[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak kiwnął głową.
143
RS
Jane obserwowała go przez chwilę, jakby zastanawiając się nad
odpowiedzią.
A więc czemu wydajesz się taki zdziwiony? spytała.
Cóż, myślałem, że ty... że my... Nie mógł znalezć właściwych słów
na dokończenie swej myśli.
Jane zrobiła to za niego.
Nie przypuszczałeś, że to będzie takie łatwe? domyśliła się.
Sądziłeś, że owinę się wokół twojej nogi i będę cię trzymać ze wszystkich
sił? Pytać, jakie imiona nadasz naszym dzieciom, kiedy zaczną przychodzić
na świat? Przerwała, żeby upić łyk kawy.
Jorge wpatrywał się w nią w milczeniu. Po raz pierwszy w życiu
zupełnie zaniemówił.
Może nie mam doświadczenia w sprawach męsko damskich, Jorge
kontynuowała Jane, gratulując sobie spokoju, z jakim wypowiadała te
słowa ale nie jestem głupia. Książę nie opuszcza swego królestwa dla
pomywaczki. Dla Kopciuszka może tak, ale na pewno nie dla pomywaczki.
Teraz Jorge już naprawdę nie wierzył własnym uszom.
W ten sposób siebie traktujesz? spytał.
Symbolicznie wyjaśniła Jane. Wciąż uśmiechała się do niego z
samozadowoleniem, jak gdyby to, co się stało, nie miało zostawić w niej ani
zadry, ani głębokiej rany. Nie żałuję niczego, Jorge. Gdybym powiedziała
nie", wycofałbyś się. Wiem, że byś to zrobił. Nie chciałam powiedzieć
nie". Ostatniej nocy zdawałam sobie z tego doskonale sprawę.
Przynajmniej przez większość czasu dodała. Ale chwilami zupełnie
traciłam głowę. Teraz uśmiechały się również jej oczy. A to dlatego, że
to, co robiłeś, robiłeś tak dobrze.
144
RS
Poczucie winy Jorge wzrosło. Jane była tak niewiarygodnie
wyrozumiała. Miałby zdecydowanie lepsze samopoczucie, gdyby go
zaatakowała, napadła na niego, powiedziała, co o nim myśli, nawymyślała
mu. A tak? Czuł się jak ostatni drań.
Jane, ja nie... zaczął się niezręcznie tłumaczyć. Rzuciła okiem na
zegar wiszący na ścianie.
Czy nie mówiłeś, że masz umówione spotkanie? przypomniała mu,
nie pozwalając dokończyć zdania.
Miał. I gdyby nie było naprawdę ważne, być może by jej w tym
momencie nie opuścił.
Lepiej jednak zostawić wszystko tak, jak jest, doszedł do wniosku.
Jane ułatwiła mu sprawę. To on wszystko popsuł.
Powinien być zadowolony, że nie robi mu scen ani nie żąda, żeby
został.
Odstawił kubek i pocałował ją szybko w policzek.
Jesteś naprawdę jedyna w swoim rodzaju, wiesz o tym? spytał.
Będę musiała dopisać to na mojej wizytówce, teraz, kiedy już skreślę
Zawodową Dziewicę" odparowała ze śmiechem.
Taką ją zapamiętał, idąc do drzwi. Z uśmiechem na ustach.
Chciała, żeby taką ją zapamiętał. I wyszedł akurat we właściwym
momencie.
Jeszcze chwila, a nie byłaby w stanie kontynuować tej gry, uśmiechać
się, gdy tymczasem w głębi duszy czuła dojmujący smutek.
Niełatwo robić dobrą minę do złej gry, gdy serce rozpada ci się na
tysiące drobnych kawałeczków.
145
RS
Opuściła bezradnie ramiona, zostawiając niedopitą kawę.
Przytrzymując prześcieradło, udała się do pokoju i zaczęła zbierać
rozrzucone części garderoby.
W czasie gdy to robiła, wróciły wspomnienia minionej nocy. Raz
jeszcze przeżywała ją w wyobrazni. Zamknąwszy oczy miała wręcz
wrażenie, że czuje na sobie ręce Jorge, delikatnie pieszczące jej ciało. %7łe
czuje zapach jego skóry.
Nieważne, co mu powiedziała przed rozstaniem czy też co udawała ze
względu na niego. Wiedziała, że jest w nim zakochana. Zakochała się w nim
od pierwszego wejrzenia, w sylwestrowy wieczór, gdy podszedł do jej
stolika i zaproponował świeżego drinka.
Ale to jej problem i sama musi się z nim uporać. On nie może się
nigdy o tym dowiedzieć, nawet podejrzewać, co do niego czuje.
I prawdę mówiąc, ten krótki czas, który ze sobą spędzili, dał jej więcej,
niż mogła się spodziewać. Nigdy nie pielęgnowała fałszywego obrazu samej
siebie. Zdawała sobie sprawę ze swoich zalet, ale na pewno nie uważała się
za seksbombę.
A teraz jej, molowi książkowemu, nieśmiałej córce byłej królowej
piękności, udało się choć przez krótki czas być z mężczyzną, który stanowił
obiekt westchnień i marzeń tak wielu kobiet. Być z nim w ścisłym znaczeniu
tego słowa.
To więcej, niż miała większość kobiet, pomyślała. Z pewnością więcej,
niż kiedykolwiek się spodziewała i o czym marzyła.
Stała jeszcze przez chwilę na środku pokoju, przyciskając do siebie
rzeczy, które miała na sobie zeszłego wieczoru, starając się za wszelką cenę
nie dopuścić do tego, żeby, z jej oczu popłynęły łzy.
146
RS
Zeszłej nocy nie było powodów do płaczu. Zeszłej nocy miała powody
do radości.
Dziś jednak, tego ranka, cóż, dziś było co opłakiwać, przyznała w
duchu. Wiedziała bowiem, że Jorge nie wróci. Pozostawiła mu swobodę
wyboru, dała mu furtkę, a on skorzystał z niej z widoczną ulgą i nawet
pewnym entuzjazmem.
Przynajmniej nie będzie o niej myślał jak o jakiejś natrętnej,
histerycznej kobiecie.
Ta świadomość powinna przynieść jej pociechę, ale tak się nie stało.
Opadła na podłogę, tam gdzie stała, i rozpłakała się rzewnymi łzami.
Sally weszła do pokoju nauczycielskiego i odruchowo popatrzyła na
stół. Weszło jej to już w nawyk.
%7ładnych kwiatów? zwróciła się do Jane, która była jedyną oprócz
niej osobą w pokoju.
Od owej pamiętnej nocy upłynął przeszło tydzień. Tydzień, w czasie
którego Jane całą swoją uwagę skupiała przede wszystkim na tym, żeby nie
załamać się w miejscu publicznym.
Sama dobrze nie wiedziała, jak jej się to udawało. Rzuciła się w wir
pracy, poświęcając dodatkowy czas każdemu dziecku, które uczyła. Poza
tym podwoiła liczbę godzin wolontariatu, żeby wypełnić sobie wieczory i
weekendy. Musiała być przez cały czas zajęta. Nie chciała zostać sama ze
swoimi myślami, dopóki będą one krążyć wokół Jorge.
Wciąż jeszcze tak właśnie było. Mimo że czas miała wypełniony co do
minuty, natrętne myśli powracały, nie dając jej spokoju.
Zgodnie z jej przewidywaniami Jorge nie zadzwonił, ani też nie starał
się w jakikolwiek inny sposób z nią skontaktować.
Dlaczego niby miałby to robić?
147
RS
Z początku stanowiła dla niego wyzwanie. Teraz jednak, kiedy już się
z tym zmierzył i odniósł zwycięstwo, nie było powodu, żeby miał wracać na
miejsce swego triumfu. W końcu w morzu było jeszcze tyle innych ryb.
Aadniej szych, bardziej dostępnych.
Ale żadna z nich nigdy nie będzie cię kochać tak jak ja.
Jak gdyby miało to dla niego jakieś znaczenie. Wyda wał się czuć
znakomicie wśród tych próżnych piękności które do niego lgnęły.
Nie, żadnych kwiatów potwierdziła, usiłując nadać swemu głosowi
obojętne brzmienie.
Modliła się w duchu, żeby Sally zadowoliła się tą odpowiedzią i nie
zadawała dalszych pytań.
Najwyrazniej jednak Bóg ostatnio nie wysłuchiwał jej modlitw, bo
wszystko szło nie tak, jak by chciała.
Zamiast wyjść z pokoju, Sally podeszła do niej, ujęła ją delikatnie za
ramię i podprowadziła do kanapy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]