[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to i bawi jednocześnie. No i jeszcze ten stereotyp, że do serca mężczyzny droga wiedzie przez
żołądek. Coś w tym jest. W sumie niepotrzebnie się wygłupiłam i prosiłam Steve'a o radę. Nie
powiedział mi niczego, czego wcześniej sama bym nie wiedziała.
Jeśli już mowa o Steve'ie. Mary Lynn przywozi teraz dzieci w piątki po południu,
zanim Steve wróci z pracy. Rozmawiałam z nią kilka razy i szczerze muszę powiedzieć, że
wywarła na mnie wrażenie osoby dość płytkiej. Być może jestem uprzedzona, bo lubię Steve'a,
a jednak uważam, że to głupota rzucać takiego męża, żeby  odnalezć siebie". Pomimo
wszystko życzę jej powodzenia. Steve'owi, oczywiście, też.
Meagan ma klucz do domu ojca. Dzieci znakomicie radzą sobie same, ale najczęściej
przychodzą do mnie i tu czekają na tatę. Lubię ich towarzystwo, obydwoje są wspaniali.
A wracając do mojej sprawy - postanowiłam nie umawiać się na razie na randki.
Muszę odzyskać wiarę w mężczyzn. Nie zamierzam jednak rezygnować, zbyt wiele
zainwestowałam w swoje plany.
Wątpliwości Donny nie rozproszył pierścionek zaręczynowy, ofiarowany jej przez
Sanforda. Próbowała zlekceważyć własne odczucia, wmawiała sobie, że jest szczęśliwa.
Udało jej się zwieść wszystkich z wyjątkiem Hallie. Dotąd zbywała pytania przyjaciółki,
wiedziała jednak, że nie uda się jej długo stosować tej taktyki.
Z Sanfordem spotkała się w parku. W domu towarowym wybrali porcelanową
zastawę, potem poszli na długi spacer. Donna próbowała podziwiać otoczenie, zapomnieć o
swoich lękach. Niestety, coraz częściej zdarzało się jej, że musiała na siłę przekonywać się, że
jest szczęśliwa. Sanford objął ją ramieniem.
- Taka jesteś ostatnio milcząca - powiedział cicho.
Donnie zakręciły się łzy w oczach.
- Donna?
Nie. Nie zniesie tego. Nagle zrozumiała, że nie chce ślubu, że nie potrafi udawać.
Kochała Sanforda, ale inaczej wyobrażali sobie wspólną przyszłość. Dla niego życie bez
dzieci, wypełnione egzotycznymi podróżami, wygodne i zasobne, było czymś wspaniałym. I
ona próbowała w to uwierzyć, ale kiedy zostawała sama, myślała, że plany, które snuł
Sanford, są z gruntu egoistyczne. Dla niej liczyło się coś innego - rodzina.
Zatrzymała się.
- Tak mi przykro - powiedziała drżącym głosem. Sanford najwyrazniej nie rozumiał, o
co chodzi.
Przez moment poczuła coś na kształt współczucia. Biedaczyna, musi być jakoś ubogi,
wewnętrznie kaleki, że nie jest w stanie wykroczyć poza swój wąski krąg myślenia. Trudno,
musi z tym skończyć. Przyjaciółki powiedzą, że zwariowała, gdy dowiedzą się, że zerwała
zaręczyny, ale trudno. Cóż miała robić, skoro nie chciał dzieci?
A przecież próbowała, naprawdę się starała. Całymi dniami wmawiała sobie, że
powinna wyjść za niego mimo wszystko. Na próżno.
Nie mogąc wypowiedzieć słowa, zdjęła z palca pierścionek i podała Sanfordowi.
Zaskoczony, pokręcił głową.
- Nie rozumiem. Nie podoba ci się pierścionek?
- Podoba mi się bardzo. Tylko że... Tak strasznie się czuję. - Mocno przygryzła wargę.
- Doszłam do wniosku, że nie możemy się pobrać. Nie powinniśmy...
Zbladł jak płótno.
- Nie mówisz chyba serio?
- Dałabym wszystko, żeby mogło być inaczej. Powtarzałam sobie, że dzieci nie są
ważne, ale...
- A więc to o to chodzi. - Rysy mu stężały. Czuła niemal, jak oddala się od niej.
- Nie osądzam cię - ciągnęła. - Rzeczywiście, nie należy mieć dzieci, jeśli się ich nie
chce, jeśli nie można im dać miłości. Zrozumiałeś to, co dobrze o tobie świadczy. Jesteś
uczciwy, dojrzały...
- Więc w czym problem?
- W moim podejściu do rzeczy. To moja wina, nie twoja.
- Zechciej powiedzieć to jaśniej, Donno. Nie była pewna, czy potrafi.
- Wyszłam za mąż bardzo młodo - zaczęła. - Byłam zakochana, tak mi się
przynajmniej wydawało. Marzyłam o domu, o dzieciach, ale to małżeństwo szybko okazało
się pomyłką. - Wzięła głęboki oddech. - Myślałam, że wraz z rozwodem moje marzenia
umarły, jednak ty rozbudziłeś je na powrót. Pozwoliłeś mi w nie znowu uwierzyć. Dałeś mi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl