[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie, ale niech powie cokolwiek. Niech się odezwie. Chciał usłyszeć jej
głos. Przecież nie mogła się aż tak bardzo zmienić! Na pewno wciąż go
kocha. Nie mylił się! Nie może się mylić!
Tabitha nie spuszczała z niego oczu, nie wiedział jednak, co zdołała
wyczytać z jego twarzy. %7ładne z nich się nie ruszało. Devlin tkwił w
dziwnym stanie zawieszenia, nerwowego oczekiwania na jakiś znak, że
nie popełnił błędu, że intuicja go nie zawiodła.
- Dev - szepnęła wreszcie Tabitha. - Kochaj mnie. Tak strasznie cię
pragnę. Proszę cię, kochaj mnie.
Z okrzykiem ulgi i radości zgarnął ją z powrotem w ramiona. Coś
mówił, dużo mówił, ale nie kojarzył co. Obiecywał jej tysiące rzeczy, jakie
od zarania dziejów obiecują swym partnerkom wszyscy roznamiętnieni
kochankowie. A ona obejmowała go za szyję i spijała mu te słowa z ust.
Pragnęła Deva, kochała go. Czuła się jak w niebie. Drżącymi palcami
rozpiął jej sukienkę, następnie podsunął ją wyżej i ściągnął jej przez
głowę.
Leżała naga, ozłocona blaskiem płomieni.
- Boże, jakie śliczne - jęknął na widok jej piersi.
Zacisnął usta na różowych sutkach. Miała wrażenie, jakby przebiegł
przez nią prąd. Gładził jej rozgrzane ciało, upajał się jego smakiem i
zapachem. Nagle zaczęło mu przeszkadzać własne ubranie. Wsparłszy się
na łokciu, rozwiązał krawat, a potem niecierpliwym gestem zdarł z siebie
koszulę i spodnie.
Tabitha obserwowała go przez zmrużone powieki. Podobało jej się
to, co widzi. Po chwili wsunęła palce w ciemny zarost na torsie Deva.
Wstrzymał oddech, gdy leniwie skierowała je w dół jego brzucha.
- Kotku, doprowadzasz mnie do szaleństwa... Speszył się, gdy
niechcący rozdarł jej rajstopy. Ale zaraz o tym zapomniał. Kto by się
przejmował błahostkami, mając przy sobie tak piękną kobietę?
- Kochaj się ze mną - szepnął. - Wpuść mnie, ogrzej sobą. Pragnę
cię, potrzebuję. Och, jak bardzo...
W odpowiedzi objęła go nogami i mrucząc zmysłowo, zaczęła
całować po twarzy. W przerwach między pocałunkami powtarzała jego
imię, kusiła, by w nią wszedł. Na to czekał. Ona również. Pochłonął ich
żar namiętności.
- Dobrze, dobrze... bądz ze mną... nie wstrzymuj się... nie bój się...
tak, chodz do mnie...
- Dev!
Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Wbijając pałce w ramiona Devlina,
razem z nim wzniosła się w przestworza. A potem opadli wolno na
puszysty dywan, zziajani, spoceni i szczęśliwi. Devlin przytulił ją do
piersi. Wiedział, że nigdy jej nie puści. Należała do niego.
Minęło wiele czasu, zanim się poruszyła. Kiedy otworzyła oczy,
ujrzał w nich wyraz rozmarzenia i błogości.
- Jesteś niesamowita, Tabi. - Podparłszy się na łokciu, rozciągnął
usta w ciepłym, porozumiewawczym uśmiechu. - Boska.
- Ty też, smoku. Jesteś władczy, bezczelny, ale wspaniały - rzekła
sennym głosem.
- Zmęczona?
- Uhm. Wykończona. Najpierw się ze mną mocujesz, potem
kochasz. To bardzo wyczerpujące, wiesz?
- Też jestem zmęczony - przyznał ze śmiechem.
- Co ty powiesz?
- Chyba powinniśmy przenieść się do łóżka.
- Słusznie. Kiedy wstali z dywanu, ogień w kominku powoli dogasał.
Objęci, skierowali się przez hol do sypialni.
- Powinienem cię zanieść na rękach - Devlin westchnął ciężko - ale
obawiam się, że mógłbym stracić równowagę i oboje wylądowalibyśmy na
podłodze. Ta cholerna noga...
- Nie zauważyłam, żeby ci w czymkolwiek dziś przeszkadzała -
oznajmiła lekko Tabitha. - Nie miałam szansy, prawda?
- Wymknąć mi się? %7ładnej. - Otworzył drzwi sypialni. - Nie
puściłbym cię. Tabi...?
Akurat zamierzała ściągnąć z łóżka atłasową narzutę.
- Słucham, Dev?
- Obiecaj, że ty też mnie nie puścisz. - W jego głosie pobrzmiewała
nuta błagania.
- Nie puszczę. Wskakuj do łóżka, Dev. Zawahał się. Stał bez słowa,
patrząc, jak Tabitha wsuwa się pod kołdrę. Dopiero po chwili poszedł za
jej przykładem. O co chodzi? - zastanawiał się, leżąc w ciemności i
gładząc Tabi po ramieniu. Dlaczego wciąż czul igiełki, ten dziwny
zwiastun zbliżającego się nieszczęścia? Przecież zdobył tę kobietę, trzymał
ją w ramionach. Był pewien, że gdy to się stanie, igiełki znikną...
Nie myślał o tym, kiedy kochali się przed kominkiem. Ale teraz, gdy
emocje opadły, znajomy niepokój powrócił ze zdwojoną siłą. Dlaczego, do
licha? Przytulił Tabi mocniej, jakby szukał pociechy w jej nagrzanym
ciele. I znalazł. Wzdychając błogo, zapadł w głęboki sen. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl