[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Powietrze było trochę zimne. Trochę wilgotne. Trochę milczące.
Ale co było do powiedzenia?
Godzinę pózniej Ammu delikatnie wyplątała się z jego objęć.
- Muszę iść.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Nic nie powiedział, nie poruszył się. Patrzył, jak się ubiera.
Teraz ważna była tylko jedna sprawa. Wiedzieli, że to jedyna rzecz, jakiej mogą od
siebie żądać. Jedyna. Kiedykolwiek. Oboje to wiedzieli.
Nawet pózniej, przez trzynaście nocy, które nastąpiły po tej, instynktownie trzymali
się Małych Rzeczy. Duże Rzeczy nieustannie czaiły się wewnątrz. Wiedzieli, że nie mają
gdzie pójść. Nie mieli nic. Nie mieli przyszłości. Więc trzymali się małych rzeczy.
Zmiali się ze śladów po ukąszeniach mrówek, które mieli na pośladkach. Z
niezdarnych gąsienic, które ześlizgiwały się z liści, z przewróconych na plecy chrabąszczy,
które nie potrafiły stanąć na nogi. Z pary rybek, które zawsze tropiły Weluthę w rzece i gryzły
go. Ze szczególnie pobożnej modliszki. Z maleńkiego pająka, który mieszkał w pęknięciu
ściany tylnej werandy Domu Historii i kamuflował się, zasłaniając ciało różnymi śmieciami.
Paskiem skrzydła osy. Kawałkiem pajęczyny. Kurzem. Kawałkami zgniłych liści. Pustym
tułowiem zdechłej pszczoły. Chappu Thamburan, nazwał go Welutha. Jego Wysokość
Zmieciarz. Pewnej nocy podsunęli mu nową kreację - skrawek łupiny czosnku - i poczuli się
głęboko urażeni, gdy ją odrzucił wraz z resztą swej zbroi, z której wynurzył się
naburmuszony, nagi, w kolorze smar ków. Jakby nimi pogardzał za ich gust odzieżowy. Przez
kilka dni tkwił w tym samobójczym stanie rozebrania. Odrzucona skorupa śmieci stała
sztywno, jak już niemodny światopogląd. Przestarzała filozofia. Potem rozpadła się. Chappu
Thamburan z czasem skompletował nową garderobę.
Nie przyznając się do tego przed sobą nawzajem, połączyli swój los, swoją przyszłość
(swoją miłość, swoje szaleństwo, swoją nadzieję, swoją bezgraniczną radość) z losem pająka.
Każdej nocy sprawdzali (z narastającą paniką), czy przeżył dzień. Lękali się o to, że jest taki
kruchy. Taki mały. Tak niewprawny w kamuflażu. Taki samobójczo dumny.
Z czasem pokochali jego eklektyczny gust. Jego nieporadną godność.
Wybrali go, ponieważ wiedzieli, że muszą zawierzyć kruchości. Trzymać się małości.
Za każdym razem, gdy się rozstawali, dawali sobie tylko jedną małą obietnicę:
- Jutro?
- Jutro.
Wiedzieli, że wszystko może się zmienić w jeden dzień.
I nie pomylili siÄ™ co do tego.
Pomylili się jednak co do Chappu Thamburana. Przeżył Weluthę. Spłodził potomstwo.
I zmarł naturalną śmiercią.
Tej pierwszej nocy, w dniu, w którym przyjechała Sophie Mol, Welutha patrzył, jak
jego kochanka ubiera się. Kiedy była już gotowa, przykucnęła zwrócona twarzą do niego.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Dotknęła go lekko palcami i zostawiła na jego skórze pas gęsiej skórki. Jak kreda na tablicy
szkolnej. Jak pokos wiatru na polu ryżowym. Jak smuga za odrzutowcem na niebieskim
kościelnym niebie. Ujął jej twarz w dłonie i przyciągnął ku swojej. Zamknął oczy i powąchał
jej skórę. Ammu roześmiała się.
Tak, Margaret, pomyślała. My też to ze sobą robimy. Pocałowała jego zamknięte oczy
i wstała. Welutha, oparty plecami o mangostan, patrzył, jak odchodzi.
Miała we włosach uschniętą różę.
Odwróciła się, żeby powiedzieć to jeszcze raz: - Naaley.
Jutro. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl