[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wręcz wyrzutami sumienia, że nie przygotowałam się dość solidnie lub nie pokazałam się na wykładach.
Uzupełniałam wszystkie wiadomości i znowu czułam się wolna na jakiś czas. Potem przyplątał się Jerzy
i jako jego muza i modelka przebywałam u niego na stryszku częściej niż w wynajętym pokoiku. Miałam
szczęście, że mama mi ufała i nigdy nie odwiedziła, uznając widocznie, że ma mądrą córkę. Pomyliła się
troszkę, bo miałam małe kłopoty przez to  pozowanie , ale udało mi się uprosić egzaminatora i dostałam
marniutką trójczynę z zastrzeżeniem.
 Będę panią obserwował w przyszłym semestrze  powiedział, patrząc na mnie znad okularów.
 Dziękuję, panie docencie  wyszeptałam i solennie obiecałam poprawę.
Słowa dotrzymałam i zostało to zauważone. Docent pogroził mi tylko palcem i wpisał do indeksu
solidną czwórkę. Byłam bardzo dumna, bo innych tak nie pilnował i ładował im poprawki w drugim
terminie.
Zanim zupa się ugotowała, zadzwoniłam jeszcze do Ewy i w wielkim skrócie opowiedziałam jej
o mojej wyprawie, pomijając oczywiście opowieść Bena. Ewa o nic nie pytała, bo mimo pogróżek
wzięła się ze Stasinkiem do tapetowania i właśnie w momencie, gdy zadzwoniłam, miała nasmarowany
pasek i nie mogła za długo ze mną rozmawiać. Zjadłam zupę, która w założeniach miała być przepyszna,
ale z braku śmietany wyszła taka sobie. Luiza nareszcie się wyspała i mogłyśmy powoli zbierać się do
wyjścia. Zastanawiałam się, czy mam ochotę na jeszcze jedno spotkanie z Benem w dniu dzisiejszym.
Właściwie czemu nie? Zeszłyśmy na dół i poszłyśmy starą trasą na spotkanie z już nie całkiem
nieznajomym. Spotkałyśmy ich niedaleko domu, chyba czekali na nas, bo na nasz widok zarówno Ben, jak
i Maks okazali nieukrywaną radość, oczywiście każdy z nich inaczej. Spacer przebiegał tak samo jak
poprzednie. Psy z wywieszonymi ozorami przemierzały puste o tej porze tereny osiedlowego skwerku,
a my wędrowaliśmy alejkami, rozmawiając o śmiesznych przygodach z naszego życia. Tym razem ja go
zabawiałam. Czymś prowokował do tych opowieści. Może tym, że słuchał z uwagą? Opowiedziałam mu
to, co ostatnio mi się przypomniało: o mojej pierwszej wyprawie wakacyjnej z Jerzym, o tym, jak
okropnie padał deszcz, a my byliśmy stłoczeni w malutkim namiociku i nie można było za bardzo się
ruszać, żeby namiot nie przeciekał, i o tym, że nie było nawet gdzie wysuszyć ubrań. Relacjonowałam, jak
gotowałam na malutkim palniku i mało brakowało, bym spaliła cały nasz dobytek, bo nie zauważyłam
podczepionej do czajniczka przezroczystej plastikowej pokrywki z pojemnika na cukier. Pamiętam, że
Jerzy zrobił mi o to okropną awanturę, bo pojemniczek należał do mamy i już nie nadawał się do użytku,
ale o tym akurat Benowi nie opowiedziałam, bo to był nieistotny szczegół, który pozostał tylko w mojej
pamięci jako jeden ze zgrzytów, które pozbierały się w wielki huk definitywnie kończący nasze
małżeństwo. Tym razem ja się zamyśliłam, ale tylko na chwilę, bo mój towarzysz zaśmiał się pod nosem.
Zerknęłam na niego zdziwiona, myśląc, że to moja opowieść tak go rozbawiła.
Nadal uśmiechnięty wytłumaczył mi powód swojego rozbawienia:
 Nie śmieję się z twojej opowieści, tylko coś mi się przypomniało. Opowiedzieć ci?
 Jak wesołe?
 Bardzo  roześmiał się głośno.
On też przeżył coś deszczowo podobnego, tylko jeszcze bardziej mokrego, bo, jak powiedział, ciągle
się śmiejąc, jego zle  obity namiot podczas ulewnej nocnej burzy spłynął wraz z nim, materacem
i wszystkimi rzeczami do lodowatej rzeki. Teraz ja wsłuchałam się w jego opowieść z przyjemnością
i stwierdziłam, że mogłabym spacerować z nim bez końca, gdyby nie to, że psy już się wybiegały
i zmęczone posłusznie przyszły do nas. Zapięłam Luizę i zostałyśmy odprowadzone pod dom.
Myślałam, że Ben powie coś o swoim wyjezdzie, zapyta o numer telefonu albo poda mi swój, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl