[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wątpliwości, że Ugluk ze swoim oddziałem nadciągnął z Isengardu i że mówił o
Sarumanie jako o swoim władcy.
- Hm... hm... - mruknął Drzewiec, gdy wreszcie w swej opowieści hobbici doszli do bitwy
między bandą orków a jezdzcami Rohanu. - No, no. Niemało nowin od was usłyszałem.
Nie powiedzieliście mi wszystkiego, nie, dużo przemilczeliście. Ale nie wątpię, że
postępujecie tak, jak by sobie Gandalf życzył. Widzę też z tego, że dzieją się ważne
rzeczy na świecie, a co właściwie się dzieje, pewnie dowiem się w swoim czasie, w dobrej
albo w złej godzinie. Na korzeń i gałązkę! Dziwy, dziwy! Wyrósł nagle z ziemi mały
ludek, o którym nie ma ani słowa w starych spisach, i patrzcie! Dziewięciu
zapomnianych jezdzców zjawia się znowu, żeby tych malców tropić, a Gandalf zabiera
ich na wielką wyprawę, Galadriela podejmuje w Karas Galadhon, orkowie ślą za nimi w
pogoń swoje bandy het poza granice Dzikich Krajów. Porwała ich w swój wir wielka
burza. Miejmy nadzieję, że z niej wyjdą cało.
- A jak będzie z tobą? - spytał Merry.
- Hm... hm... Nie mieszałem się dotychczas do wielkich wojen. To sprawy przede
wszystkim elfów i ludzi. A także czarodziejów, bo ci zawsze troszczą się o przyszłość.
Nie stoję po niczyjej właściwie stronie, bo nikt właściwie nie stoi po mojej, jeżeli
rozumiecie, co chcę przez to powiedzieć. Nikt już nie dba o lasy tak, jak ja, nawet
dzisiejsze elfy. Mimo to więcej żywię przyjazni dla elfów niż dla innych plemion. To elfy
przed wiekami uleczyły nas z niemoty, a mowa jest wielkim darem, nie zapomnimy im
tego nigdy, chociaż nasze drogi rozeszły się już od dawna. Są reż na świecie stwory, z
którymi na pewno nigdy się nie sprzymierzę, którym jestem z wszystkich sił przeciwny:
ci tam... burarum... - Drzewiec zamamrotał basem z wielkim obrzydzeniem. - Orkowie i
władcy, którym orkowie służą. Niepokoiłem się, kiedy cień zalegał Mroczną Puszczę, ale
kiedy cofnął się do Mordoru, przestałem się na jakiś czas martwić. Mordor jest daleko
stąd. Teraz jednak zdaje mi się, że wiatr dmie od wschodu i kto wie, może już zbliża się
koniec wszystkich lasów świata. Stary ent nie może nic zrobić, żeby powstrzymać burzę.
Musi ją przetrwać albo zginąć. Ale jest jeszcze Saruman! A Saruman to nasz sąsiad. Tego
mi nie wolno zapomnieć. Z Sarumanem muszę coś zrobić. Wiele ostatnio myślałem, co
by tu zrobić z Sarumanem.
- Co to za jeden ten Saruman? - spytał Pippin. - Czy znasz jego historię?
- Saruman jest czarodziejem - odparł Drzewiec. - Więcej nic wam o nim nie umiem
powiedzieć. Nie znam historii czarodziejów. Pojawili się pierwszy raz, gdy Wielkie
Okręty nadpłynęły zza Morza, ale czy przybyli na tych okrętach, tego nie wiem.
Saruman, jak słyszałem, cieszył się między nimi wielkim poważaniem. Od pewnego
czasu, wedle waszej rachuby od bardzo dawna, zaniechał wędrówek i przestał mieszać
się do spraw elfów i ludzi. Osiadł na stałe w Angrenost, czyli w Isengardzie, jak nazywają
to miejsce ludzie z Rohanu. Z początku siedział cicho, ale z biegiem lat coraz głośniej
było o nim na świecie. Został podobno z wyboru głową Białej Rady, ale nic dobrego z jej
poczynań nie wynikło. Teraz myślę, że może Saruman już wtedy knuł jakieś ciemne
plany. W każdym razie sąsiadom nie przyczyniał kłopotów. Nieraz z nim rozmawiałem.
Był taki czas, gdy lubił przechadzać się po moim lesie. Grzecznie pytał wtedy zawsze o
pozwolenie, przynajmniej jeśli mnie spotkał; słuchał pilnie wszystkiego, co mówiłem, a
ja mu powiedziałem wiele rzeczy, których by sam na pewno nie odkrył. Nigdy mi jednak
nie odwzajemniał się szczerością za szczerość. Nie pamiętam, żeby mi cokolwiek
powiedział. Zamykał się w sobie coraz bardziej. pamiętam jego twarz, chociaż od lat już
jej nie widziałem; stała się z czasem jak okno w kamiennym murze, zamknięte od
wnętrza okiennicami.
Zdaje mi się, że zgaduję, do czego Saruman teraz dąży. Chce być Potęgą. Jemu w głowie
metale i kółka, o żywe stworzenia wcale nie dba, chyba, że może posłużyć się nimi
chwilowo. Dzisiaj to już jasne jak słońce, że Saruman jest nikczemnym zdrajcą. Zbratał
się z najpodlejszym plemieniem, z orkami. Brm, hm... Ba, gorzej jeszcze: odmienił
orków, zadał im jakiś niebezpieczny czar. Isengardczycy stali się bardzo podobni do
ludzi, ale do złych, przewrotnych ludzi. Wszelkie złe stwory, które służą Wielkim
Ciemnościom, poznaje się po tym, że nie mogą ścierpieć słońca. Ale orkowie Sarumana
znoszą je, chociaż na pewno ze wstrętem. Ciekawe, jak on to zrobił? Czy Isengardczycy
są ludzmi, których on w orków zaklął, czy też mieszańcami obu tych ras? Straszna byłaby
to podłość Sarumana...
Drzewiec mruczał coś pod nosem przez długą chwilę, jakby wymawiał jakieś
najgłębsze, podziemne przekleństwo w języku entów.
- Nieraz dawniej dziwiło mnie, że orkowie zapuszczają się tak śmiało w mój las i
przechodzą tędy jakby nigdy nic - podjął znowu. - Dopiero ostatnimi czasy zrozumiałem,
że to sprawka Sarumana, który od lat wyśledził ścieżki i odkrył moje tajemnice. Ten
niegodziwiec i jego sługi pustoszą las. Na skrajach rąbią drzewa, dobre, zdrowe drzewa.
Niektóre zostawiają zwalone, żeby gniły na miejscu, po prostu ze zwykłej orkowej
złośliwości. Ale większość pni zabierają ze sobą, żeby nimi podsycać ognie Orthanku.
Znad Isengardu stale teraz wzbijają się dymy.
Przeklęte niech będą jego korzenie i gałęzie! Wiele spośród tych drzew było moimi
przyjaciółmi, znałem je od orzeszka, od nasienia. Wiele z nich mówiło swoim własnym
głosem, dziś na zawsze umilkłym. Pustkowia, poręby najeżone pniakami i zarosłe
cierniem szerzą się tam, gdzie ongi śpiewał zielony las. Za długo się leniłem.
Dopuściłem do szkód. Trzeba temu kres położyć!
Gwałtownym podrzutem Drzewiec zerwał się z łoża, wstał i ciężką rękę położył
na stole, aż misy światła zadrżały i wystrzeliły z nich dwa słupy płomieni. W oczach
olbrzyma migotały zielone ogniki, a nastroszona broda zjeżyła mu się niby ogromna
miotła.
- Położę temu kres - mruknął basem. - Wy pójdziecie ze mną. Będziecie mi zapewne
użyteczni. W ten sposób pomożecie też swoim przyjaciołom, bo jeśli nikt nie powstrzyma
Sarumana, Rohan i Gondor będą zagrożone od zaplecza tak samo, jak są od frontu.
Wspólna droga przed nami: do Isengardu!
- Pójdziemy z tobą - rzekł Merry. - Zrobimy wszystko, co w naszej mocy.
- Tak! - rzekł Pippin. - Chciałbym wiedzieć, jak Biała Ręka zostanie odrąbana.
Chciałbym przy tym być, nawet gdybym nie na wiele mógł się przydać. Nigdy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl