[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ever? Wszystko w porządku? - woła jednocześnie zirytowana i zmartwiona.
- Taaak, tylko... - Gwałtownym ruchem wkładam koszulkę na głowę, odwracając
się plecami do drzwi, i dodaję: - Możesz wejść, tylko że ja... - W chwili gdy ciotka
wchodzi do pokoju, wkładam T-shirt z powrotem, jakby w ataku fałszywej skromno-
ści, że Sabinę miałaby mnie oglądać rozebraną, choć do tej pory się tym nie
przejmowałam. - ...właśnie się przebierałam - kończę, mamrocząc pod nosem. Sabinę
marszczy czoło, przyglądając mi się i szukając nosem zapachu trawki, alkoholu, pa-
pierosów bądz innego niebezpieczeństwa, przed którym ostrzegały ją książki o
wychowywaniu nastolatków.
- Masz coś na koszulce... - Pokazuje na mój T-shirt. - Coś czerwonego, co chyba
łatwo nie zejdzie.
Krzywi się z niezadowoleniem, a ja patrzę na przód nieszczęsnej koszulki, gdzie
widnieje wielka czerwona smuga, i natychmiast rozpoznaję proszek, którego
używałam do sporządzenia eliksiru. Pewnie pękła torebka, w której był, bo widzę
teraz, że na biurku i na podłodze także jest go pełno.
Super. A miało wyglądać tak, jakbym przebierała się w czystą koszulkę. Irytuję się
w myślach na samą siebie, a Sabinę podchodzi do łóżka, siada na jego krawędzi i
krzyżuje nogi, trzymając w dłoni telefon. Wystarczy mi jedno spojrzenie na jej mglistą,
czerwonoszarą aurę, by wiedzieć, że zmartwiony wyraz twarzy ciotki ma mniej
wspólnego z moim brudnym ubraniem, a więcej ze mną samą - z moim dziwnym
zachowaniem, tajemniczością, problemami z jedzeniem. Sabinę uważa, że wszystko to
doprowadzi do czegoś bardzo złego. Jestem tak skupiona na myśleniu, jak jej to
wszystko wyjaśnić, że nie mam czasu, by przewidzieć pytanie:
- Ever, zwiałaś dzisiaj ze szkoły?
Zamieram, patrząc, jak ciotka omiata spojrzeniem moje biurko, na którym w
bałaganie leżą zioła, świece, olejki, minerały i różne inne dziwne rzeczy, których
zwykle tu nie ma, a przynajmniej nie są tak jak teraz zgromadzone w jednym miejscu,
jakby w jakimś celu - wyraznie nieprzypadkowo.
- Hm, no tak. Bolała mnie głowa. Ale to nic takiego. - Siadam na krześle przy
biurku i kręcę się nonszalancko w kółko, byle tylko odwrócić wzrok Sabinę od
zagraconego blatu.
Ciotka patrzy to na minerały, to na mnie, i już ma coś powiedzieć, kiedy dodaję
pośpiesznie:
- To znaczy teraz to już nic takiego. Ale przedtem dostałam jednej z moich
koszmarnych migren, wiesz, tych, które mi się czasem przydarzają.
Czuję się jak najgorsza bratanica na świecie, niewdzięczna kłamczucha, gadająca
coraz większe głupoty. Sabinę nie ma pojęcia, jakie ma szczęście, że wkrótce się mnie
pozbędzie.
- Może to dlatego, że za mało jesz. - Ciotka wzdycha, zrzuca pantofle i
przyglądając mi się uważnie, dodaje: - Ale mimo to wydaje mi się, że rośniesz jak na
drożdżach. Jesteś wyższa niż jeszcze kilka dni temu!
Spoglądam na swoje kostki i widzę, że dopiero co unaocznione dżinsy znów są
krótsze niż rano.
- Dlaczego nie poszłaś do pielęgniarki, skoro zle się czułaś? Wiesz, że nie wolno
sobie tak po prostu wychodzić ze szkoły.
Patrzę na ciotkę i mam ochotę powiedzieć jej, by już się więcej nie martwiła, by nie
traciła czasu, troszcząc się o mnie, bo wkrótce będzie po wszystkim. Będę co prawda
bardzo za nią tęsknić, ale bez wątpienia wyjdzie jej to na dobre. Sabinę zasługuje na
więcej. Na kogoś lepszego niż ja. Dobrze wiedzieć, że niedługo stanie się
spokojniejsza.
- Nasza pielęgniarka jest niczym konowal - wyjaśniam. - Nic, tylko daje na
wszystko aspirynę, a wiesz, że na mnie ona nie działa. Musiałam po prostu wrócić do
domu i chwilę odpocząć. To zawsze pomaga. Dlatego po prostu wyszłam.
- A wróciłaś? - ciotka zbliża się do mnie. - Wróciłaś do domu? - W chwili gdy nasze
oczy się spotykają, wiem już, że to wyzwanie. Wiem, że mnie sprawdza.
- Nie. - Wzdycham, wbijając wzrok w dywan, i macham metaforyczną białą flagą. -
Pojechałam do kanionu i...
Sabinę przygląda mi się, czekając, aż skończę.
- I trochę zabłądziłam. - Biorę głęboki oddech i przełykam ślinę, bo całej prawdy nie
mogę jej zdradzić.
- Ever, czy chodzi o Damena?
Gdy znowu patrzy mi w oczy, nie mogę już się powstrzymać i wybucham płaczem.
- Kochanie - szepcze Sabinę, rozkładając ramiona, a ja zrywam się z krzesła i
wpadam w nie od razu. Wciąż nieprzyzwy- czajona do swoich długich kończyn,
ruszam się niezgrabnie, tak że prawie przewracam ciotkę na podłogę.
- Przepraszam - mówię. - Ja... - Nie mogę jednak dokończyć. Nowa partia łez
napływa mi do oczu i znów zaczynam szlochać.
Sabinę gładzi mnie po włosach, a ja nie przestaję płakać, choć mnie pociesza:
- Wiem, jak bardzo za nim tęsknisz. Wiem, jakie to dla ciebie trudne.
Gdy wypowiada te słowa, odsuwam się nagle. Mam wyrzuty sumienia, że
zachowuję się, jakby chodziło tylko o Damena, chociaż w rzeczywistości to tylko
część moich problemów. Chodzi o to, że tęsknię za swoimi przyjaciółmi - zarówno
tymi z Laguna Beach, jak i tymi z Oregonu. I tęsknię za swoim życiem - tym, które
zbudowałam tutaj, i tym, do którego chcę wrócić. Co z tego, że wszystkim tutaj będzie
lepiej beze mnie - naprawdę wszystkim, włącznie z Damenem - to wcale nie ułatwia
sprawy.
Jednak muszę to zrobić. Nie mam wyboru. Jeśli tak o tym pomyśleć, wszystko staje
się prostsze. Prawda bowiem jest taka, że bez względu na powód dostałam niezwykłą
szansę, która zdarza się tylko raz. Nadszedł czas, żebym wróciła do domu. Miałam
jedynie nadzieję, że będę mieć więcej czasu na pożegnania. Gdy sama myśl o tym
wywołuje moje łzy, Sabinę przytula mnie mocniej, szepcząc słowa pocieszenia, a ja w
jej ramionach czuję się jak w kokonie, gdzie jest ciepło i bezpiecznie. Jakby wszystko
miało dobrze się zakończyć.
Zamykam oczy, przysuwam się jeszcze bliżej, chowając twarz w zagłębieniu między
ramieniem a szyją Sabinę. Bezgłośnie poruszam ustami, żegnając się z nią.
ROZDZIAA 40
Budzę się wcześnie. Pewnie dlatego, że to ostatni dzień mojego życia, a
przynajmniej życia tutaj, więc chcę go wykorzystać jak najlepiej. Choć jestem pewna,
że w szkole przywita mnie chór głosów wrzeszczących  Frajerka! Kretynka!" i - jak
ostatnio -  Czarownica!", wiem jednocześnie, że będzie to ostatni raz, gdy będę
musiała ich wysłuchiwać - a to różnica.
W Hillcrest High (szkole, do której wracam) mam mnóstwo przyjaciół. Co sprawia,
że chodzenie do szkoły pięć dni w tygodniu staje się bardzo interesujące, jeśli nie
zabawne. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek kusiło mnie pójście na wagary (a tu jest
tak cały czas), no i nie miałam problemu z brakiem akceptacji u kolegów. Szczerze
mówiąc, właśnie dlatego tak chętnie chcę tam wrócić. Oprócz oczywistej radości ze
spotkania z rodziną kontakt z grupą dobrych przyjaciół, którzy mnie kochają i
akceptują i przy których mogę być sobą, znacznie ułatwia tę decyzję.
Decyzję, nad której podjęciem nie wahałabym się ani przez chwilę, gdyby nie
chodziło o Damena. Jednak chociaż nie mogę przyzwyczaić się do myśli, że już nigdy
go nie zobaczę, nie poczuję jego dotyku, nie spojrzę mu w oczy i nie pocałuję - i tak
jestem gotowa wszystko zostawić. Jeśli to oznacza odzyskanie dawnej mnie i powrót
do rodziny - naprawdę nie mam innego wyboru.
W końcu Drina zabiła mnie, by mieć Damena tylko dla siebie. A Damen przywrócił
mnie do życia, abym należała do niego. I choć tak bardzo go kocham, a serce pęka mi
na myśl, że nigdy więcej go nie zobaczę, wiem też, że w chwili gdy uczynił mnie
nieśmiertelną, zaburzył naturalną kolej rzeczy. Uczynił mnie kimś, kim nigdy nie
miałam się stać. A teraz moim zadaniem jest to wszystko cofnąć.
Staję przed szafą, sięgam po najnowsze dżinsy, czarny sweter w serek i nowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl