[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wydającymi ostatnie tchnienie. Taki manewr działał niezawodnie. Znikali jak
kamfora.
Ci, którzy zostawali, spragnieni nauki, oczekiwali ode mnie głębi i dramatyzmu.
Pozostałości natury ludzkiej skazywały ich nadal na role  przekonania, oczekiwania.
Sądzili, że przybliżę im fakty głosem udręczonego poety, ale nasz stan nie
przypominał bynajmniej wyrobionych w nich wyobrażeń. I nie miałam wcale
zamiaru czegoś takiego udawać.
 Proszę o uwagę  mówiłam takiej grupie.  Zmysły, które dawniej łączyły was z
waszą cielesnością, uległy przeobrażeniu. Czy ktoś odnotował zmianę słuchu? Tak?
Przedtem, kiedy mieliście uszy cielesne, słyszeliście jedynie w określonym paśmie
częstotliwości. Ciało niosło pewne ograniczenia. Teraz zmieniły się zasady. Bez
trudu potraficie wyłowić pojedyncze dzwięki lub rozmowy w hałaśliwych miejscach.
Wychwycicie również dzwięki w całkowitej dla was, do niedawna, ciszy albo z
odległości, z której przedtem nic nie słyszeliście. Rozpoznacie subtelne niuanse w
głosach ludzi. W obecnym stanie dużo łatwiej zrozumieć sens bądz intencję ludzkich
wypowiedzi.
Przejdzmy do wzroku. Ciemności nie stanowią teraz dla nas przeszkody. Nie
widzimy wprawdzie tak samo jak dawniej. Poprzednio nasz wzrok zależał od reakcji
chemicznej między światłem a naszymi komórkami. Teraz owe ograniczenia
ustąpiły. W obecnym stanie nigdy nie doświadczycie zupełnej ciemności. Nie
pozwala na to wasza nowa wrażliwość. Jaskrawe światło też was nie oślepi. Rażeni
blaskiem lśniących powierzchni lub słońcem, nie będziecie musieli mrużyć oczu jak
dawniej.
Węch i smak są powiązane, tak jak przedtem. W tym stanie skupienia nie
czujemy smaku, możemy za to utrzymywać zapach, podgrzewając lub chłodząc
powietrze. Jest on, nawiasem mówiąc, teraz bardziej intensywny, bo nie ogranicza
nas ciało. Wonie zatem wydają się głębsze, słodsze, bardziej aromatyczne lub
cierpkie. W powietrzu roi się od molekuł, a pewne ich konfiguracje pozwalają
odtwarzać poszczególne zapachy. Drogie panie, tak powstała większość waszych
perfum. Teraz już wiecie, czasem nieświadomie, że każdy człowiek ma swój zapach.
W nowym stanie będzie wam go łatwiej poznawać. Zauważycie również, że ludzie
będą przesyłali wam sygnały, o czym myślą. Myśli można wywąchać. Jeżeli ktoś
wspomina miły letni dzień, pochwycicie zapach słodkiej bryzy i lemoniady. To woń
jego wspomnienia.
 A dotyk?
Zawsze ktoś wyrwał się z pytaniem, zanim przeszłam do najgorszego.
 Dojdziemy i do tego. Proszę was teraz o szczególną uwagę. Istnieją trzy zasady.
Po pierwsze, musicie zostawić w spokoju najbliższych. Zostało w was coś
znajomego, co łatwo wyczują. Mąci im to w głowach. Można zajrzeć z krótką wizytą,
lecz pod żadnym pozorem nie zostawać dłużej.
Po wtóre, nie wolno krążyć przy własnym miejscu pochówku, czy jest to grób,
czy nie. Pozostawalibyście wówczas w pobliżu własnych szczątków, w których
upatrywalibyście siebie. Fizyczna nieobecność byłaby co najmniej myląca.
I wreszcie, nie wolno dotykać. Wszelkie próby wywołują jedynie tęsknotę za
światem namacalnym, której nie sposób zaspokoić, a zatem pada się ofiarą własnych
wspomnień. Kontakt z oddychającymi, z żywymi, może być niebezpieczny, wręcz
zgubny. Niektórzy z was zdołają przekuć własną energię w powłokę dawnych siebie,
ale nie dajcie się zwieść. Po prostu nie macie już dawnej budowy, niezbędnej dla
dotyku, który wydałby się wam znajomy lub zadowalający.
 Ale...  rozlegał się zawsze głos sprzeciwu.
 Po wyjaśnienia proszę zgłosić się do mnie pózniej. Są pytania?
 Czy jesteśmy duchami?
 Nazywajcie się, jak chcecie. Istnieje również wiele innych określeń.
Następnie wygłaszałam im przemówienie na temat wspólnych elementów między
naszymi dawnymi ciałami a powietrzem. Wyjaśniałam hipotezę subatomowych
cząsteczek, które pozostają, kiedy ciała odmawiają nam posłuszeństwa, i wcale nie
giną w atmosferze. Energia łącząca te cząsteczki daje nam wyostrzone zmysły i
możliwość manipulacji materią. Mnie się to ograniczenie wydawało zrozumiałe.
 Czy jesteśmy zbudowani z ektoplazmy?  pytał ktoś inny.  Czyli z takiej białej
mazi. Pewno widziałaś na filmach.
 Bzdura.
Mój ton ucinał dalszą dyskusję.
 W takim razie, jak to jest, że wszystko pamiętam? pytał ktoś, wracając do
poważnych kwestii.
 Powłoka fizyczna, która okrywała twój umysł, znikła, ale umysł pozostał 
odpowiadałam.
Milczenie. Następnie padały komentarze w rodzaju  coś takiego ,  niesamowite ,
 niemożliwe .
 Macie jeszcze jakieś pytania?
 Co się stanie, jeśli złamiemy zasady?
 Będziecie musieli ponieść konsekwencje.
 Jakie?
 Ból, jakiego nigdy przedtem nie zaznaliście... ani nie zadaliście.
Mówiłam to tak ponurym, zimnym głosem, że rozsypywali się w wiązki iskierek.
Przestawałam wtedy być zwykłą nauczycielką, zaufaną przewodniczką, pomagającą
przebrnąć trudy pierwszych dni. Przestrzegałam z własnego doświadczenia. Bo coś
podobnego przeżyłam. Pamiętałam trzyletnią Donnę, nagą i samotną, która marzyła
tylko o tym, żeby ktoś ją znów przytulił. Pamiętałam Andrew, nagiego,
oszołomionego, zakrwawionego, zdruzgotanego.
Dla tych, którzy nie przenieśli się od razu w zaświaty, miałam dalsze rady. Na
początek, jak manipulować materią.
 Wystarczy odrobina koncentracji  mówiłam.  Najpierw będziecie popełniać
błędy, dlatego uważajcie, gdzie ćwiczycie. I pamiętajcie, że nie wolno używać rąk.
Sprawiałam, że doniczka robiła pełne okrążenie nad ich pointylistycznymi
głowami albo przesuwałam serwantkę po podłodze przez któregoś z nich.
Wzdychali jak zahipnotyzowane dzieci.
*
Mrozny listopadowy ranek, 1926 rok. Wpadam na panią Delacourt w drzwiach
sklepu obuwniczego na Canal Street i upuszczam paczkę. Nie widziałyśmy się od
czasu mojej matury, czyli blisko półtora roku. Etykieta nakazywałaby wymienić
elegancki uścisk ręki, ale pani Delacourt obejmuje mnie serdecznie. Przyjmuję
zaproszenie na obiad jeszcze tego i samego dnia u niej w domu.
Jadę tramwajem, żeby nie zmarznąć po drodze. Kiedy siadam na drewnianej
ławce, czuję gęsią skórkę na całym ciele, a w środku mrowienie. O dziwo, mimo
upływu czasu emocjonuję się tą wizytą tak samo, jak wtedy, kiedy byłam małą,
ciekawską dziewczynką.
Pamiętam siebie w gronie tych odważnych, rezolutnych kobiet i panią Delacourt
przewodzącą grupie sufrażystek. Cicho przeglądałam książki w kącie i poznawałam
metody, którymi przekonywano dżentelmenów u władzy o tym, że głos wyborczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl