[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Napisał adres niezupełnie pewną ręką, zszedł na dół otworzyć drzwi i czekał tam na indyka.
Gdy stał przed drzwiami, uwagę jego zwróciła kołatka.
Poczciwa! Będę cię kochał, dopóki życia mi starczy... zawołał, głaszcząc ją pieszczotliwie.
Dziwna rzecz, że nigdy przedtem nie zwróciłem na nią uwagi. Jak ona sympatycznie wygląda!
Lecz oto indyk. Hej, daj go tutaj! Jak się masz, chłopcze! %7łyczę ci wesołych świąt.
Indyk był ogromny. Trudno było wprost uwierzyć, żeby tak wielki i ciężki ptak mógł się
utrzymać na własnych nogach.
Ależ przyjacielu rzekł Scrooge nie dodzwigasz go do Camden Town. Musisz wziąć
dorożkę.
50
Mówiąc to odliczył należność za indyka i za dorożkę, śmiejąc się przy tym bez przerwy.
Potem wrócił na górę, cały spocony i zadyszany, ale wciąż się jeszcze śmiał.
Niełatwo mu przyszło z ogoleniem, ponieważ ręce mu drżały. Wiadomo przecież, że czynność
ta wymaga wielkiej uwagi. Ale gdyby nawet odciął sobie brzytwą kawałek nosa, to i wówczas
nie straciłby dobrego humoru.
Ogoliwszy się, przywdział najlepsze ubranie i wyszedł przejść się nieco.
Ludzie już wyroili się z domów i snuli się tłumnie, weseli, ożywieni, jak wtedy, kiedy
odbywał wędrówkę po ulicach Londynu z duchem obecnych świąt.
Z założonymi w tył rękoma, Scrooge szedł powoli, patrzył na ludzi wesoło się uśmiechał.
Miał tak sympatyczną minę, że kilku jegomościów, już w dobrych humorach, zaczepiło go
słowami:
Dzień dobry, sir! %7łyczymy wesołych świąt!
Scrooge często potem zapewniał, że nigdy w życiu nie słyszał słów, które by równie
przyjemnie brzmiały.
Przeszedłszy kilka kroków, spostrzegł idącego naprzeciw poważnego dżentelmena, który
odwiedził go wczoraj w kantorze, pytając: Firma Scrooge i Marley, jeżeli się nie mylę?
Scrooge doznał uczucia wstydu na myśl, że człowiek ten obrzuci go pogardliwym wzrokiem,
lecz jednocześnie zrozumiał, jak powinien postąpić. Zbliżył się do niego, chwycił za obie ręce i
ściskając je, rzekł;
Witam pana. Jakże zdrowie? Spodziewam się, że wczorajsza kwesta udała się? Nieprawdaż?
Pański sposób myślenia jest bardzo szlachetny, zaszczyt panu przynosi. %7łyczę panu wesołych
świąt.
Pan Scrooge?
Tak, to moje nazwisko. Niech mi będzie wolno usprawiedliwić się przed panem... Otóż, czy
nie mógłbym prosić pana... Tu Scrooge coś mu szepnął do ucha.
Czyja dobrze usłyszałem? zawołał tamten oszołomiony. Drogi panie Scrooge, czy pan to
mówi serio?
Najzupełniej serio! zapewniał Scrooge. Ani pensa mniej. Przecież płacę stary dług. Więc
kiedy mogę się pana spodziewać?
Ale, drogi panie odpowiedział jegomość, serdecznie ściskając dłoń Scrooge a nie wiem
doprawdy, jak mam panu dziękować za tak hojną ofia...
Ani słowa o tym przerwał Scrooge bardzo pana proszę, niech to zostanie między nami.
Zechce mnie pan tylko odwiedzić? Czy mogę na to liczyć?
Ależ z całą pewnością! zawołał skwapliwie poważny jegomość. Nie ulegało wątpliwości,
że ma szczery i niezłomny zamiar jak najrychlej złożyć wizytę Scrooge owi.
Dziękuję panu rzekł Scrooge nieskończenie jestem panu wdzięczny! Do miłego
zobaczenia!
Wszedł do kościoła, potem przeszedł kilka ulic, uważnie obserwując spotykanych ludzi.
Głaskał pieszczotliwie główki mijających go dzieci, wypytywał i hojnie obdarzał żebraków,
zaglądał do suteren i w okna mieszkań parterowych. Wszystko mu się nadzwyczajnie podobało.
Nigdy nie przypuszczał, żeby zwykła przechadzka mogła dostarczyć takiej przyjemności.
Po południu skierował się ku dzielnicy, w której mieszkał jego siostrzeniec.
Kilkanaście razy przeszedł przed domem, zanim odważył się wejść do sieni i zapukać do
drzwi.
Czy pan w domu, moje dziecko? zapytał służącej, młodej i ładnej dziewczyny.
W domu, panie.
Gdzie jest?
51
W jadalni, razem z panią. Niech pan pozwoli, zaprowadzę.
Dziękuję ci, piękne dziecko, sam pójdę. Pan twój zna mnie dobrze. To rzekłszy, Scrooge
zbliżył się do jadalni, ostrożnie nacisnął klamkę i wsunął głowę przez uchylone drzwi.
W tej chwili właśnie odbywało się sprawdzanie świątecznie zastawionego stołu. Małżonkowie
dokonywali tej czynności skrupulatnie, jak przystoi na młodą parę, która jest zwykle na tym
punkcie bardzo wrażliwa i pragnęłaby pod tym względem stać ponad wszelką krytyką.
Fred! szepnął Scrooge.
%7łona siostrzeńca nerwowo drgnęła, jakby usłyszała coś bardzo przykrego. Gdyby Scrooge
zauważył, że siedziała w wygodnym fotelu, ze stołeczkiem pod nogami, przypatrując się z całą
uwagą nakryciu, nigdy nie ośmieliłby się jej zaniepokoić w ten sposób.
Kto tam? krzyknął Fred. Któż, u Boga?
To ja, twój wuj, Scrooge. Przychodzę zjeść z wami obiad. Czy mogę wejść?
Czy może wejść? Także pytanie! Scrooge powinien był podziękować Bogu, że siostrzeniec z
radości nie urwał mu ręki przy powitaniu...
Po upływie dziesięciu minut Scrooge czuł się tutaj jak we własnym domu. Niepodobna sobie
wyobrazić coś serdeczniejszego nad to, jak go tu przyjęto. %7łona Freda nie dała się wyprzedzić
mężowi, jak również Topper i mała, pulchna siostra żony Freda, i wszyscy goście, którzy się
kolejno zjawiali. Całe towarzystwo było zachwycające, uroczo się bawili, miła harmonia
panowała w tym gronie... Prawdziwe szczęście!
Nazajutrz Scrooge udał się do kantoru.
Wstał wcześniej niż zwykle, gdyż postanowił złapać Boba na spóznieniu. Bardzo tego pragnął
i udało mu się. Miał tę przyjemność. Zegar wybił dziewiątą, a Boba jeszcze nie było. Kwadrans
po dziewiątej jeszcze go nie ma. Spóznił się o całe osiemnaście i pół minuty. Scrooge otworzył
szeroko drzwi swego pokoju, aby widzieć, jak Cratchit będzie się przemykał do swej wyziębionej
komórki.
Bob już w sieni zdjął kapelusz i szalik, a otworzywszy drzwi natychmiast usiadł na swoim
stołku i jego pióro zaczęło tak szybko posuwać się po papierze, jakby chciało dogonić stracony
czas.
A to co? burknął Scrooge, starając się swemu głosowi nadać ton jak najbardziej surowy.
Jak można tak się opózniać? Co pan sobie myśli?
Wiem, zawiniłem szepnął pokornie Cratchit bardzo pana przepraszam za spóznienie...
Spóznienie! burknął znów Scrooge. Ja sądzę, że to porządne spóznienie. Proszę tu do
mnie!
Przecież zdarzyło się to tylko raz w ciągu całego roku... usprawiedliwiał się Cratchit,
wychodząc ze swej nory. Nie powtórzy się to więcej, zapewniam pana. Wczoraj zabawiłem się
trochę.
Wszystko to bardzo pięknie przerwał mu Scrooge muszę jednak oświadczyć panu, że
wcale nie myślę dłużej znosić czegoś podobnego. Dlatego ciągnął dalej, zeskakując szybko z
krzesła i dając Bobowi takiego kuksańca, aż ten zatoczył się do swojej komórki dlatego...
podwyższam panu pensję!
Bob, przerażony, rzucił się do linii leżącej na kantorku. Miał zamiar schwycić Scrooge a za
kołnierz, zawołać ludzi i przy ich pomocy wpakować pryncypała w kaftan bezpieczeństwa.
Nie doszło do tego.
%7łyczę ci wesołych świąt, Robercie! odezwał się Scrooge tak poważnie i tak serdecznie, że
nie można było wątpić w szczerość jego słów, tym bardziej, że jednocześnie poklepał Boba po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]