora.
- Przyjąłem.
Czego my nie wiemy? - powtórzyła w myśli pytanie. Objęła głowę dłońmi, jakby miało jej to pomóc w
myśleniu.
- Czy wszystko idzie zgodnie z planem?
- Proszę sprecyzować pytanie.
- Czy Czarne Słonce zostało zniszczone?
- Zostało rozbite. Powstały jednak duże fragmenty zdolne dotrzeć do powierzchni Ziemi.
- Jak duże?...
- Od pięciu do pięćdziesięciu metrów średnicy.
- Co to oznacza w praktyce?
- Czarne Słońce było kamienną asteroidą. Eksplozje wyhamowały nieco odłamki, ale nadal są one
zabójcze. Nawet jeśli nie dotrą do powierzchni planety to i tak wywołają fale uderzeniowe równoważne
wybuchowi ponad stu megafon TNT, czyli nieporównywalnie większej od mocy bomby zrzuconej na
Hiroszimę.
- Czyli, że wszystko na nic?!! - nagle łzy napłynęły jej do oczu.
- Cel został osiągnięty połowicznie. Skutki katastrofy będą znacznie mniejsze i będą miały bardziej
lokalny charakter.
- Nie rozumiem... - Lemoine poczuła ciarki na plecach.
- Proszę sprecyzować pytanie.
- Dlaczego tak się stało?
- Przyczyny są dwie. Pierwsza: ingerencja nastąpiła zbyt pózno i zbyt blisko Ziemi, by zmienić w
znaczący sposób trajektorię lotu Czarnego Słońca. Druga: użyto zbyt słabego ładunku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl