[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gowany do Forum" w zupełnie konkretnej misji, a ta sprawa nie ma przecież nic wspólnego ze złodziejami
hotelowymi. O co chodzi, nie wiadomo, ale na pewno złodziejka hotelowa nie prosiłaby o pomoc funkcjonariu-
sza milicji. Nonsens. No tak, ale prawdę mówiąc, co wie o tej pięknej kobiecie? Może prowadzi jakąś grę? Szy-
kuje zasadzkę?^
Po dłuższych rozważaniach postanowił jednak zameldować pułkownikowi o jutrzejszym spotkaniu.
Mimo iż myśli sierżanta Kopacza krążyły uparcie wokół tajemniczej kartki oraz ciemnozielonego Renaul-
ta, nie zaniedbywał swoich codziennych obowiązków. Biegał po piętrach, zaglądał do restauracji, kręcił się kolo
recepcji.
Zauważył, że tego dnia Wiktor Bodzicki wykazywał ogromne ożywienie i także miał do załatwienia ja-
kieś interesy w recepcji.
W pewnym momencie z windy wysiadła pani Vauban i, nie patrząc na nikogo, nie rozglądając się, poło-
żyła klucz na recepcyjnej ladzie, a następnie energicznym krokiem wyszła z hotelu.
Bodzicki, który znajdował się w pobliżu, przysunął się błyskawicznie i nakrył klucz dłonią.
Kazio niósł właśnie na tacy dwie butelki coca-coli i cztery szklanki. Razem wsiedli do windy. Kopacz
spytał:
Pan na które piętro?
Na dziesiąte. Sytuacja stawała się coraz bardziej podejrzana, ponieważ młody człowiek zajmował
pokój na szesnastym piętrze.
Sierżant Kopacz pojechał wyżej, na dwunaste, natychmiast zjechał na dziesiąte, postał chwilę przy win-
dzie i bez pośpiechu ruszył korytarzem.
Bodzicki wychodził z pokoju pani Vauban z dużą, ciężką walizką. Kazio z obojętną miną poszedł za nim i
znowu obaj znalezli się w windzie.
Młody człowiek uśmiechnął się niewyraznie. Kazio odwzajemnił się promiennym uśmiechem.
W recepcji kandydat na współpracownika Polskiej Akademii Nauk położył klucz na ladzie i pośpiesznie
skierował się ku wyjściu.
Dopiero na ulicy podszedł do niego sierżant Kopacz.
Ciężka ta waliza. Pomogę panu.
Ach, to pan Bodzicki był niemile zaskoczony. Nie, bardzo dziękuję. Dam sobie radę.
Po taksówki?
Tak. Ale niech się pan nie fatyguje.
To dla mnie żadna fatyga. Sierżant Kopacz prawie siłą odebrał młodzieńcowi walizkę. Po co ma
się pan męczyć. Taki ciężar. Spoci się pan.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności na rogu %7łurawiej i Parkingowej stał radiowóz.
Kazio popchnął w tym kierunku swojego towarzysza.
Tym będziemy prędzej.
Ależ to milicyjny...
Nie szkodzi. Podrzuci nas.
Milicjanci spojrzeli na nich ze zdumieniem. Kopacz błyskawicznie wyjaśnił sytuację i pokazał legityma-
cję służbową. Następnie wepchnął Bodzickiego razem z walizą do radiowozu.
Wszystko potoczyło się tak szybko, że domniemany uczestnik naukowych zjazdów nie próbował nawet
protestować. Był kompletnie oszołomiony. Dopiero w komendzie przyszedł trochę do siebie i zaczął się bronić.
Co to jest? Co to znaczy? To gwałt. Nie macie prawa! Ja złożę skargę. Chyba nie wiecie, kim ja je-
stem.
Wiemy odparł spokojnie Kopacz. Jesteś, przyjacielu, złodziejem hotelowym.
Co takiego? To oszczerstwo!
A ta walizka czyja? Pana?
No chyba, że moja. A czyja miałaby być?
Tak? Więc proszę ją otworzyć. Zamknięta na klucz.
Bodzicki zmieszał się.
Nie mam przy sobie kluczyka.
No to w jakim celu wytaszczył pan tę walizę z hotelu?
Chciałem ją przewiezć do znajomych.
Do jakich znajomych?
No... do moich znajomych. A zresztą co TO pana obchodzi? Nie mogę sobie przewiezć własnej waliz-
ki, gdzie mi się podoba?
Wszedł porucznik Olszewski.
Obywatelu poruczniku zameldował Kopacz. Przywiozłem z hotelu Forum" tego gościa.
To nieporozumienie, proszę pana. Bezprawie! próbował znowu Bodzicki.
Olszewski spojrzał na sierżanta.
Powiedzcie, jak było.
Zwyczajnie było; Zabrał cudzy klucz z recepcji, wszedł do pokoju jednej pani, chwycił walizkę i wy-
szedł, a ja za nim. Akurat trafił się radiowóz, to go władowałem i przyjechaliśmy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]