[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomóc przy witaniu zwiedzających.
Matt obojętnie wzruszył ramieniem. A potem powiedział:
- Ale co ma skończyć z Tannerem? Elena spojrzała na niego ze zdziwieniem. Dałaby
głowę, że przed chwilą był w sali druidów i wszystko widział. Wyjaśniła sytuację.
Na zewnątrz znów uderzył piorun. Przez otwarte drzwi Elena dostrzegła błyskawice
na tle nocnego nieba. Parę sekund pózniej usłyszała kolejne wyładowanie, jeszcze
głośniejsze.
- Mam nadzieję, że nie będzie lało - zaniepokoiła się Bonnie.
- Rzeczywiście - powiedziała Caroline, która do tej pory stała w milczeniu. - Szkoda,
gdyby nikt nie przyszedł.
Elena spojrzała na nią ostro i zobaczyła w wąskich kocich oczach Caroline
nieskrywaną nienawiść.
- Caroline - odezwała się impulsywnie. - Słuchaj, czy mogłybyśmy dać sobie z tym
spokój? Zapomnieć o tym, co się stało i zacząć od nowa?
Pod opaską w kształcie kobry oczy Caroline rozszerzyły się, a potem znów zamieniły
w szparki. Skrzywiła się i podeszła bliżej do Eleny.
- Nigdy ci tego nie zapomnę - wycedziła. Odwróciła się na pięcie i wyszła.
Zapadła cisza. Bonnie i Matt gapili się w podłogę. Elena podeszła do drzwi, chciała
poczuć chłodny powiew wiatru na policzkach. Na zewnątrz widziała boisko, a za nim
szarpane wiatrem gałęzie dębów i po raz kolejny ogarnęło ją złe przeczucie. Dziś jest ta noc,
pomyślała z żalem. Dziś jest ta noc, kiedy to się stanie. Ale nie miała zielonego pojęcia, co?
Jakiś głos zabrzmiał w zmienionej nie do poznania sali gimnastycznej.
- Dobra, za chwilę zaczną wpuszczać ludzi. Ed, gasimy światła! Nagle zapadł mrok, a
powietrze wypełniły jęki i wybuchy szalonego śmiechu, zupełnie jakby orkiestra stroiła
instrumenty. Elena westchnęła i odwróciła się, żeby spojrzeć na salę.
- Lepiej się szykujmy do oprowadzania - powiedziała cicho do Bonnie. Ta skinęła
głową i znikła w ciemnościach. Matt założył łeb wilkołaka i włączył magnetofon, który do
całej kakofonii dzwięków dodał jakąś niesamowitą muzykę.
Stefano wyszedł zza rogu. Jego włosy i peleryna zlewały się z mrokiem. Tylko biały
front koszuli odcinał się wyrazną plamą.
- Z Tannerem wszystko w porządku - powiedział. - Mogę ci jeszcze jakoś pomóc?
- No cóż, mógłbyś popracować tu z Mattem, witać gości... - Elena urwała. Matt
pochylał się nad magnetofonem i precyzyjnie dostrajał głośność, nie podnosząc oczu. Elena
spojrzała na Stefano i zobaczyła, że jego twarz jest ściągnięta i pozbawiona wyrazu. - Albo
możesz iść do szatni dla chłopców i zająć się rozdawaniem kawy i innych rzeczy pracującym
- dokończyła zniechęcona.
- Pójdę do szatni - oznajmił. I odwrócił się, a ona zauważyła, że odchodząc, lekko się
potknął.
- Stefano? Coś ci się stało?
- Nic mi nie jest. - Odzyskał równowagę. - Jestem trochę zmęczony, to wszystko.
Obróciła się do Matta, chcąc coś powiedzieć, ale w ty momencie w drzwiach stanęła
pierwsza grupka gości.
- Zaczynamy przedstawienie - powiedział Matt i zniknął w mroku. Elena przechodziła
z sali do sali i zajmowała się rozwiązywaniem problemów. Zeszłego roku ta część wieczoru
sprawiała jej najwięcej przyjemności - obserwowanie makabrycznych scenek i śmiechów
zwiedzających. Ale dzisiaj wszystkim jej myślom towarzyszyły jakiś lęk i napięcie. Dziś jest
ta noc, pomyślała znowu i miała wrażenie, że serce lodowacieje jej jeszcze bardziej.
Minęła ją śmierć - bo chyba za nią przebrała się ta osoba w czarnej szacie z kapturem.
- Zaczęła się zastanawiać, czy widziała ją już na jakiejś wcześniejszej imprezie z okazji
Halloween. W ruchach tej osoby było coś znajomego.
Bonnie wymieniła udręczony uśmiech z wysoką szczupłą czarownicą, która kierowała
gości do pokoju pająków. Kilku chłopaków z gimnazjum uderzało wiszące w nim gumowe
pająki, wrzeszczało i robiło sporo zamieszania. Bonnie szybko zagoniła ich do sali druidów.
Tam stroboskopowe światła nadawały scenografii atmosferę jak ze snu. Bonnie z
ponurym triumfem patrzyła na pana Tannera, rozciągniętego na ołtarzu, w białych szatach
obficie poplamionych krwią, wpatrzonego w sufit niewierzącym spojrzeniem.
- Super! - zawołał jeden z chłopaków, podbiegając do ołtarza. Bonnie stała z boku,
szeroko uśmiechnięta, czekając, aż okrwawiona ofiara raptownie usiądzie i śmiertelnie
wystraszy dzieciaka.
Ale pan Tanner nie drgnął nawet wtedy, kiedy chłopak wsadził rękę w kałużę krwi
przy jego głowie.
To dziwne, pomyślała Bonnie, podbiegając, żeby zabrać dzieciakowi ofiarny nóż.
- Nie rób tego! - rzuciła, więc tylko uniósł do góry umazaną rękę, która w ostrym
świetle stroboskopów zabłysła czerwienią. Bonnie ogarnęło nagłe irracjonalne przeczucie, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl