[ Pobierz całość w formacie PDF ]

początkiem nowego dnia i czuła się szczęśliwa, będąc z nim, choć nawet nie
wiedziała, co przyniesie dzień.
Odwrócił głowę i napotkał jej wzrok. Gdy podchodziła, wyciągnął do
niej rękę. Spletli dłonie i przyciągnął ją do siebie. Postawił przed sobą,
przytulił i razem patrzyli na wschód słońca.
Salem nie miała pojęcia, dokąd płyną, ale to jej nie obchodziło.
Jeśli to miało być ich pożegnanie, przyrzekła sobie, że będzie cieszyć się
każdą chwilą i nie będzie błagać o więcej.
John zwolnił obroty silnika, gdy zbliżyli się do jednej z niezamieszkałych
wysepek. Po chwili wpłynęli na płyciznę. Zatrzymał łódz i zarzucił kotwicę.
Kładąc ręce na ramionach Salem, odwrócił ją do siebie.
 Co myślisz o popływaniu wczesnym rankiem? Zerknęła na plażę
oddaloną od wyspy o jakieś pięćdziesiąt metrów.
 Do wyspy?
 Do wyspy  przytaknął.
Zszedł z mostka po drabince. Na pokładzie zrzucił buty i spojrzał w górę,
na Salem.
 Idziesz?
Gdy zeszła na pokład, John skoczył do wody. Salem zdjęła buty i
ściągnęła sweter, rzucając go na deski. Została w dżinsach i koszuli tak jak
John. Skoczyła do wody i zaczęła płynąć do brzegu.
John czekał na płyciznie. Wziął ją za rękę i przycisnął do siebie. Całując
mocno, pieścił jej ciało. Kiedy uniósł głowę, w jego oczach płonęło
pożądanie, ale nie pocałował jej ponownie. Wziąwszy za rękę, poprowadził
na brzeg. Salem, zdumiona, szła patrząc pod nogi, omijając korzenie drzew i
gałęzie leżące na ścieżce. John zatrzymał się. Podniosła głowę i zobaczyła
polankę, na której stał namiot. Płonąca latarnia wisiała na gałęzi.
 Kiedy zdążyłeś to zrobi ć?
 W nocy.
Podszedł do latarni i zgasił ją. Nie potrzebowali sztucznego światła,
wzeszło już słońce.
 To jest jedyne miejsce, które przyszło mi na myśl. Tu nikt nam nie
przeszkodzi.
Wsunął się do namiotu i po chwili wrócił z dużym, puszystym
RS
119
ręcznikiem. Uśmiechał się zmysłowo, idąc w kierunku Salem.
 Jesteś cała mokra.
 Ty też.
Zaczął wycierać jej twarz i szyję. Jego dotyk rozpalał ją jak zwykle.
Patrząc jej w oczy, powiedział cicho:
 Nie chcę, żebyś jechała do Monterey. Spojrzała na niego zmieszana.
 To dlaczego mówisz wszystkim, że zamierzam przyjąć ofertę?
 Powiedziałem sobie, że decyzja musi być twoja. Zawsze mówiłaś, że
jesteś dorosła i wiesz, czego chcesz. Miałem nadzieję, że zrozumiesz, iż
twoje miejsce jest tu, ze mną.
Będąc tak blisko niego, nie mogła myśleć. Odeszła kilka kroków.
 Przez te wszystkie lata nauczyłeś mnie wielu rzeczy: pływania,
sterowania łodzią, prowadzenia samochodu i tego, jak przetrwać. Nigdy
jednak nie nauczyłeś mnie, jak być utrzymanką. Nie sądzę, że będę dobra w
tej roli.
Gorące spojrzenie Johna przewiercało ją na wylot., Czuł, jak boleśnie i
mocno bije mu serce. Poczuł też strach.
 A co byś powiedziała o żonie?
Zanim zdążył się zorientować, Salem rzuciła mu się w ramiona. Ręcznik
spadł na ziemię. John tulił ją, rozsadzała go radość. Nie dbał o ból
nadgarstka. Trzymając ją, okręcał się dookoła. Czuł się tak, jakby darowano
mu życie, w chwili gdy chwiał się na krawędzi wiecznej pustki.
Obcałowując jej twarz, spoczął wargami na jej ustach. Oboje ciężko
oddychali, kiedy wreszcie uniósł głowę.
 Chcę, żebyś była szczęśliwa. Możesz pracować dla grupy z Miami,
nie mam nic przeciwko temu, jeżeli będziesz pracować w Key West. Kiedy
urodzą się dzieci, będziemy musieli to zmienić, ale jakoś sobie poradzimy.
Jesteś biologiem morskim, nie powinnaś z tego rezygnować.
Nagle Salem zesztywniała w jego ramionach. John rozluznił uścisk i
wtedy odsunęła się tak, by widzieć jego twarz.
 Wiem, że nie podoba ci się to, iż nie znam swojego pochodzenia, ale
przysięgam ci, że będę dobrą matką i żoną.
Zamrugał oczami.
 O czym ty, do cholery, mówisz?
 Powiedziałeś w Seattle, że nie wiem, kim jestem. To prawda, żadne z
nas nie zna swoich rodziców, ale nic nie możemy na to poradzić. Nasze
RS
120
dzieci będą miały Deltę i Connie za ciotki i Wyatta za wujka. To więcej, niż
myśmy mieli.
Podszedł do niej i ścisnął za ramię, aż zabolało.
 Do diabła, Salem! Nie mówiłem o twoim pochodzeniu! Miałem na
myśli to, że jesteś młoda i nie znasz samej siebie. Nie obchodzi mnie to, czy
twój ojciec był Kubą Rozpruwaczem, a matka  Gorgonową. Moje
czarujące Cyganiątko, moja cudowna kobieta! Będziesz mnie doprowadzać
do szaleństwa przynajmniej dwa razy dziennie, ale nie chcę żyć bez ciebie.
Gardło miała ściśnięte z emocji, nie mogła wykrztusić słowa. Położyła
ręce na piersi Johna i przesuwając je, objęła go. Wspięła się na palce i
pocałowała, zachwycona jego natychmiastową reakcją.
John długo chłonął jej dotyk i smak, aż poczuł, że pragnie więcej.
Należała do niego i chciał jej pokazać, jak bardzo ją kocha.
Całując usta, powtórzył to, co już mówił:
 Cała jesteś mokra.
W jej oczach pojawił się zmysłowy błysk.
 Moje ubranie jest w łodzi. Uważasz, że powinnam po nie iść?
Zaczął rozpinać jej koszulę.
 Przez chwilę nie będzie ci potrzebne. Sięgnęła do zamka jego spodni.
 Jak długa jest ta chwila? Pochylił głowę.
 Co myślisz o wieczności? Westchnęła, czując pulsowanie krwi.
 To chyba wystarczająco długo.
RS
121
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl