[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ludziach większego wrażenia; Władek Lindert, u którego zwykle się zatrzymuje, mówi, że
ubrania, jakie im w prezencie przywozi, są już niemodne. A ostatni Habsburg nie mógł nawet na
dożynkach zostać, bo mu się kończył urlop.
Wille stawiają przeważnie chłopi-robotnicy, dojeżdżający do pracy w rafinerii i walcowni do
Czecho-wic-Dziedzic albo do kopalni "Silesia".
Naczelnik gminy, urzędujący w dawnym zamku Habsburgów, magister Kwaśny, były
kierownik szkoły, mówi, że uczennice, córki miejscowych górników i gospodarzy, tak
przychodziły na festyn szkolny ubrane, że zfwstydzone swoim ubóstwem nauczycielki
opuszczały zabawę. Więc kiedy same wydają się za górników (w takim Kaniowie jest czternaście
nauczycielek i prawie wszystkie za górnikami), to zaraz zaczynają się ubierać w futra, w
krempliny, w złote pierścionki, na każdej ręce po trzy co najmniej...
Tak więc jest to bardzo zamożna, kulturalna wieś i - jak mówię - willi milionera rozpoznać w
niej niepodobna. W dodatku okazuje się, że nie mieszka on w samej Bestwinie, tylko w
sąsiedniej wsi, a i w tej sąsiedniej też nie, bo tylko jego rodzice. - Onego już nie ma - mówi
ojciec.
- Więc dlaczego loteria ma ten adres?
- Bo mieszkał, jak teściowie wyrzucili go z domu.
Milioner był, okazuje się, bardzo biedny. "Lokator" - bez własnego gospodarstwa, a ożenił
się z gospodarską córką. Teść gonił go do roboty po całych dniach, bo pola miał sporo, na koniec
jeszcze pobili go, więc rzucił wszystko i wrócił do rodziców.
I wtedy właśnie wygrał milion.
I kupił sobie białego fiata.
I żona, gospodarska córka, przyszła doń i ze łzami w oczach - przepraszała.
I wsiedli oboje do białego fiata. I odjechali.
Wjęc już lejzśej, żebym j2Je ćho&ila tam, mówi ojciec, żeby tego szczęścia im nie zapeszyć.
Ojciec jest bardzo szczęśliwy. Ksiądz już nie po-chówie teraz syna pod grabkami. (Pod
żywopłotem z grabów chowa się w tej wsi samobójców i rozwiedzionych).
A sekretarz gminy z rozrzewnieniem wspomina, jak na Wszystkich Zwiętych ta para już
razem na cmentarz przyszła, ona miała na sobie nowy płaszcz w kratę czkę i opowiadała, że
często wyjeżdżają teraz do Bielska-Białej, to do "Teatralnej", to do "Pa-trii"... Położyli piękny
wieniec, bodaj czy nie najpiękniejszy ze wszystkich na całym cmentarzu, na grobie jej matki i
przez cały czas trzymali się za ręce.
- Nie można powiedzieć, wszystko jest jak najlepiej - kończy ojciec. - Teścia poraziło i nie
może ręką ruszać. Teściowa umarła. Siostrę spłaciwszy, z domu wygnali. Tak, że życie im się
jakoś ułożyło.
77
76
Wariant trzeci:
szewrolet Impala, który mogliby mieć
Kolejna para milionerów mieszka na Bródnie, zaraz za warsztatami na Wincentego
("Kamieniarstwo nagrobkowe", "Pomniki", "Rzezbiarstwo, rok założenia 1935"). Są młodzi, 26 i
25 lat, on jest mechanikiem samochodowym w wielkich warszawskich zakładach, milion
wpłacili rok temu na książeczkę i nie podjęli z niego nic, ani grosza.
Mieszkanie mają ciasne, marzą o samochodzie, o telewizorze kolorowym, o magnetofonie, o
wycieczkach, ale - niestety - wszystkiego muszą sobie odmówić.
Przecież gdyby kupili samochód - czy cokolwiek w ogóle - ludzie zaraz zaczęliby się czegoś
domyślać. No, a nikt nie wie o wygranej. Nikt. Nawet rodzice, nie mówiąc już o kolegach z
pracy.
(Taka ścisła dyskrecja zdarza się zresztą często. Milioner z Nysy, kolejarz, też nie
powiedział o wygranej ani teściom, ani własnym rodzicom, bo zazdrość ludzka nie ma granic.
Działa nadzwyczaj przemyślnie. Obliczył, że gdyby oszczędzał miesięcznie dwa tysiące, a może,
bo dostał podwyżkę, wyniosłoby to rocznie dwadzieścia cztery, a przez pięć lat - sto dwadzieścia
tysięcy. Więc już za pięć lat i pięć miesięcy będzie mógł kupić Wartburga, Następnie odczeka ze
trzy lata - siedemdziesiąt dwa tysiące - i zacznie budować dom. Ale sam będzie musiał pracować
przy nim, pomyślą wtedy, że wziął, jak wszyscy, pożyczkę).
Zatem milionerzy z Bródna także nie chcą głupio się dekonspirować. Niech już lepiej nie
mają nic, byle tylko ludzie nie gadali.
- No dobrze - mówię - ale czym właściwie groziłaby taka dekonspiracja?
Jak to czym? Czy ja nie wiem, jak patrzy się na
ludzi, którzy mają pieniądze? U niego w pracy jest jeden gość, żona prowadzi warsztat, nie
ukrywa, że jest zamożny - i jakie są tego rezultaty?
- No jakie?
- Przede wszystkim mowy nie ma o żadnych premiach. Ani o specjalnych, ani o nagrodzie.
- Ile taka premia wynosi?
- Ze czterysta złotych. Ale chodzi o sam fakt, nie o pieniądze.
No i w ogóle zaczęłoby mu to w pracy bardzo szkodzić.
- U nas, widzi pani, po prostu nie wypada mieć większych pieniędzy.
A któż, jeśli nie on, który jest w końcu działaczem młodzieżowym, musi się z opinią liczyć.
Tylko - co wobec tego mają z tych pieniędzy?
O, mają. I to dużo.
Po pierwsze. Pieniądze dają zupełnie inne samopoczucie. Na przykład, mogliby go nawet -
to zupełnie abstrakcyjny przykład, ale jednak - zwolnić z pracy. A on by się tym nie przejął, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl