[ Pobierz całość w formacie PDF ]
problemami, będzie ci potrzeba dużo siły.
Madeline wsłuchiwała się w brzmienie głosu Saksa. Kojarzył się
z odgłosem uderzania fal o skały wokół latarni. Ciemnych, wysokich i
bardzo niebezpiecznych.
Saks zaczął jeść. Madeline pogrążyła się w rozmyślaniach. Nie
mogła się zdecydować, czy przyjąć jego słowa za dobrą monetę, czy
za grozbę.
61
Anula
ous
l
a
and
c
s
ROZDZIAA 4
Po śniadaniu które zjedli niemal w milczeniu, Saks nie pozwolił
Madeline zabrać się do zmywania. Oznajmił, że sam pózniej to zrobi.
Musiał pomyśleć w spokoju. Nie mógł tego uczynić, mając ją
przed sobą przy stole, obserwującą go spód gęstych rzęs. Zrobiła taką
minę, jakby się obawiała, że on zaraz zerwie się z krzesła, złapie ją za
jeszcze wilgotne włosy i zaciągnie na górę, do łóżka.
Nie byłby to zresztą zły pomysł. Gdy Madeline leniwie wodziła
palcami po jego twarzy, ledwie nad sobą panował. Czy ta dziewczyna
naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że igra z ogniem?
Była albo najdzielniejszą, albo najbardziej naiwną bądz
najgłupszą kobietą, z jaką miał kiedykolwiek do czynienia. Zatopiony
w myślach, nie zważając na deszcz, Saks skierował kroki do miejsca,
w którym znalazł tę ponętną syrenę.
Do diabła, co ona sobie myślała, zabawiając się w gierki z
mężczyzną, którego wcale nie znała? Skąd miała pewność, że Saks nie
rzuci się na nią, natychmiast, tutaj, na kuchennym stole?
Nie musiałby nawet używać siły. W brązowych oczach Madeline
widniało pożądanie. Równie silne jak jego własne.
A więc dlaczego nie skorzystał z okazji i nie pofolgował swemu
ciału, dręczonemu pożądaniem od chwili, gdy popełnił błąd, kładąc
się obok niej w łóżku?
Saks miał gotową odpowiedz. Dlatego, że tej dziewczynie
uratował życie. Chcąc nie chcąc, zyskał jej zaufanie. Nie mógł teraz
62
Anula
ous
l
a
and
c
s
go zawieść. I to bez względu na to, jak trudne będą najbliższe godziny
bądz nawet dni. Snując smętne rozważania, spoglądał na czarne,
ciężkie chmury.
- Tu mnie znalazłeś, prawda?
Miękki głos dochodzący zza pleców zaskoczył Saksa. Odwrócił
się szybko. W odległości kilku kroków ujrzał Madeline. Miała na
sobie oliwkowe poncho, które wisiało obok kuchennych drzwi, gdy
opuszczał latarnię.
Jeśli nawet taka dziewczyna potrafi mnie tak blisko podejść,
jestem już do niczego, pomyślał Saks. Zupełnie wyszedł z wprawy.
- Jeśli będziesz wychodzić w zimno i deszcz, dorobisz się
zapalenia płuc - ostrzegł.
Madeline wzruszyła ramionami. Pod ciężkim, nieprzemakalnym
ubiorem ruch ten, był ledwie widoczny.
- Jestem znacznie odporniejsza, niż na to wyglądam. - Popatrzyła
na płytkie rozlewisko u jej stóp, pozostałe po przypływie. Trochę niżej
fale rozbijały się o skały, wyrzucając w powietrze białe pióropusze. -
Nie odpowiedziałeś na pytanie - przypomniała, uznawszy, że Saks
zbyt długo milczy.
- Tak. Tutaj cię znalazłem-
- Chyba rozpoznaję to miejsce.
Nie odrywała wzroku od wody. Saks milczał wyczekująco. Po
dłuższej chwili Madeline przeniosła wzrok na wzburzone morze.
Wśród białych grzyw ujrzała w oddali jakieś ciemne poruszające się
kształty.
63
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Wieloryby-szepnęła, widząc wyrzucane w górę fontanny wody.
Migrują - wyjaśnił Saks. W oczach Madeline zauważył jakiś
przebłyski pamięci. - Odbywają coroczną wędrówkę. Z wód wokół
południowej Kalifornii aż po Alaskę. Właśnie, kiedy je
fotografowałem, po raz pierwszy spostrzegłem twoją łódz.
- A więc jednak zjawiłeś się tu, żeby mnie szukać. - Madeline
wciąż patrzyła na morze. - Byłam o tym przekonana. -Jak przez mgłę
przypomniała sobie nagle przerażającą scenę. Ledwie mogła ustać na
nogach na chyboczącej się łodzi, a obcy mężczyzna celował do niej z
jakiejś potężnej broni. - Byłam na pokładzie tej łodzi - powiedziała
szeptem. - Z jakimś mężczyzną.
Saks przysunął się bliżej, żeby lepiej słyszeć słowa Madeline.
- Potrafisz go rozpoznać? - spytał spokojnym tonem. Nie chciał
przerywać toku jej myśli.
- Mam przed oczyma jego twarz - odparła. - Jestem prawie
pewna, że nigdy przedtem go nie widziałam.
- Był ktoś jeszcze na łodzi?
- Dwaj inni mężczyzni. Pod pokładem. Zmogła ich choroba
morska - nagle przypomniała sobie Madeline. - Byłam zdziwiona, że
sama czuję się dobrze. Zwykle reaguję fatalnie na kołysanie łodzi.
Wczoraj jednak musiałam być zbyt przerażona, żeby chorować.
- To prawdopodobne - przyznał Saks. Musiała kiedyś mieszkać
nad morzem, bo skąd by wiedziała, że jest kiepskim marynarzem? -
wydedukował. Postanowił, że na ten temat wypyta ją pózniej.
64
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Rozejrzyj się - zaproponował spokojnym głosem. -Wyobraz
sobie, że jesteś na pokładzie łodzi. Co widzisz?
- Och! - Oczy Madeline zrobiły się ogromne. Saks spostrzegł, że
znów sobie coś przypomniała. - Widzę wieloryba Wyskoczył z wody
tuż obok łodzi.
To tę chwilę uchwycił, fotografując morze. Teraz miał dc siebie
pretensję, że wcześniej o tym nie pomyślał. Umysłowo też stawał się
coraz bardziej ociężały.
- Właśnie wtedy rzuciłam się do morza-oznajmiła Madeline, a
Saks poczuł podziw dla jej odwagi. - Wiedziałam, że to wielkie
ryzyko - dodała nieswoim głosem, tak jakby znajdowała się nie obok
niego, lecz nadal w lodowatej morskiej otchłani. - Nie miałam
wyboru. Ten mężczyzna chciał mnie zabić. Woda była strasznie
zimna, bardziej, niż to sobie wyobrażałam, a ja nie miałam pojęcia,
jak daleko jestem od lądu - Odetchnęła głęboko. Zaczęła drżeć, lecz
mówiła dalej: -Natychmiast ścierpłam. Nogi i ręce były tak ciężkie,
jakby ważyły całe tony. Próbowałam jednak płynąć lub przynajmniej
się poruszać. I wtedy zobaczyłam światła. Uświadomiły mi, że ląd jest
zbyt daleko jak na moje siły.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]