[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ukazała cała mądrość Planu Langriego i już nikt nigdy nie kwestionował tego, że zawsze
trzeba wiedzieć, gdzie znajdują się obcy.
Fornri zamartwiał się, że tak niewiele spraw mogli rozwiązać i że coraz więcej członków rady
wypowiadało się za nie przemyślanymi posunięciami, czasem nawet nie uwzględniając Planu.
Zdawał sobie sprawę, iż wkrótce straci przywództwo na rzecz Narrifa, który występował
przeciwko prawie wszystkim jego decyzjom, czym się przejmował nie dlatego, żeby Narrii
nie mógł sobie poradzić z tą funkcją, ale ponieważ obawiał się, że nie będzie postępował
zgodnie z Planem.
Wszystkie wydarzenia następowały tak, jak przewidywał Plan, każda instrukcja, do której się
zastosowali, z łatwością przynosiła spodziewane skutki i Fornri nie potrzebował przedstawiać
dalszych dowodów nieomylności Langriego. Albo będą robili wszystko zgodnie z Planem,
albo stracą swoją planetę i sami ulegną zagładzie.
Los jego ludu zależał od tego, czy pozostanie przywódcą, a było mu coraz trudniej kierować
tymi ludzmi. Nawet jeśli Plan jasno podawał, co należy robić, czasem niemożliwością było
ustalenie, kiedy to trzeba uczynić.
- Rozmawiałeś już z Airkiem w sprawie kontaktu z prawnikami? - prawie codziennie pytał
Fornriego Narrif.
- Pytam go po kolei w sprawach, o których mówił Langri - odpowiadał Fornri.
- Czy ciągle jeszcze sprawdzasz jego przyjazń!? - wykrzykiwał Narrif. - Z całą pewnością
Airk jest przyjacielem godnym zaufania.
Fornri mógł po prostu odpowiedzieć, że zgadza się z tą opinią, ale kiedy tylko się dało, wolał
raczej postępować zgodnie ze wskazówkami mądrości Langriego, niż opierać się na własnym
sądzie; wówczas jednak Banu przypominał im, co trzeba.
- Langri powiedział, że prawdziwy przyjaciel nie ma nic przeciwko sprawdzaniu, czy jest
godny zaufania, czy nie.
Pozostawała jeszcze sprawa tych kryształów. Langri mówił, że trzeba je jak najszybciej
zamienić na kredytki, lecz obawiali się wspominać o nich komukolwiek, dopóki w pełni nie
zrozumieją, co mają zrobić i nie znajdą sprawdzonych przyjaciół. Sam Langri ciągle im
powtarzał, że jeśli nie będą czujni, obcy ich wykorzystają.
Najtrudniej było ustalić, przeciw komu skierowany jest Plan. Nie mogli zidentyfikować
swego wroga. Niektórzy uważali, że jest nim ambasador, ale nie było na to dowodów, a poza
tym wydawało się, iż ambasador szczerze pragnie im pomóc. Ponadto sam Langri powiedział,
że główny wróg może równie dobrze przybyć dopiero po wielu latach od czasu lądowania
pierwszego statku kosmicznego.
Fornri czuł się coraz bardziej wyobcowany wśród pozostałych członków rady. Najbardziej go
bolało, że Dalia często przyłączała się do jego przeciwników. Upłynęło wiele czasu od
momentu, gdy spędzali razem chwile radości, a i spoczywające na nim obowiązki przywódcy
były mu coraz większym ciężarem.
Ale teraz znali już wroga.
Wszyscy wysłuchali Banu recytującego bezbarwnym głosem to, co Langri powiedział o
pierwszej osobie, która wpadnie na pomysł zbudowania ośrodka wczasowego na ich planecie,
po czym niezdecydowanie zgodzili się, że osobą tą jest ambasador.
- Co robimy? - spytała Dalia. Fornri nie wiedział.
- Langri tak wiele nam powiedział - rzekł powoli - a my tak mało rozumiemy.
- Co zrobi ambasador? - zapytała Dalia. - Co on może zrobić? Nikt nie wiedział.
- Musimy w dalszym ciągu wszystko uważnie obserwować - zaproponował Fornri i
przynajmniej z tym nikt nie mógł się nie zgodzić.
Obserwowali i czekali, ale nic się nie wydarzyło. Jeden z członków personelu ambasady,
Hirus Ayns, odleciał na pokładzie statku kurierskiego, by odwiedzić rodzinę. Ich przyjaciel,
Arie Hort, był coraz bardziej czymś zaaferowany, a kiedy Fornri go spytał, czym się tak
martwi, odpowiedział tylko, że dzieje się coś dziwnego i że nie może ustalić, co to jest.
Wszystko jakby pozostało po staremu. Ambasador codziennie przechadzał się i coś im
proponował, a oni zwykle odmawiali, uprzejmie dziękując. Córka siostry ambasadora w
dalszym ciągu spędzała całe dnie na plaży, nie robiąc w ogóle nic, i to także uznali za
niezrozumiałe. Posępny nastrój Arica Horta przestał być dla nich zagadką, gdy Dalia
zauważyła, że już się go nie widuje w towarzystwie panny Warr.
Idąc na przełaj przez las w pobliżu ambasady, Fornri nagle usłyszał słaby, przenikliwy gwizd
zbliżającego się statku kosmicznego. Zdziwiony zatrzymał się i nasłuchiwał. Statek kurierski
miał wylądować dopiero za wiele tygodni, a inne statki nie przylatywały na Langri.
Po chwili mógł już rozróżnić drugi gwizd, a potem trzeci i rzucił się do biegu. Kiedy dotarł na
skraj lasu, zobaczył, że dwa statki stoją już na lądowisku, a trzeci właśnie siada na ziemi.
Stanął, żeby im się przyjrzeć, gdyż poza krążownikiem bojowym były to największe statki,
jakie kiedykolwiek widział.
Pobiegł w ich stronę.
Człowiek, z którym rozmawiał ambasador, miał na sobie mundur przypominający nieco [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl