[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wieczorów.
16
Wracaj do Nowego Jorku.
Przez trzy noce z rzędu starałem się ją ignorować, ale ona tym uporczywiej wracała, więc
postanowiłem się z nią rozprawić. Wiedziałem ju\ co zrobić.
Po pierwsze, Nowy Jork to najwyrazniej nie była moja sprawa. Po prostu nie lubiłem tego
miejsca i najwyrazniej nie byłem stworzony do tego, \eby tam mieszkać. Na ka\dym kroku
wychodziła na jaw moja ignorancja, a sama nazwa  Nowy Jork kojarzyła mi się z uczuciem
za\enowania. Ponowne pozostawienie Gwen i dzieci po tak krótkim czasie byłoby ze wszech
miar niewłaściwe. Nie będę jechał osiem godzin tam i kolejnych osiem z powrotem dla samej
przyjemności wygłupienia się po raz drugi. Co zaś do tego, by znowu prosić o pieniądze na
podró\, nie wchodziło to w rachubę. Ci rolnicy i górnicy i tak dawali więcej ni\ powinni. Jak
mógłbym im to wyjaśnić, skoro sam jeszcze nie rozumiałem tego nakazu powrotu do miejsca,
które było świadkiem mojej pora\ki? Nie miałem większej ni\ poprzednio szansy na
spotkanie z tymi chłopcami. Co więcej, była ona nawet mniejsza, bo w oczach władz miasta
uchodziłem za wariata. Za \adne skarby świata nie zwróciłbym się do moich wiernych z
podobną propozycją.
A jednak ta nowa myśl była tak natarczywa, \e we środę wieczorem znów stanąłem za
kazalnicą i poprosiłem moich współwyznawców o pieniądze na powrót do Nowego Jorku &
Reakcja ludzi była naprawdę zadziwiająca. Znowu jeden po drugim wstawali, wychodzili
naprzód i kładli swe ofiary na komunijnym stole. Tym razem ludzi było du\o więcej, mo\e ze
150 osób. Ale, co ciekawe, ofiara wyniosła niemal dokładnie tyle samo, co poprzednim
razem. Kiedy policzono ju\ wszystkie monety i nieliczne banknoty, było tego akurat tyle,
\eby znowu pojechać do Nowego Jorku. Zebrano siedemdziesiąt dolarów.
Następnego ranka Miles i ja przed szóstą byliśmy ju\ w drodze. Pojechaliśmy tą samą trasą,
zatrzymaliśmy się na tej samej stacji benzynowej, wjechaliśmy do Nowego Jorku przez ten
sam most. Kiedy nim jechaliśmy, modliłem się tak:  Panie, nie mam najmniejszego pojęcia
czemu pozwoliłeś, \eby wszystko potoczyło się właśnie tak, jak to było w zeszłym tygodniu,
ani dlaczego znów do tego wszystkiego wracam. Nie proszę Cię o to, \ebyś mi objawił swój
zamysł, ale pokieruj moimi krokami .
Ponownie znalezliśmy się na Broadwayu i pojechaliśmy na południe jedyną znaną nam ju\
trasą. Jechaliśmy wolno. Nagle ogarnęło mnie niewiarygodnie silne przeświadczenie, \e
właśnie teraz powinienem wysiąść z samochodu.
 Zaparkuję gdzieś tutaj  powiedziałem do Milesa.  Chciałbym się tu trochę rozejrzeć.
Znalezliśmy wolne miejsce.
 Niedługo wrócę. Właściwie sam nie wiem, czego szukam.
Zostawiłem Milesa w samochodzie i ruszyłem ulicą przed siebie. Nie byłem jeszcze nawet w
połowie drogi do następnej przecznicy, kiedy usłyszałem czyjś głos:
 Hej, Davie!
Nie obejrzałem się, myślałem, \e to jakiś chłopak woła swojego kumpla. Ale wołanie rozległo
się znowu.
 Hej, Davie! pastorze!
Tym razem się obejrzałem. Sześciu nastolatków podpierało ścianę budynku, na której widniał
napis:  Zakaz włóczęgostwa. Policja ma prawo zatrzymywania podejrzanych osób . Mieli na
sobie wąskie spodnie i kurtki zapinane na błyskawiczny zamek. Wszyscy oprócz jednego
palili papierosy i wszyscy wyglądali na znudzonych.
Siódmy chłopak odłączył się od grupy i szedł za mną.
Z sympatycznym uśmiechem na twarzy zagadnął:
 Czy to nie ty jesteś tym kaznodzieją, którego wywalili z procesu w sprawie Michaela
Farmera?
 Tak. Skąd wiesz?
17
 Wszędzie były twoje zdjęcia. Masz twarz, którą łatwo zapamiętać.
 Dzięki.
 To nie komplement.
 Ty znasz moje imię, ale ja nie znam twojego.
 Mam na imię Tommy. Jestem szefem Buntowników.
Zapytałem Tommy ego, przywódcę Buntowników, czy ci chłopcy pod napisem  Zakaz
włóczęgostwa to jego kumple, a on zaproponował, \e mnie z nimi zapozna. Zachowali ten [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl