[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie, Jerzy, nie łudz się napróżno& Marta niezdolna jest do układów& uważa się za córkę
mordercy w oczach świata&
 A jeżeli nią nie jest?& Jeżeli Matias Ozolin czynu tego nie popełnił?!&
Paolin odwrócił głowę i nie odpowiedział na zapytanie w kwestyi, którą uważał już za
roztrzygniętą.
Jerzy opanował się wreszcie i zabierał się do wyjścia. %7łegnając się z Paulinem rzekł stanowczo:
 Muszę ci oświadczyć, doktorze, że Martę uważam zawsze jako swoją narzeczoną& i będę
czekał&
 Na co?
 Może się coś zmieni& Może Bóg się nad nami zlituje&
* * *
Upłynęło parę miesięcy. Sprawa Pocha i Ozolina poszła w niepamięć. Nawet Franciszek
Johansen, zwycięzca na wyborach do rady miejskiej, przestał się rodziną Ozolinów zajmować.
Lecz Jan i Marta postanowili przyjąć na siebie dług ojcowski. Pragnęli  o ile to będzie w ich
mocy  oczyścić jego pamięć. W tym celu umyślili sprzedać dom i biblioteczkę profesora. %7łyć będą z
własnej pracy. Marta zajmie się nauczycielstwem& W Rydze byłoby to pewnie trudne& lecz w
jakiemś innem mieście może się uda& Jan postara się o miejsce urzędnika w jakiejś instytucyi
handlowej lub finansowej.
Tymczasem drobne oszczędności pozostałe po ojcu wyczerpywały się z każdym dniem. Należało
przyśpieszyć sprzedaż ruchomości.
W załatwianiu tych interesów dopomagał im Jerzy. Kilkakrotnie nawet oddawał do ich
rozporządzenia to, co mu z depozytu ojcowskiego pozostało, lecz Ozolinowie propozycyę jego
odrzucili dumnie i stanowczo.
Po niejakimś czasie, widząc, że Marta ochłonęła nieco z pierwszego bólu, Jerzy błagał ją znowu,
by się zgodziła na ich ślub. Lecz ona twierdziła uparcie, że żoną jego zostać nie może& że wina ojca
rozdzieliła ich na zawsze.
Jerzy tracił głowę.
Paulin, widząc jego rozpacz, próbował skłonić Martę do zmiany postanowienia. Lecz wola młodej
dziewczyny była nieugięta.
 Córka mordercy nie może zostać żoną uczciwego człowieka  odpowiedziała na wszystkie
argumenty, któremi się ją przekonać starano.
Odmowa Marty wywarła wielkie wrażenie w całej Rydze. Przyznawano jej słuszność, lecz
zarazem podziwiano siłę charakteru.
Znowu czas jakiś upłynął bez zmiany. Nic godnego uwagi nie zaszło.
Wtem 17-go września młodzi Ozolinowie odebrali list od pastora Szyleina, który prosił Jana i
Martę, aby o 5-ej po południu przybyli na cmentarz protestancki.
Identycznie zredagowane listy otrzymali Jerzy i doktor Paulin.
Wszyscy zachodzili w głowę, co znaczy podobne wezwanie.
 Jak sądzisz, doktorze? Co mamy robić?  zapytał Jerzy.
 Mojem zdaniem, powinniśmy bezwarunkowo spełnić żądanie pastora Szyleina. Jest to człowiek
tak zacny, że z pewnością nie wzywałby nas daremnie. Widocznie musi mieć do tego ważne
powody&
 Czy przyjdziesz, Marto?  zapytał Jerzy, zwracając się do narzeczonej, która przysłuchiwała się
w milczeniu.
 Nieraz już chodziłam na grób ojca  odparła zapytana  pójdę i tym razem. Może Bóg nas
prędzej wysłucha, gdy pastor Szylein do próśb naszych dołączy swoje&
 Do widzenia, zatem! Spotkamy się o piątej!  zadecydował Paulin, żegnając się z rodzeństwem.
Jerzy wyszedł z nim razem.
Punkt o piątej Jan i Marta stanęli przed braną cmentarza, gdzie Jerzy i Paulin czekali na nich.
Poczem udali się wszyscy na grób Matiasa, przybrany kwiatami.
Przy grobie klęczał siwowłosy starzec. Był o szanowany powszechnie siedmdziesięcioletni pastor
Szylein.
Na odgłos kroków podniósł głowę i widząc nadchodzących powstał z ziemi. Oczy jego gorzały
blaskiem niezwykłym. Wyglądał jak natchniony.
W milczeniu uścisnął dłonie przybyłych i skinął, by uklękli. Poczem rzekł:
 Jerzy, podaj mi rękę!
A wracając się do Marty dodał:
 I ty, Marto, również!
Dłonie ich połączył ze sobą. We wzroku jego i w głowie było tyle siły, w wyrazie twarzy tyle
dobroci, że młoda dziewczyna nie śmiała się opierać.
Wtedy pastor wyrzekł bardzo powoli i bardzo uroczyście:
 Jerzy i Marto! przyrzeknijcie sobie i mnie, że jutro odbędzie się wasz ślub.
Marta bezwiednie prawie wyrwała swą rękę z dłoni Jerzego.
 Marto, uspokój się  rzekł pastor łagodnie  pamiętaj, że od jutra będziesz żoną tego człowieka,
i że on na to zasługuje&
 Nigdy!  przerwała żywo  córka mordercy nie ma prawa&
 Córka niewinnie oskarżonego&  odparł pastor, wznosząc oczy ku niebu.
 Któż więc jest mordercą Pocha?  zapytał Jan, drżący ze wzruszenia.
 Właściciel szynku  pod złamanym hakiem & Kroff!&
Rozdział XVI
Zeznanie Kroffa.
W wigilię dnia tego Kroff zmarł na zapalenie płuc.
Przed śmiercią, dręczony wyrzutami sumienia, wezwał pastora Szyleina i sędziego śledczego
Kerstorfa, poczem w ich obecności przyznał się do popełnionej zbrodni.
Wyznanie to pastor i sędzia zapisali dosłownie.
Oto, jak rzecz się miała:
W nocy, z 13-go na 14-ty kwietnia, Ozolin i Poch przybyli do szynku  pod złamanym hakiem .
Na widok wyładowanego pugilaresu Pocha, szynkarz  którego interesy od niejakiegoś czasu szły
bardzo nieszczególnie  postanowił okraść inkasenta. Ostrożność nakazywała mu doczekać się
chwili, aż drugi podróżny opuści oberżę. Nie mógł jednak zapanować nad swą niecierpliwością i już
o drugiej po północy wsunął się cichutko do pokoju Pocha. Na swe nieszczęście Poch nie spał wcale.
Usłyszawszy lekki szmer, podniósł głowę i w bladem świetle latarki ujrzał przed sobą Kroffa.
Szynkarz nie namyślał się długo& w jednej chwili zdecydował się na morderstwo.
Wyjął ukryty za pasem nóż szwedzki i pchnął nim inkasenta.
Cios był śmiertelny.
Kroff pochwycił pugilares i zaczął go przetrząsać. Znalazł piętnaście tysięcy rubli. Jakież jednak
było jego przerażenie, gdy w bocznej kieszonce pugilaresu natrafił na kartkę treści następującej:
 Wykaz numerów powierzonych mi banknotów. Duplikat znajduje się u pp. Johansenów.
Numery banknotów były wynotowane. Zbrodnię popełnił napróżno!
Wtedy błysła mu nagle myśl zrzucenia odpowiedzialności na podróżnego, który spał spokojnie w
drugim pokoju. Wybiegł szybko na dwór, porysował ścianę wewnętrzną pogrzebaczem, wyłamał
okienicę i wrócił do mieszkania.
Opanowała go jednak wściekłość bezsilna. Posiadał w swych rękach banknoty, z których
skorzystać nie mógł, a które przedstawiały dlań niebezpieczeństwo grozne. Jak wybrnąć z tak
trudnego położenia?&
Czas jakiś łamał sobie głowę daremnie & żaden pomysł nie przynosił mu ulgi.
W końcu postanowił raz jeszcze spróbować szczęścia, wślizgnąć się do pokoju drugiego
podróżnego, zabrać pieniądze, jakie ten prawdopodobnie posiadał, a natomiast włożyć mu do
kieszeni skradzione banknoty.
Jak pomyślał, tak i zrobił.
Tym razem udało mu się przewybornie. Nieznajomy spał tak mocno, że nie drgnął nawet, gdy Kroff
przeglądał jego pugilares.
Jak wiemy, profesor wiózł wówczas do Parnawy depozyt ojca Sturita  20000 rub. Kroff wyjął
15000 i na ich miejsce położył banknoty skradzione przed chwilą z pugilaresu Pocha. Notatki z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl