[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szczur... Jakie to wyrafinowane...
Niech pan mnie puści!
Ja pragnÄ™ ciÄ™, Tess.
Co?!
PragnÄ™ ciÄ™, Tess. Jak wariat. Ale to nigdy nie
będzie przedmiotem naszego targu, o nie! Ty sama
zadecydujesz. Będziesz sobie to przemyśliwać, roz-
ważysz wszystkie za i przeciw. A pewnej nocy
obudzisz się i pomyślisz, że to jednak musi się stać...
I tak siÄ™ stanie, Tess, ja to czujÄ™, kiedy teraz ciÄ™
dotykam, kiedy jesteÅ› tak blisko mnie...
Oszalałeś!
Czyżby?
Pochylił głowę. Nie miała wątpliwości, że zaraz
ją pocałuje.
Z nadziejÄ… w sercu 119
Nie! krzyknęła, ale to był króciutki krzyk, bo
on już ją całował, a ona zaczynała roztapiać się
w tym pocałunku. Pełna nienawiści do siebie za
swoją uległość, i do niego, że miał rację. Ona na
pewno go zapragnie, ona już pragnęła.
Nagle przestał całować, jego usta musnęły jesz-
cze jej czoło i policzek.
Tak, jestem egoistą powiedział cicho.
Na chwilę przestał być czujny, a ona nie mogła
nie wykorzystać tej sposobności. Ugodziła go kola-
nem, co prawda nie tam, gdzie chciała. Była jednak
pewna, że zrobiła mu na udzie porządnego siniaka.
Porucznik jęknął, szare oczy błysnęły gniewnie.
Panno Stuart, jeszcze jeden taki gwałtowny
ruch i zapomnę, że jestem dżentelmenem...
Wielki mi dżentelmen! Pan tak szafuje tymi
swoimi ustami, że aż przykro! Bo nietrudno się
domyślić, gdzie one były ubiegłej nocy!
Gdzie były ubiegłej nocy... powtórzył prze-
ciągle. Jego oczy znów zabłysły. Ejże, panno
Stuart! Pani jest zazdrosna!
Nigdy w życiu!
Uniosła dumnie głowę i ruszyła w drogę powrot-
ną wąską ścieżką, wijącą się wśród drzew. Zcigał ją
cichy głos porucznika, który kroczył za nią.
Ja poczekam na paniÄ…, panno Stuart. Poczekam
cierpliwie.
A czekaj pan do sÄ…dnego dnia!
Oj, chyba tak długo czekać nie będę.
Oj, chyba tak. Nie wszystkie kobiety sÄ… tak
chętne jak panna Eliza.
120 Heather Graham
Amniesięwydaje, żewszystkie. Wgłębi serca...
Pan siÄ™ myli.
Nie. Kobiety to hipokrytki. Ale...
Poczuła na swoim ramieniu ciepłą dłoń. Usłysza-
ła głos, inny teraz, wcale nie drwiący.
Ale ty jesteÅ› inna, Tess. Takiej kobiety, jak ty,
nigdy jeszcze nie spotkałem.
ROZDZIAA SZÓSTY
Polana, na której rozłożyli się obozem, powitała
ich wielce smakowitym zapachem. Na środku pło-
nęło ognisko, przy ognisku stał Jon, pochłonięty
pieczeniem niewielkiego zwierzÄ…tka nadzianego na
szpikulec. Wokół ogniska ułożone były kamienie, na
jednym z nich stał duży cynowy dzbanek na kawę.
Zza wozu wynurzyła się Dolly, obładowana talerza-
mi i kubkami.
Królik! zawołała do Tess. Nieduży, ale
tłuściutki. Jon go upolował i sprawił w minutę.
Tess uśmiechnęła się serdecznie do dzielnego
Jona i zebrawszy fałdy spódnicy, przysiadła sobie
koło ogniska. Tuż obok, naturalnie, sadowił się już
porucznik.
Rzeczywiście, trafiła ci się niezła sztuka, Jon
powiedział łaskawie.
Ojej jęknęła Dolly, zaglądając do dzbanka.
Tej wody chyba za mało.
Ja przyniosę! zawołał Jamie, podrywając się
122 Heather Graham
z ziemi. Chwycił dzbanek i szybkim krokiem ruszył
ku ścieżce wiodącej do zródełka. Tess patrzyła za
nim zamyślonym wzrokiem, a kiedy znikał już
wśród drzew, zerwała się nagle i pobiegła jego
śladem.
Tess! krzyknęła Dolly. A ty dokąd?
Zaraz wracam!
Dopadła go już przy samym zródle. No cóż,
porucznik, jak zwykle, był bardzo szybki. Stał przy
skalnej ścianie i podstawiwszy dzbanek pod spływa-
jącą strużkę wody, czekał cierpliwie, aż naczynie się
napełni. Tess przez dłuższą chwilę wpatrywała się
w dzbanek, po czym wyrzuciła z siebie jednym
tchem:
Ile pan chce tej ziemi?
Porucznik wzruszył ramionami.
Bo ja wiem... Trudno powiedzieć. Przecież nie
wiem, ile pani jej ma.
Niech pan coÅ› zaproponuje.
To może... połowę. Tak, połowę tego, co pani
posiada.
Połowę? Pan oszalał!
Połowę. Albo wracam do fortu.
Pan nie wie, ile ja mam tej ziemi!
Nie wiem. I nigdy nie targowałem się jeszcze
o coś, czego na oczy nie widziałem.
Dam jednÄ… czwartÄ….
Połowę!
Nigdy!
No to naprawdę nie mam tam po co jechać.
A może... może ja dam panu pieniądze.
Z nadziejÄ… w sercu 123
Nie. Powiedziałem już, czego chcę.
Zadrżała. Bo właściwie to wcale nie wiedziała,
czego on tak naprawdę chce. Uczepił się tej ziemi,
a jednocześnie jego wzrok bez przerwy przemykał
po jej całej postaci, w górę i w dół, w górę i w dół. No
i ten jego uśmiech...
Jedna czwarta, poruczniku.
Nie. Połowa.
Dzbanek był już pełen i porucznik bez słowa
szybkim krokiem ruszył ścieżką. Tess właściwie
biegła za nim, starając się dotrzymać mu kroku. Na
próżno, on i tak pierwszy wkroczył na polanę.
Raptem przystanął. Zdążyła wyhamować w ostat-
niej chwili.
Połowa syknął.
Pózniej o tym porozmawiamy rzuciła pół-
głosem. A pan oszalał. Tak. Oszalał albo jest tak
samo pazerny jak von Heusen. Jest pan po prostu
jeszcze jednym jankeskim carpetbaggerem.
Porucznik nie odezwał się, tylko jakby stężał.
Sztywnym, wojskowym krokiem podszedł do og-
niska, postawił dzbanek na kamieniu i usiadł koło
Jona.
Kawa będzie lepiej smakowała na pełny żołą-
dek odezwała się wesołym głosem Dolly. Zabie-
ramy się do królika!
Jon, krzywiąc się niemiłosiernie, ostrożnie ode-
rwał królikowi nogę.
Ojej, jakie gorące... Według mnie, już gotowe.
Częstujcie się!
Nieszczęsny królik migiem został rozszarpany na
124 Heather Graham
kawałki. Mięso bylo pyszne, wszyscy pałaszowali
w milczeniu. Jamie przyniósł z wozu bochenek
chleba. Był czerstwy, ale nikomu to nie przeszka-
dzało. Potem pili kawę, i tak jak zapowiedziała
Dolly, na pełny żołądek smakowała nadzwyczajnie.
W czasie gdy jedli i pili, przyszła noc. Bardzo szybko
świat spowiła ciemność, ciemność niezwykła, pachną-
ca, aksamitna. Księżyc na niebie był raczej mizerny, ale
gwiazd srebrnych i błyszczących było mnóstwo.
Pięknie, prawda? powiedziała rozmarzonym
głosem Dolly.
O, tak, bardzo pięknie przytaknęła Tess
i nagle ziewnęła. Chyba trzeba zanieść naczynia
do zródełka i pozmywać.
Wolne żarty prychnął Jamie. Przecież
ciemno jak w Hadesie.
I czegóż on znowu się wścieka? Przetrawia ich
dyskusję na temat zapłaty? Chyba nie. On, zdaje się,
po prostu bardzo lubi drażnić się z panną Stuart. Bo,
ogólnie rzecz biorąc, wcale nie jest do niej usposo-
biony przychylnie. A już na pewno nie teraz, kiedy
patrzy na nią tak, jakby chciał ją udusić.
Nic dziwnego, że musiała odezwać się wręcz
opryskliwie.
I co z tego? WezmÄ™ ze sobÄ… latarniÄ™.
W odpowiedzi usłyszała pełen irytacji okrzyk:
Do diabła! Po nocy nigdzie nie będzie pani
sama chodziła!
Poderwał się z ziemi, resztkę kawy wylał w krza-
ki. Niemal cisnął kubkiem o kamień. I wielkimi
krokami ruszył przed siebie w ciemność.
Z nadziejÄ… w sercu 125
Co go ugryzło? spytała cicho Tess.
A kto go tam wie mruknÄ…Å‚ Jon. Powoli
podniósł się z ziemi i przeciągnął leniwie. Szanow-
ne panie! Nie wiem, jak panie, ale ja udaję się już na
spoczynek.
Ale dokąd on poszedł?
Będzie pierwszy stał na warcie.
A my wszyscy idziemy spać oświadczyła
Dolly. Tess, chodz do wozu.
Jon przeciągnął się jeszcze raz i zakrzątnął koło
swego legowiska. Rozłożył grubą derkę tuż przy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]