[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na związanie się z tą bogatą dziewczyną. I nie przypu­
szczał, żeby ona mogła o tym marzyć.
Abby czuła się odrobinę nieswojo, choć nie potrafiła
nazwać stanu, w jakim się znajdowała, stojąc naprzeciw
Graya podczas zapadającego zmroku. Przeszedł ją
dreszcz, mimo ochładzającego się powietrza zrobiło jej
się jakby odrobinę duszno. Ubranie zaczęło ją nagle
cisnąć.
Czuła się zdecydowanie nieswojo. Pomyślała, że
czas rozładować napięcie i zaczęła mówić:
- Zmieniłeś się tak bardzo, że kiedy znalazłam cię
na dnie wąwozu, ledwie cię rozpoznałam. Po części to
chyba z powodu włosów... Kiedyś nosiłeś długie, a te­
raz masz krótkie. Dlaczego właściwie je ściąłeś?
Gray oderwał wzrok od Abby i popatrzył znów
- Chyba pamiętam cię ze szkoły - odezwał się. - To
ty byłaś tą dziewczynką, której dokuczali najgłupsi
chłopcy. Przypominam sobie, że nie pozwalałaś sobą
pomiatać i nieraz odpłacałaś im pięknym za nadobne.
- Gray uśmiechnął się pod nosem, przypomniawszy so-
bie małą Abby rozdającą ciosy dwukrotnie większym
od siebie osiłkom. Szanował wówczas tę dziewczynkę
najbardziej ze wszystkich białych ludzi, jakich w życiu
widział.
A więc tak wygląda ta mała, zadziorna osóbka po
latach... Abby popatrzyła mu w oczy.
- Raz mnie obroniłeś, pamiętasz? - spytała. - Dwaj
starsi chłopcy chcieli mnie pobić, leżałam na ziemi...
Stanąłeś przy mnie i powiedziałeś, że najpierw będą
musieli pobić ciebie.
Gray pokręcił głową. Nie przypominał sobie tej sy­
tuacji. Wierzył jednak, że tak było. W tamtym roku miał
ochotę dać się we znaki wszystkim łobuzom, którzy
dokuczali tej dziewczynce. Nieraz zastanawiał się
w późniejszych latach, na kogo wyrosła.
- Możesz nie pamiętać - powiedziała Abby. - Wąt­
pię, żebym wydawała ci się wówczas interesująca.
- Bardzo się zmieniłaś się od tamtego czasu - odparł
Gray. - Dorosłaś.
- Ty też...
Gray zaczerwienił się, słysząc ton jej głosu. Przez
chwilę przywoływał wspomnienia o nastoletniej dziew­
czynce, ale teraz stała przy nim atrakcyjna kobieta.
CUDEM OCALENI
- Ale przecież żyjesz we współczesnym świecie...
- odpowiedziała. - Czy ciągle musicie zadawać sobie
rany?
Gray odwrócił się ku niej, oparł lekko dłoń na jej
ramieniu i odparł:
- Czczę zmarłych zgodnie z naszą tradycją. Zrobi­
łem to częściowo dlatego, żeby dziadek był ze mnie
dumny. Ale przede wszystkim ze względu na szacunek
dla naszej tradycji, na identyfikację z naszym plemie­
niem. Moi przodkowie byli Komańczami i ja jestem
Komanczem.
- Rozumiem.
Abby nie rozumiała jednak wszystkiego, a na jej
twarzy było widać zakłopotanie.
- Pomyśl - mówił więc dalej. - Przed chwilą powie­
działaś, że przodkowie przekazali ci swoje podejście do
życia, zaszczepili w tobie szacunek do tradycji, do zie­
mi i przyrody, miłość do rodzinnego dziedzictwa. To
coś bardzo podobnego.
Abby skinęła głową.
- Wiem, ale... przecież nie ranimy się celowo, ale
by uczcić pamięć przodków.
Gray uśmiechnął się lekko.
- A ja nie rozumiem, dlaczego biali ludzie mają tak
wielką potrzebę posiadania... własnego terenu, budyn­
ków, przedmiotów - odparł. - W końcu, wszyscy ma­
my takie samo naturalne prawo żyć na tym świecie, ale
jeżeli źle go traktujemy, możemy go zniszczyć. - Wes-
LINDA CONRAD
w stronę mustanga, opierając się o ogrodzenie. W ciszy
słychać było trzepotanie skrzydeł nietoperzy, parska­
nie koni i stłumione odgłosy zespołu strojącego instru­
menty.
- To przez wzgląd na naszą plemienną tradycję - od­
powiedział Gray.
Abby czekała z zainteresowaniem na dalszy ciąg je­
go słów, pragnęła słuchać tego mężczyzny, poznać jego
tajemnice, które na pewno zwykle skrywał przed bia­
łymi.
- Ścięcie włosów to u Komanczów oznaka żałoby
- wyjaśnił. - Jestem w żałobie po śmierci matki. Neme-
ne na różne sposoby okazują cześć tym, którzy odeszli
do krainy przodków.
- Na jakie sposoby? - spytała zaciekawiona Abby,
niewiele myśląc.
Gray popatrzył na nią z ukosa, zastanawiając się, czy
ma opowiadać o tym prawie obcej kobiecie, nieznającej
tradycji jego ludu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl