[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stole znacznie większą porcję dla siebie i usiadł naprzeciwko niej.
- Tak? - spytała słabo, spoglądając z przerażeniem na talerz,
który przed nią stał.
- Tak. Pokażę ci twoją posiadłość i okolicę, żebyś wiedziała
czego możesz się tu spodziewać.
Jan westchnęła z rezygnacją postanowiła tym razem pozwolić
mu pokierować sobą Był to całkiem rozsądny pomysł.
- Czy mówił ci ktoś, że zachowujesz się dość władczo? - spytała
uprzejmie.
- Od czasu, gdy skończyłem szkołą, to nie - odpowiedział z
łobuzerskim uśmiechem. - Teraz mówią, o mnie tylko, że jestem
dominujący i autokratyczny, albo po prostu, że jestem tyranem i
despotą
- Nie chciałam być niegrzeczna - powiedziała z przekazem.
- Mama uczyła mnie dobrych manier.
- I odniosła sukces.
Jan nie miała ochoty na dalszą dyskusją, ponieważ on był bardzo
zadowolony z tego, że tak go oceniano.
50
RS
- Może najpierw mi pokażesz, jak doprowadzić do tego, żeby w
tym domu dało się jako tako mieszkać - zaproponowała.
- Udało mi się tylko włączyć wodą, nie powiodło mi się
natomiast z piecem.
- Najpierw skończ śniadanie.
Ze zdziwieniem stwierdziła że nie przyszło jej to z trudem.
- Resztki bekonu damy mewom - powiedziała. - Tak robiliśmy
zawsze, gdy byliśmy nad morzem.
- Pamiętaj, że żywność musisz trzymać w szczelnie zamkniętych
pojemnikach - przestrzegł ją - Inaczej szybko będziesz tu miała
szczury.
- %7łartujesz sobie ze mnie, prawda? - Jan aż się wzdrygnęła.
- Nie, tak wygląda życie na wsi - odparł spokojnie.
- Jaki był mój dziadek? - spytała nagle.
- Uparty i inteligentny.
- Czy mówił kiedykolwiek o... - Głos jej nieznacznie zadrżał.
- O rodzinie? - skończył za nią - Nie. W ogóle był bardzo
zamknięty, z nikim nie był naprawdę, blisko. Kupował od nas
warzywa od czasu do czasu rozmawialiśmy, ale był samotnikiem. -
Spojrzał na Jan. - Wiem na pewno, że kochał to miejsce. Bardzo dużo
czytał i chodził na spacery. To w zasadzie wszystko, co mogą o nim
powiedzieć.
Ciekawe, czy Kear próbował opiekować się jej dziadkiem. To
było bardzo prawdopodobne. Pewnie po deszczach, albo wtedy, gdy
go długo nie widział, przyjeżdżał tu pod jakimś pretekstem, żeby
51
RS
sprawdzić, czy wszystko w porządku. Poczuła ulgą że jej dziadek nie
był całkiem opuszczony.
- Prawnik powiedział mi, że farma dziadka ma sto tysięcy akrów
- zagadnęła.
- Dużą część ziemi zarósł z powrotem busz. Odzyskanie tych
ziem byłoby bardzo kosztowne, podobnie zresztą jak ich utrzymanie.
Pewnie z punktu widzenia farmera zarastanie ziemi przez busz
jest problemem, jednak na jej plany nie miało to wpływu.
- Wspaniałe śniadanie, dziękuję. - Wstała od stołu. - Pozmywam.
- Pomogę ci.
Pracowali w milczeniu. Jan podawała mu umyte naczynia a Kear
je wycierał i odstawiał na miejsce.
Wcześniej pokazał jej, jak manipulować pokrętłami piecyka
żeby ustawić właściwą temperaturę wody i co robić, żeby piecyk nie
zgasł. Okazało się że jest to dziecinnie proste. Potem pokazał jej
jeszcze, jak zapalać spirytusowe lampy, które stały w każdym
pomieszczeniu.
Jan pomyślała że jednak ta noc dała mu się we znaki i woli
nauczyć ją wszystkiego, niż tu znowu przyjeżdżać.
Pojechali samochodem Keara który był bardziej odpowiedni do
tych warunków jazdy niż jej sportowe auto. Jan z lekkim niepokojem
pomyślała że jazda po tych drogach nie wpłynie najlepiej na stan
zawieszenia jej samochodu.
Land-rover bez trudu wspinał się na coraz to nowe wzgórza
porośnięte drzewami kauczukowymi i pohutukawy. Wyruszyli grubo
52
RS
przed dziewiątą więc nie było jeszcze upału, wokół pachniały kwiaty i
ocean, wśród drzew śpiewały ptaki. Jan zdała sobie nagle sprawą, że
pierwszy raz od bardzo dawna czuje się szczęśliwa bez żadnego
powodu. Przepełniała ją radość z tego, że żyje. Coś takiego nie
zdarzyło jej się chyba od dzieciństwa.
- Bardzo tajemniczo się uśmiechasz... - przerwał milczenie Kear.
- Myślą sobie, że jeżdżenie rankiem po zielonych wzgórzach,
oglądanie buszu i błękitnego oceanu w oddali, to całkiem przyjemne
zajęcie - wyznała szczerze.
- O tak, zgadzam się z tobą,
- Powiedz mi, dlaczego do gospodarstwa mojego dziadka nie ma
osobnej drogi, tylko jezdzi się przez twoją farmą? - spytała.
- Tak jest od wielu lat. Dawniej za ziemią twojego dziadka były
jeszcze inne farmy, ale zbankrutowały. Budowanie okrężnej drogi do
jednego tylko domu byłoby bardzo kosztowne. Mój ojciec wyraził
zgodę na to, by twój dziadek korzystał z jego dróg - wyjaśnił Kear.
- To bardzo miłe ze strony twojego ojca.
- Natomiast twój dziadek zgodził się dać nam prawo
pierwokupu, gdyby zdecydował się sprzedać farmą.
- Ale nigdy nie chciał jej sprzedać... - mruknęła Jan i już
otworzyła usta żeby wyznać Kearowi, że ona najprawdopodobniej też
jej nie sprzeda ale nic nie powiedziała. Z niezrozumiałych dla siebie
powodów postanowiła że nie będzie tak od razu wykładać kart na stół.
- A dlaczego twoja farma nazywa się Papanui?
53
RS
- Tak wiele lat temu nazwali tą ziemią Maorysi. Papanui w ich
języku oznacza wielki samolot, ale nikt nigdy nie słyszał, żeby tu
kiedykolwiek było lotnisko. Tereny są zupełnie nieodpowiednie.
Prawdopodobnie dlatego tak się nazywa że w koronach drzew
mieszkało tysiące ptaków. Ale nikt nie wie tego dokładnie... To mało
znana historia.
Dojechali do granicy między ich farmami i Jan z przykrością
stwierdziła że jest niezwykle wyrazna. Aąki Keara były zielone, a jej -
wypalone słońcem, porośnięte chwastami i zaniedbane.
Nieco się zdziwiła gdy spostrzegła że jadą w głąb farmy Keara.
- Myślałam, że wybieramy się na objazd moich ziem... -
powiedziała.
- Tak, ale mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że
wpadnę do domu, żeby się przebrać? - uśmiechnął się.
- Oczywiście, że nie.
Pomyślała że gdyby można było sprzedawać takie uśmiechy, to
Kear byłby najbogatszym mężczyzną na świecie, bo każda kobieta
kupiłaby sobie co najmniej jeden.
54
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl