[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chciał, \eby cokolwiek mu przeszkadzało. Jaka spalenizna? To na
pewno tylko omam...
Ale nie było wątpliwości. Coś się paliło.
Oderwał usta od jej ust.
- Chyba... coś stało się w kuchni.
Rose otworzyła zielone oczy. Zajrzał w nie i znów wszystko inne
przestało go obchodzić.
- A mo\e mi się zdawało... - Przyciągnął na powrót jej głowę.
- Nie! - Rose wyślizgnęła się z objęć Daniela i wybiegła z pokoju. -
Coś naprawdę się pali!
Daniel wpadł za nią do kuchni. Stała, kaszląc, nad otwartym
garnkiem, gęsty dym spowijał kuchnię.
- Nasza kolacja! - jęknęła, po czym chwyciła przez grubą rękawicę
dymiące naczynie i upuściła je z hukiem do zlewu. - Wszystko na
nic!
- Zawsze mo\emy gdzieś pójść.
- Nie chcę nigdzie iść! Chciałam przygotować miły, domowy
posiłek! - Uniosła pokrywkę, buchnęło dymem jeszcze obficiej. -
Zobacz! - zdumiała się nagle. - To... to... To błyszczy!
- Błyszczy? - Jako policjant Daniel był ju\ świadkiem niejednego
zdarzenia, lecz nigdy nie spotkał się z tym, \eby błyszczało
przypalone stew.
Podszedł bli\ej i przyjrzał się zawartości naczynia. W brunatnej
bezkształtnej masie pływały srebrne nitki. Zmieszany spojrzał na
Rose.
- Niczego nie zamierzam ci tłumaczyć. - Sięgnęła po pokrywkę.
Zachichotał i chwycił ją w ramiona.
- Ale ja \ądam wyjaśnień: skąd się tu wzięły te srebrne nitki?
- Z moich pończoch. - Rose spuściła głowę. Daniel wybuchnął
szczerym śmiechem.
- Rose, skąd wzięłaś ten przepis?
- No, dalej, natrząsaj się ze mnie. Mówiłam ci, \e nie jestem dobrą
kucharką. Ale przynajmniej próbowałam.
- Jasne - opanował śmiech. - Doceniam te starania i przepraszam, \e
się śmiałem. Ale jeśli mi nie wyjaśnisz, co twoja bielizna robiła w
garnku, skręci mnie z ciekawości. Miej trochę litości, Rose.
- Przyrzekasz, \e nie będziesz się śmiał?
- Przyrzekam.
- Upchnęłam w stopie trochę przypraw.
- Trochę? Musiałaś chyba władować w to pół kilo tymianku!
- Daniel! Obiecałeś!
- W porządku - zacisnął wargi, by się nie roześmiać, i spojrzał w
sufit. - Po prostu były to pończochy ze srebrną nitką, tak?
- Nie przypuszczałam, \e wyjdą na wierzch!
- Oczywiście, \e nie. Kto mógł przypuszczać? Przyglądał się
dziewczynie, tłumiąc śmiech. Oto jedna z nowojorskich modelek,
utalentowana rysowniczka, bystra bizneswoman, namiętna
kochanka... i osoba tak słodko, tak kompletnie bezradna w kuchni!
Ta bezradna osoba usiłowała ugotować dla niego coś, co miało być
irlandzkim stew. Nawet nie wiedziała, jak bardzo mu to pochlebia.
Cisnęła rękawice na blat.
- Oczywiście, jak zwykle wszystko schrzaniłam!
- Wcale nie. - Zbli\ył się do niej i ponownie wziął ją w ramiona. -
Jest uroczo. I zapowiada się wspaniała noc.
- Daniel, bądz powa\ny. Uroczo?
- Mówię serio.
- Nieprawda. Kiedy wszedłeś, byłam utytłana mąką. Zgniotłam twój
bukiet, wylałam wino na buty, wsadziłam do garnka pończochy...
- A wszystko dlatego, \e usiłowałaś zrobić wra\enie na takim
przeciętnym facecie, jak ja. Wiesz, Rose, jak się czuję z tego
powodu? Czuję się wyró\niony.
- Tak?
- Tak!
Przyciągnął ją do siebie, zetknęli się biodrami. Oczy Rose ponownie
zaszły mgłą.
- Zaprosiłam cię wprawdzie na kolację, ale... ale mo\e to nie był
jedyny powód.
- Pozwól mi na brutalną szczerość. Nie dbam o tę przeklętą kolację.
Nie przyszedłem tu, \eby napchać \ołądek. Nie obchodzi mnie, czy
umiesz gotować, czy nie.
- Mhm - przytuliła się do niego zmysłowo - ale ja i tak mam zamiar
być dobrą gospodynią. I dobrą kochanką... - Spojrzała na niego tym
swoim spojrzeniem, od którego krew zaczynała szybciej pulsować w
jego \yłach.
Daniel przylgnął do jej warg, a ona oddała skwapliwie pocałunek.
Ruszyli w stronę salonu. Rose zrzuciła buty, Daniel rozpiął pasek.
I właśnie wtedy zabrzęczał domofon.
- To nic... Nie zwracaj uwagi. - Rose podniosła ręce, by łatwiej było
pozbyć się spódnicy.
- Cholerne domy z ochroną. - Daniel odrzucił koszulę na bok.
Jednak natrętne urządzenie wcią\ brzęczało, a gdy nie reagowali, po
chwili rozdzwonił się telefon.
- Mam automatyczną sekretarkę...
- Dzięki niech będą Bogu za automatyczne sekretarki. Rose, jesteś
taka piękna...
- Dla ciebie. - Wsunęła się w jego objęcia.
- Panno Kingsford! - odezwał się nagle męski głos z głośniczka
sekretarki - chyba powinna pani zejść na dół...
Oboje zamarli w bezruchu.
- ...bo pani matka uprawia właśnie zapasy z jakąś kobietą o imieniu
Maureen - dokończył Jimmy i się rozłączył.
- O mój Bo\e! - Rose zaczęła natychmiast szukać spódnicy, a gdy ją
znalazła, wbiła się w nią i ruszyła do drzwi.
- Rose? - Daniel był nieco zdezorientowany.
- Zapnij pasek i chodz ze mną - powiedziała, wpychając mu koszulę
w spodnie. - pozapinaj się.
- Nie masz butów.
- Racja. - Wsunęła pantofle, porwała klucze ze stołu, z ręką na
klamce obejrzała się za siebie. - Idziesz?
Uporał się szybko z paskiem i ruszył za nią.
- Cholera, nie wiem czemu, ale mam wra\enie, \e wiesz, o co tutaj
chodzi.
- Powiem ci w windzie. Nie ma czasu do stracenia. Moja matka
chodzi na siłownię i mo\e twojej zrobić krzywdę.
- Mojej matce? Krzywdę? - Daniel puścił się pędem do windy. -
Czemu przypuszczasz, \e moja matka szarpie się na dole z twoją?
Skąd by się tu wzięła?
- Wydaje mi się, \e one się znały. Jeszcze w Irlandii - oznajmiła
grobowym głosem Rose, czekając na windę.
Daniel milczał przez chwilę.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, \e twoja matka to Bridget Mary
Hogan. Nie uwierzę.
- Mo\e przekonasz się na dole. No, co jest? - Stuknęła dłonią w
przycisk na ścianie. - Gdzie jest ta cholerna winda?!
- O rany... - Daniel nie mógł otrząsnąć się z zaskoczenia. - Bridget
Mary Hogan? Ta dwulicowa baba, której machlojki odebrały
Maureen koronę Ró\y z Tralee?
Rose spojrzała krzywo na towarzysza.
- Licz się ze słowami. Bo będę musiała ci powiedzieć, \e Maureen
jest złośliwą plotkarą o twarzy owcy, która podstępnie pozbawiła
Bridget tego wyró\nienia.
Winda wreszcie przyjechała. Rose weszła do środka, lecz Daniel
wcią\ stał na korytarzu niczym wrośnięty w ziemię.
- Nie. To nie mogło się zdarzyć...
- Posłuchaj, właz szybko do tej przeklętej windy, bo na dole
przydadzą się twoje mięśnie.
- Ale Bridget Hogan nie \yje! Rzuciła się w przepaść dręczona
wyrzutami sumienia z powodu tego, co zrobiła.
- Podobnie jak twoja matka skoczyła pod pędzący pociąg.
Daniel, zapnij proszę koszulę. Moja matka lubi się oszukiwać, \e
wcią\ jestem dziewicą.
Zrobił, o co prosiła, lecz jego ruchy były powolne i niezgrabne jak u
robota albo człowieka odurzonego alkoholem.
- Czego jeszcze powinienem się dowiedzieć, \eby ostatecznie
zwariować? - zapytał.
Tego, \e chcę, abyś został ojcem mojego dziecka, odparła w
myślach, jednak na głos powiedziała co innego:
- Moja matka była w herbaciarni w czasie naszego pierwszego
spotkania. W przebraniu. To ona naciskała, \ebym zgodziła się na
rendez vous z Maureen.
- A czy moja matka zdawała sobie sprawę, czyją jesteś córką?
- Nie. - Rose zaczerpnęła powietrza, gdy\ winda właśnie się
zatrzymała. - Zresztą nie wiem. Mo\e coś podejrzewała.
Drzwi rozsunęły się niczym kurtyna w teatrze, a scena, którą ujrzeli,
była gwałtowna i pełna przemocy. Maureen i Bridget tarzały się po
podłodze, wydając niezrozumiałe wrzaski. Pojedynek był bardziej
wyrównany ni\ mo\na się było spodziewać. Bridget była zwinna,
lecz Maureen górowała nad nią wagą. Z kolei ciasna odzie\ matki
Daniela krępowała jej ruchy, podczas gdy strój matki Rose
zapewniał większą swobodę. Dokoła nich niczym sędzia krą\ył
Jimmy. Jedno z krzeseł było przewrócone, dekoracja ze sztucznych
kwiatów roztrzaskana w drobny mak.
Daniel był przera\ony, lecz momentalnie przyszedł do siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl